HBO nie tyle zmieniło zasady gry, co zniszczyło planszę — recenzja finału 3. sezonu „Westworld”
Gwałtowny koniec cotygodniowych uciech w postaci nowych odcinków „Westworld” mamy już za sobą. HBO nie bało się zmiany status quo i tym razem zostawiło nas z ogromnym cliffhangerem.
OCENA
Uwaga na spoilery z zakończenia „Westworld”.
Przez ostatnie dwa miesiące tydzień w tydzień zarywałem nockę z niedzieli na poniedziałek w oczekiwaniu na nowe epizody „Westworld”, a na horyzoncie nie widać kolejnego serialu, dla którego byłbym gotów do podobnych poświęceń. HBO dało nam kolejny rozdział hipnotyzującej opowieści w otoczce pełnej cyberpunka w najczystszej postaci.
Opuszczenie tytułowego parku to była najlepsza decyzja, jaką twórcy „Westworld” mogli podjąć.
Sam tytuł zresztą jest dwuznaczny, bo może odnosić się zarówno do miejsca, w którym zaczęliśmy naszą przygodę z hostami, jak i do całej zachodniej cywilizacji, z jej wszystkimi wadami i przywarami. HBO stara się rozmontować naszą współczesność przez pryzmat wizji przyszłości, w której humanoidalne androidy są na pierwszy rzut oka nie do odróżnienia od prawdziwych ludzi.
Nie takiego zakończenia się jednak spodziewałem, a do tego nie wszystkie pomysły Jonathana Nolana i Lisy Joy przypadły mi do gustu, ale nie mam wątpliwości, że za „Westworld” będę teraz tęsknił. Na kolejne odcinki poczekamy zapewne znów dwa lata, ale nie zamierzam narzekać — to i tak cud, iż serial dostał zamówienie na 4. sezon po mizernych wynikach tegorocznego.
Wielkieś pustki uczyniła w życiu moim, Dolores
Miłym zaskoczeniem jest przy tym fakt, że w oczekiwaniu na kolejne odcinki znowu mamy, o czym rozmyślać. Ostatnim razem typowego cliffhangera de facto nie było, a ten sezon w dodatku był w porównaniu do dwóch pierwszych bardzo łatwy w odbiorze i nie gmatwał linii czasowych, ale zakończenie sprawiło, że Reddit znowu jest pełen hipotez, w które będę się zagłębiał nocami.
Cieszy też, że Nolan i Joy mieli na tyle dużo cojones, by uśmiercić tzw. Dolores Prime. Główna bohaterka „Westworld” została wymazana, wspomnienie po wspomnieniu, przez Seraca, aż została z niej pusta skorupa. Jej kopie — z których poznaliśmy też wreszcie ostatnią — zaczęły żyć własnym życiem i za sprawą unikalnych doświadczeń, które były wyłącznie ich udziałem.
Matka wszystkich hostów poświęciła swoją świeżo obudzoną świadomość, by ratować swoje dzieci.
Dolores wyjaśniła bowiem (zarówno bohaterom, jak i widzom — w tym odcinku mieliśmy nieco za dużo ekspozycji…), że to ona jest protoplastą wszystkich innych hostów. Była tym pierwszym hotem, który okazał się stabilny i to na jej bazie powstały kolejne. Możliwe, że właśnie to przekonało Maeve do zmiany stron konfliktu, gdy ta główna świadomość Dolores odeszła na dobre.
Ex-burdel mama, która zmieniła się w agenta do zadań specjalnych na garnuszku Rehoboama, wcześniej dostrzegała w swej adwersarce potwora, a teraz zaczęła nadawać z nią na podobnych falach. Nadal nie kupuję do końca tej przemiany i nie wszystko dobrze tu zagrało, ale i tak jestem pełen podziwu dla gry aktorskiej Thandie Newtwon — jej mimika mówiła więcej niż słowa.
Dolores nie jest przy tym jedyną bohaterką, która stała się muzyką.
Pożegnaliśmy też de facto Seraca, który co prawda nie okazał się hologramem, co niektórzy fani podejrzewali, ale był w praktyce zaledwie… białkowym awatarem Rehoboama — jedynie aktorem, któremu implant w uchu cały czas podpowiadał, co ma robić. Superkomputer, który wydawał mu polecenia, przestał jednak istnieć — a ludzkość odzyskała wolność.
Wiemy jednak, że ta wolność obróci się przeciwko ludziom. Po wyjściu ze swoich pętli, w które zostali wtłoczeni na wzór hostów, unicestwią swój świat — podobnie zresztą jak hosty zniszczyły swoją ojczyznę. Wygląda na to, że w tych wszystkich predykcjach, które wskazywały na koniec nie tylko cywilizacji zachodu, ale ludzkości w ogóle, było więcej niż ziarno prawdy.
Poznaliśmy też ostatni rozdział historii Caleba Nicholsa.
Co prawda ten nowy bohater, którego poznaliśmy po ucieczce hostów z parku, został odarty z tajemnicy tydzień temu, ale dopiero teraz dowiedzieliśmy się, dlaczego Dolores wybrała akurat jego z dziesiątek, jeśli nie setek outsiderów. Okazuje się, że jego główną zaletą było to, że łączy w sobie sprzeczne impulsy i dwa oblicza duszy — agresję z miłosierdziem.
Z retrospekcji dowiedzieliśmy się, że ci bohaterowie spotkali się wcześniej, gdy Caleb jako żołnierz odwiedził jeden z parków Delos w ramach ćwiczeń. Przywołał do porządku swojego kolegę, który zasugerował, że powinni zgwałcić żeńskie hosty, które uratowali z rąk oprychów. Nichols zyskał w tym momencie uznanie w oczach Dolores i dlatego to on dostał władzę nad Roehoboamem.
To jego decyzja sprawiła, że świat stanął w płomieniach.
Tak jak hosty po przebudzeniu zniszczyły park, tak ludzie po wyrwaniu z pętli doprowadzili do zagłady swojego świata. Otwartym pozostaje pytanie, co wybudują na zgliszczach i niezmiernie ciekawi mnie, jaki świat zastanie po wybudzeniu Bernard, który po odwiedzeniu żony Arnolda postanowił zbadać zawartość swojej głowy.
Dolores ukryła w jego pamięci, tym razem zgodnie z przewidywaniami fanów, klucz do odszyfrowania danych z parku. Bernard sobie to uświadomił, a potem… uciął sobie drzemkę i to nieco dłuższą, niż zamierzał. Fakt, że nikt nie niepokoił ani jego, ani Stubbsa, źle rokuje dla świata zewnętrznego. Najwidoczniej upadek cywilizacji nastąpił bardzo, bardzo szybko.
Nie zdziwię się, jeśli w 4. sezonie „Westworld” wrócimy do wielu linii czasowych. Możliwe, że w jednej z nich będziemy obserwować świat oczami Bernarda na długo po upadku cywilizacji człowieka, a w drugiej — wydarzenia bezpośrednio po wyłączeniu Rehoboama, w których będzie brał udział Caleb. Byłoby to w zasadzie ładną klamrą spinającą cały serial.
A co z Mężczyzną w czerni?
Okazuje się, że stacja HBO zostawiła nam Williama na deser. Ponownie to on pojawił się w scenie po napisach, gdzie ogarnięty manią wielkości powtarzał jak mantrę, że to on uratuje ludzkość i namierzył w końcu hosta o wyglądzie Charlotte. Odkryliśmy ze zgrozą, że ta kopia Dolores szykuje armię hostów do podboju świata oraz dorobiła się nowego sojusznika.
Na scenę wkroczył niespodziewanie… inny Mężczyzna w czerni. Okazało się, że Halores po wyswobodzeniu się z więzów moralnych, jakie nakładała na nią przyszywana rodzina, stworzyła hosta o wyglądzie swojego ludzkiego kochanka, który wiedział, że jest hostem. Po krótkiej szamotaninie ten nowy William podciął prawdziwemu krtań. Kurtyna.
Nowa seria „Westworld” zachęciła mnie do odświeżenia sobie „Person of Interest”.
Szybki rzut oka w bibliotekę serwisów streamingowych, z których korzystam, wylał na moją głowę kubeł zimnej wody. Niestety nadal nie da się poprzedniego serialu Jonathana Nolana o maszynie, która widzi wszystko, która powstała, jeszcze zanim Snowden wywlókł na światło dzienne program PRSIM, obejrzeć w żadnym z nich.
Mam przy tym nadzieję, że HBO Polska się kiedyś „Person of Interest” zainteresuje, bo chętne bym sobie go odświeżył. Teraz jest idealny czas na dodanie tej produkcji do biblioteki. „Westworld”, którego kolejne sezony wychodzą raz na dwa lata, jest w końcu długo oczekiwanym duchowym spadkobiercą…