REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Książki

W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa, tylko ludzi już nie ma

Statystyczny leming, gdy już dostanie kredyt na swoje nowe, wilanowskie mieszkanko, wsiada do toyoty yaris i pędzi w kierunku Janek. Po kilku wyczerpujących godzinach, które przypieczętowały klopsiki z żurawiną, zadowolony wraca do domu z mnóstwem kartonowych opakowań. Skrywają one nowe, dizajnerskie meble "ze Szwecji", absorbujące czas w magiczny wręcz sposób. Ich montaż pozwala przypomnieć błogie dzieciństwo spędzone nad klockami Lego, a po ukończonej pracy dom wygląda jak ze zdjęcia w katalogu (albo jak jego namiastka).

07.05.2013
19:30
W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa, tylko ludzi już nie ma
REKLAMA
REKLAMA

Ingvar Kamprad wywrócił do góry nogami sposób, w jaki patrzyliśmy na meble i wyposażenie domu. Koniec z ciężkimi szafami i stołami, których przetransportowanie kosztowało skoliozę. Ikea, bo tak Kamprad nazwał swoją firmę, stałą się synonimem niedrogich, estetycznych mebli w wygodnych paczkach. To właśnie on jest jednym z bohaterów książki "W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa". Czy taki leming, siedzący przy swoim stoliku za dwie dychy, rozmyśla nad tym, kto przyczynił się do powstania tego ekonomicznego stoliczka?

Może lepiej, żeby nie wiedział. Świadomość jednego dziadka z Wehrmachtu mu wystarczy. Ingvar Kamprad należał do szwedzkich faszystów, sympatyzował z poglądami Hitlera, a jego najlepszym przyjacielem... był Żyd. Paradoks? Chichot historii? A może po prostu zwykłe zrozumienie względem drugiego człowieka w tych trudnych czasach? Otton Ullmann trafił do Szwecji z rodzinnej Austrii, która po anschlussie przestała być krajem przyjaznym Żydom. Skandynawia okazała się być wybawieniem dla ciała, ale katuszą dla duszy. Młodzieniec jest świadkiem holokaustu w formie nie bezpośredniej, co nie znaczy, że mniej tragicznej. Listy z Wiednia, które otrzymuje od ukochanej rodziny, pomimo neutralnej formy są świadectwem rozpaczy i walenia się w gruzy dobrze poukładanego świata, który raz na zawsze przepadł.

REKLAMA

Kochany Otto, słyszałem, że wmawiasz sobie, że jest Ci źle. Mogę Cię zapewnić, że cieszyłbym się, gdybym był w Twojej sytuacji.

"W Lesie Wiedeńskim..." uderzyła mnie w dwóch punktach: moją wyobraźnią, dosadnie reagującą na niezbyt zawoalowane opisy represji i formą narracji. Na początku nie wiedziałem, czy mam do czynienia z reportażem, czy z prozą - wątpliwości zostały wkrótce rozwiane. To mariaż tych dwóch gatunków. Elisabeth Asbrink ukazuje jeszcze jeden ważny aspekt szwedzkiej (i nie tylko) historii, który był przez lata owiany zasłoną milczenia. Demonstracje faszystowskich organizacji, zamykanie granic dla uchodźców, powszechny antysemityzm w społeczeństwie... Z tym wszystkim musiał zmagać się jeden młody mężczyzna i drugi, który chciał o tym zapomnieć. Zapomnieć też należy o zabraniu czytnika z tym e-bookiem na majówkę - to nie jest lekka lektura. Może bardziej odpowiednim miejscem na lekturę byłby... las?

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA