10 lat później, 10 razy więcej absurdów. Wet Hot American Summer: Ten Years Later - recenzja Spider's Web
Gdyby chcieć jednym słowem opisać Wet Hot American Summer: 10 lat później, trzeba by powiedzieć, że to serial absurdalny. To nagromadzenie absurdów nie sprawia jednak, że produkcja Davida Waina jest kiepska, choć z całą pewnością nie wszyscy zostaną jej fanami.
OCENA
Jeśli nie lubicie żartów o kupie i seksie, a także nie przepadacie za parodiami, to w Wet Hot American Summer nie macie czego szukać. Zaprezentowany humor wyda się wam zbyt pospolity i obraźliwy, ale ja już teraz powiem - nie wiecie, co tracicie. Oglądanie Wet Hot American Summer bez świadomości i bez zaakceptowania tego, że reżyser i aktorzy puszczają do nas oko, mija się z celem. Bo choć w teorii część dowcipów z serialu można by skwitować jako "obrzydliwe", koncept na tę produkcję jest rewelacyjny.
I sama produkcja bawi, przynajmniej mnie. Ale ja uwielbiam tego typu historie.
Wet Hot American Summer: 10 lat później kontynuuje opowieść, którą poznaliśmy w Wet Hot American Summer: First Day of Camp. Chociaż, jeśliby sięgnąć dalej, wszystko zaczęło się tak naprawdę w filmie Wet Hot American Summer, którego produkcja Netfliksa wydana w 2015 roku jest prequlem. Mimo to nie ma obowiązku oglądania poprzedniej serii czy filmu. Jasne, gorąco to polecam, bo jeśli w ogóle interesuje was Wet Hot American Summer: 10 lat później, to lepiej najpierw obejrzeć First Day of Camp, żeby nabrać kontekstu i jeszcze lepiej się bawić. Natomiast twórcy nie udaremniają nam tej zabawy, jeśli serialu nie zobaczymy. Komentarze są na tyle jasne, a powiązania nie tak ścisłe, że bez problemu odnajdziemy się w tej historii.
A ta jest szalona, zwariowana, dziwna, głupawa, niewiarygodna, nienormalna, niemoralna, chora i... cóż, to trzeba zobaczyć.
Jesteśmy dziesięć lat później, jest rok 1991. Obozowicze, których poznaliśmy w 1981 roku w Firewood, wracają na stare śmieci. Mają już ponad 20 lat i część z nich zdołała ułożyć sobie życie. Można by rzec - wydorośleli. Ale wciąż pamiętają o dawnej umowie, by spotkać się w tym samym miejscu, o tej samej porze, 10 lat później. Dowiadujemy się, co działo się u każdego z bohaterów przez ostatnie lata i jak ich życie wygląda teraz.
Są wśród nich dziennikarka, początkujący pisarz, mamy producentkę filmu, parę gejów z dzieckiem, bizneswomen, dziewczynę, która nie chce ślubu i którą facet ciągle zdradza, faceta, który ciągle zdradza i jego przyjaciela, który podkochuje się w tej zdradzanej dziewczynie, prawiczka i gościa, którego właśnie rzuciła kobieta. Mieszanka iście wybuchowa.
Już sam sposób przedstawienia postaci jest zabawny - obserwujemy ludzi, którzy po pierwsze nie wyglądają na swoje 26 lat, tak jak i nie wyglądali na 16, a po drugie, osiągnęli w swoim niedługim życiu tyle, ile nie udało się niektórym dobijającym do sześćdziesiątki.
Świetne jest też to, że z jednej strony wszystkie wydarzenia łatwo tu przewidzieć - wiemy na przykład, że ta zdradzana dziewczyna w końcu dowie się o niewierności partnera, a dawne uczucie innych bohaterów powróci, a z drugiej strony, wszystko, co się tu dzieje, jest nieprzewidywalne.
Wet Hot American Summer: 10 lat później to mieszanka kontrastów i nakręcająca się spirala wspomnianych absurdów. Wystarczy choćby wspomnieć, że 26-latkowie rywalizują z 16-latkami o popularność na kempingu, jednocześnie próbując zjednać swoich dawnych wrogów, którzy mają im pomóc... ratować Firewood, gdzie nie było ich dziesięć lat. A jeśli dodamy do tego, że w los obozu zaangażowani są dwaj prezydenci Stanów Zjednoczonych... Tak, wiem, jak to brzmi. Tylko, że to naprawdę nie koniec.
Ogląda się to szybko i z zaangażowaniem. Serial liczy zaledwie osiem odcinków, z których każdy trwa ponad dwadzieścia minut. To dobry sposób na spędzenie jednego weekendowego wieczoru, kiedy pogoda za oknem nie dopisuje. Bo w Firewood pogoda właściwie dopisuje cały czas i serial nie ma słabszych momentów. Całość jest spójna, jasne, niewiarygodna i kuriozalna, ale to wszystko naprawdę ma ręce i nogi. Choć wymaga też od widzów nieco dystansu. Przykładowo, zmiana wyglądu Bena (w postać wcielił się Bradley Cooper w poprzedniej serii, którego teraz zastąpiono Adamem Scottem), została wytłumaczona... operacją nosa bohatera. I to doskonale podsumowuje, jakie jest Wet Hot American Summer.
Mam nadzieję, że Wet Hot American Summer to serial, który będzie kontynuowany. Już w tej odsłonie możemy doszukać się obietnicy, że nasi bohaterowie spotkają się za kolejne dziesięć lat. Liczę na to, zwłaszcza, że wątków nie powinno brakować. Po tym, co zobaczyłam tym razem, wierzę, że w Wet Hot American Summer może wydarzyć się naprawdę wszystko. Obecność kosmitów? To tylko kwestia czasu.