„Wiedźmin” Netfliksa to nie pierwszy serial na podstawie prozy Andrzeja Sapkowskiego - o tym pamięta prawie każdy. Warto także mieć na uwadze, że polska wersji odcinkowej historii o Geralcie, mimo wpadek, ma też dobre momenty.
Uwaga, spoilery.
Emitowany od września do grudnia 2002 roku przez TVP 2 polski serial „Wiedźmin” po latach pozostawił po sobie głównie wspomnienia kiepskich efektów specjalnych i kultowej, dobrze ocenianej roli Michała Żebrowskiego. Ten serial zwyczajnie zasługiwał na lepsze animacje - przynajmniej takie, który uchroniłyby go przed tak żenującymi scenami, jak ta ze złotym smokiem. Jednak warto na chwilę po niego sięgnąć i porównać z nowym „Wiedźminem” od Netfliksa. Mimo iż oba seriale powstawały w całkiem innych miejscach świata i epokach rozwoju przemysłu serialowego.
Fabuła
Zarówno Michał Szczerbic, autor scenariusza do polskiego serialu, jak i scenarzyści Netfliksa, z Lauren S. Hissrich na czele, dołożyli swoje do historii stworzonych przez Sapkowskiego. Bazując na zbiorach opowiadań „Ostatnie życzenie” i „Miecz przeznaczenia”, rozwijają te opowieści, przy czym robią to w całkiem różny sposób. Twórcy polskiego serialu skupili się mocno na historii Geralta, dopowiadając jego życie od momentu, gdy zostaje odebrany rodzicom i trafia do Kaer Morhen. Z kolei Hissrich rozbija historię na losy 3 bohaterów – Geralta, Yennefer i Ciri – i żonglując kilkoma liniami czasowymi, przedstawiają równolegle losy tej trójki. Showrunnerce nie udało się niestety uniknąć chaosu w chronologii – czasami zwyczajnie trudno się w niej połapać. W polskim serialu sprawa jest o wiele bardziej uproszczona, przez co ciąg zdarzeń jest czytelniejszy.
Efekty specjalne
Do dziś nie do końca wiadomo, skąd problem z tragicznie niskim poziomem animacji komputerowych w polskim serialu „Wiedźmin”. Osoby biorące udział w produkcji tłumaczyły się choćby tym, że w tamtym czasie polscy twórcy nadał uczyli się tego rzemiosła i byli najzwyczajniej w świecie niedoświadczeni. Problem niekoniecznie leżał w budżecie - ten mógł wynosić kilkanaście mln złotych (film, który powstał przy okazji prac nad serialem dysponował budżetem w wysokości 18 820 000 zł – za Wikipedią). Jakikolwiek był tego powód – efekty w „Wiedźminie” Netfliksa biją na głowę te z polskiego serialu. Widać to najlepiej na sztandarowym przykładzie złotego smoka, który w prozie Sapkowskiego pojawia się w opowiadaniu „Granica możliwości”. W wersji Netfliksa wypada dobrze, może oprócz nienaturalnie nieruchomej szczęki (do smoków znanych z „Gry o tron” HBO nie ma sensu startować, te są o klasę wyżej). Jak było w serialu TVP – sami pewnie pamiętacie.
Aktorzy
Oba seriale mają w obsadzie sporo mocnych zawodników. Przechyliłabym jednak szalę delikatnie na stronę produkcji Netfliksa, w której obsada stanowi jednej z najmocniejszych atutów. Henry Cavill jako Wiedźmin jest świetny (Żebrowski też był dobry, ale jednak - wygrywa Superman), Anya Chalotra przekonuje mnie jako Yennefer. Jeśli jednak rozmawiamy np. o Jaskrze, sama nie wiem, którą wersję lubię bardziej – głupkowatego, ciamajdowatego z wersji Netfliksa (Joey Batey), czy bawidamka z serialu emitowanego przez TVP 2 (Zbigniew Zamachowski). Z kolei polska wersja Borcha Trzy Kawki podoba mi się bardziej, niż ta amerykańska. Zawadiacki Andrzeja Chyra pasuje mi do tej postaci o wiele bardziej niż stateczny Ron Cook.
Kostiumy
Może to kwestia czasów, może budżetu i możliwości, ale znów – wygrywa Netflix. Kostiumy Michała Żebrowskiego też były niezłe i bardziej przekonują mnie jego szerokie spodnie, aniżeli rurki, w których paraduje Cavill. Jednak i tu i tu stroje są często zbyt sterylne. Na plus po stronie Netfliksa dorzucam też stroje Zerrikanek, które w amerykańskiej wersji wyglądają o wiele lepiej niż w polskim serialu.
Muzyka
Choć od kilku tygodni nie mogę pozbyć się earworma w postaci piosenki „Toss A Coin To Your Witcher”, nie uznałabym muzyki z „Wiedźmina” Netfliksa za zbyt nachalną. Jednak – ścieżka dźwiękowa polskiego „Wiedźmina” podoba mi się bardziej. Pracująca nad muzyką do „Wiedźmina” Netfliksa kompozytorka Sonya Belousova zrobiła kawał dobrej roboty, tworząc czasami nieco bardzo epicką ścieżkę dźwiękową. Jeśli jednak komuś nie odpowiada taka wizja, może zawsze sięgnąć po czerpiącą z world music, kameralną oprawę muzyczną stworzoną przez Grzegorza Ciechowskiego.