A miało być tak pięknie... "Warcraft: Początek" nie jest rozczarowaniem na miarę niesławnego "Batman vs Superman", ale to film, który ma szanse spodobać się tylko jednej - za to całkiem sporej - grupie docelowej. Graczom.
"Warcraft: Początek" to - jeżeli ktoś jeszcze nie wie - ekranizacja popularnej serii gier komputerowych, wywodzącej się z gatunku RTS. Fabuła filmu rozgrywa się rok przed wydarzeniami przedstawionymi w pierwszej odsłonie cyklu, noszącej podtytuł "Orcs & Humans". Akcja skupia się inwazji orczej Hordy na ludzkie królestwo Azeroth. Przewodzone przez opętanego potężną, ale i niszczycielską mocą zwaną Spaczeniem, Gul'dana orki przybywają do tej krainy, by zdobyć nowe miejsce do życia. Jednakże sprowadzenie wszystkich przedstawicieli tej rasy za pomocą magicznego portalu wymaga energii życiowej wielu ofiar. Przewodzeni przez Llane'a Wrynna ludzie muszą dać odpór najeźdźcom, w przeciwnym wypadku ich domy legną w gruzach, a oni sami staną się pożywką dla Spaczenia.
Filmowy "Warcraft" pokazuje konflikt z punktu widzenia obu stron barykady - orków i ludzi.
Ta pierwsza rasa, łamiąc nieco stereotyp, jakim obrosła przez lata, nie jest wcale przedstawiona jako bezrozumne, krwiożercze stado - owszem, to lud raczej barbarzyński, ale ceniący sobie takie wartości jak honor, duma, wierność czy prawda. Co ciekawe, brakuje tu wyraźnego głównego bohatera - fabuła posklejana jest z perspektywy kilku postaci, w różny sposób zaangażowanych w te wydarzenia. Jest na przykład Durotan, przywódca plemienia Mroźnych Wilków, któremu dostrzega negatywny wpływ Spaczenia na wszystko co żyje, Garona, pogardzany przez współbratymców mieszaniec, Anduin Lothar, dzielny wojownik i brat króla czy Khadgar, mag, który odszedł z Kirin'Tor i na własną rękę szuka wiedzy i mocy.
Wszyscy ci bohaterowie - a jest ich jeszcze więcej - są zasadzie równorzędni, każdemu poświęcono z grubsza tyle samo czasu na ekranie. Akcja filmu dość zgrabnie przeskakuje pomiędzy poszczególnymi wątkami, które koniec końców składają się na w miarę spójnie i logicznie poprowadzoną historię. Momentami naciąganie, niekiedy absurdalnie, czasem przesadnie skrótowo, ale umówmy się - chcąc opowiedzieć tak dużo w bardzo ograniczonym czasie, należał się z tym liczyć.
Realizacja filmu pochłonęła około 160 milionów dolarów. I to widać od razu.
"Warcraft: Początek" aż kipi od CGI, które być może za kilka lat będzie trącać myszką, ale póki co prezentuje się bardzo okazale, chwilami robiąc wręcz porażające wrażenie. Niestety oszałamiająca warstwa wizualna nie przykrywa licznych mielizn, jakie znajdują się w tej produkcji.
Filmowy "Warcraft" to niestety zatrzęsienie klisz, drewniane aktorstwo, papierowe postaci i - co najgorsze - kompletny brak emocji. Cała ta intryga fabularna jest nie tylko naiwna oraz przewidywalna i zapewne nikt nie miał złudzeń, że będzie inaczej, ale mimo wszystko dało się ja uwiarygodnić, wzmocnić, sprawić, by była angażująca. Tymczasem ten film się po prostu ogląda, bywa, że nawet z pewną przyjemnością, ale bez jakiegokolwiek zaangażowania. Ktoś zginie, ktoś przeżyje, coś się wydarzy, albo i nie wydarzy - było mi wszystko jedno.
I chociaż bardzo lubię growego "Warcrafta", mam za sobą kilkanaście miesięcy intensywnej gry w "WoW-a", to daleko mi do psychofana.
A to przede wszystkim dla takich osób skierowany jest ten film. Do widzów, którzy uśmiechną się na widok Murlocka albo podekscytują, że czwartoplanowanym bohaterem jest ktoś, kto w przyszłości będzie kimś znaczącym i kogo znają z gry. Ponadto ewidentnie czuć, że "Początek" to nic więcej jak wprowadzenie do tego świata, przez co sam w sobie jest niesatysfakcjonujący.
Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na pytanie czy warto się na "Warcraft: Początek" wybrać do kina, czy w ogóle warto obejrzeć to widowisko. Krytycy - słusznie - mieszają ten film z błotem, fani (gier) - słusznie - się nad nim rozpływają. Obiektywnie to produkcja mniej więcej na poziomie "Łowcy i Królowej Lodu", ale sentyment potrafi zdziałać cuda. Ja na pierwszą ekranizację gry, która faktycznie będzie mi się podobać, wciąż muszę czekać.