W 1999 roku oddano „Matrixa” – film znacznie wykraczający poza to, co dotychczas oferowało kino. Nadal jest on tak samo dobry jak ponad 10 lat temu, a zobaczymy go dzisiaj o 21:00 w kanale TCM.
The Matrix has you
Keanu Reeves jest niebywale skromnym człowiekiem i za to go podziwiam, ale daleko mu do wybitnego aktorstwa. Zasłynął on jednak rolą w „Matrixie” i cały czas będzie z nią kojarzony. Nie dziwi więc, że – wtedy jeszcze mało znani – Wachowscy początkowo szukali popularniejszego i lepszego aktora. Z różnych powodów rolę w filmie odrzucili Brad Pitt, Will Smith, Tom Cruise, Leonardo DiCaprio czy nawet Nicolas Cage. Zawsze chętnie przyjmuje on niemal wszystkie propozycje, lecz tym razem zobowiązania rodzinne zmusiły go do odmowy. I dobrze, bo zupełnie nie widzę go jako Neo. Z kolei między innymi Russell Crowe odrzucił możliwość zagrania Morfeusza. Obaj aktorzy, Reeves i Fishburne, stworzyli mimo to postacie kultowe.
Welcome to the real world
Zanim rozpoczęto pracę nad filmem, aktorzy spędzili cztery miesiące na nauce sztuk walki. Dzięki temu „Matrix” to piękne, efektowne pojedynki kung-fu, do których choreografię stworzył Woo-ping Yuen – „Pijany mistrz” i „Kill Bill 2”. Pomimo tego dzieło byłoby pozbawione ikry, gdyby nie piorunujące efekty specjalne. Po raz pierwszy w kinie na tak ogromną skalę wykorzystano niewiarygodnie dopracowany efekt bullet time. Scena, gdy Neo robi unik przed kulą wystrzeloną przez Agenta Smitha, pozostaje na zawsze w pamięci. Zresztą sztuczki innego rodzaju, jak na przykład wybuch helikoptera, także zachwycają.
What is real? How do you define real?
„Matrix” zarazem to nie tylko ciekawa walka wręcz, strzelaniny i widowiskowa otoczka. Na całkiem szeroką skalę autorzy odwołują się bowiem do filozofii, religii i nauki. Znajdziemy tu nawiązanie do słynnej „Jaskini Platona” – bohater, zanim wybrał czerwoną pigułkę, znał tylko iluzję prawdziwego życia rozumianą w religiach wschodu jako „Maja”. Przede wszystkim jednak teoria, jakoby wszystko, co nas otacza, stanowiło jedynie symulację, znajduje pewne potwierdzenia w nauce – uczeni cały czas badają tę kwestię, znajdując mniej lub bardziej przekonujące dowody i szukając jednoznacznego potwierdzenia, czy żyjemy we wspomnianej symulacji.
He is the one!
Produkcja Wachowskich to ponadczasowe, fenomenalne kino. Okazuje się nie tylko klimatyczne i efektowne wizualnie, ale tkwi w nim pewna metafizyka – jedni poczują ją od razu, a drudzy prawdopodobnie dopiero przy następnych seansach. Do filmu chętnie wraca się nawet po raz kolejny, ponieważ zawsze jest on niezapomnianym przeżyciem. Wybierajcie: Matrix albo czerwona pigułka z kanałem TCM!