Jak najmniej efektów specjalnych. Twórcy „Wiedźmina” codziennie zapalali 100 świec, aby serial wyglądał realistycznie
„Wiedźmin”, adaptacja prozy Andrzeja Sapkowskiego od Netfliksa, czyli najważniejsza serialowa premiera tego roku, zbliża się wielkimi krokami. Z tej okazji twórcy chętnie opowiadają o produkcji w różnych mediach. Teraz dowiedzieliśmy się o podejściu ekipy do wykorzystania efektów specjalnych.
W niedawnym wywiadzie dla francuskiego magazynu Premiere, showrunnerka serialu Lauren S. Hissrich oraz scenograf Andrew Laws zdradzili, że chcieli, aby świat „Wiedźmina” był jak najbardziej realny i namacalny. Z tego powodu starali się ograniczyć użycie efektów komputerowych do minimum.
Zależało nam, aby serial zachowany był w jak najbardziej autentycznym stylu. Wyśmienita gra wideo już istnieje, a ja celowo chciałam aby nasz serial nie przypominał jej wizualnie - zdradziła Lauren S. Hissrich w rozmowie z Premiere.
Scenograf Andrew Laws zgodził się, że nadmierne użycie CGI może wypaść nienaturalnie. Dodał, że nie znosi, gdy aktorzy grają na tle green-screenów i wchodzą w interakcje z „zielonymi kulkami”.
Chcieliśmy, aby wszystko na ekranie sprawiało wrażenie realnego i prawdziwego. Nawet sekwencje walki - dodał Andrew Laws.
Scenograf podkreślił także, że w dzisiejszych czasach ludzie w łatwy sposób dostrzegają efekty komputerowe. Podkreślił, że gdy do tego dojdzie, łatwo wybić ich z opowieści.
Problemem jest też to, że jeśli użyjesz świetnych efektów w jednej scenie, musisz utrzymać ten sam poziom w każdej kolejnej. Inaczej cały efekt przepada - dodał Laws.
Twórcy zdradzili też, że dla zwiększenia wiarygodności serialu, codziennie zapalali ponad 100 świec wiszących na żyrandolach, aby w naturalistyczny sposób doświetlić poszczególne sceny.
Jak wypadły efekty ich pracy, przekonamy się w kolejnych miesiącach, gdy produkcja wreszcie ujrzy światło dzienne.
Serial „Wiedźmin” zadebiutuje jeszcze w tym roku.
W najbliższym czasie możemy też spodziewać się drugiego zwiastuna produkcji.