REKLAMA

Zastanawiam się, czy potrzebne jest nam jeszcze wiedźmińskie uniwersum

Książka, gra, serial i więcej książek. Zupełnie poważnie zastanawiam się, czy potrzebne jest nam rozszerzanie uniwersum w świecie wiedźmina.

Czy potrzebne jest na uniwersum w świecie Wiedźmina
REKLAMA
REKLAMA

Ciekawe, jak to wszystko wybuchło. W 1999 roku ukazuje się piąta część sagi o wiedźminie Geralcie. Od tego czasu Sapkowski wielokrotnie deklarował, że to definitywny koniec opowieści. Sam w tym czasie napisał niemało. Niezła trylogia husycka i kiepska Żmija jasno sugerowały, że Sapkowski nie rzuca słów na wiatr. A co w tym czasie działo się z wiedźminem? Powstał film, który tym tylko mógł się pochwalić, że muzykę do niego robił Grzegorz Ciechowski, później nadszedł czas na gry, ale dopiero trzecia część przyniosła studiu CD Project Red ogromne uznanie.

Wiedźmin 3 otworzył przed Geraltem drzwi do światowej popularności.

Andrzej Sapkowski może mieć inne zdanie, ale nie ulega wątpliwości, że skorzystała na tym również jego literatura.  Oczywiście w międzyczasie pojawiały się jeszcze komiksy i inna drobna twórczość, ale to właśnie gra przetarła szlaki dla wiedźmińskiego uniwersum. Pamiętam, że kiedy skończyłem trzecią część gry, to przez moją głowę przetoczyła się myśl, że to jest godna kontynuacja tej historii. Zakończenie Sapkowskiego było niejasne, a Wiedźmin 3 w bardzo twórczy sposób zapełnił ciemne plamy w fabule.

Plamy stworzone celowo, perfidne niedopowiedzenia autora. Gdyby się nad tym dłużej zastanowić, to powieściowy wiedźmin aż prosi się o wypełnienie tych punktów. Jak potoczyły się losy Dijkstry, Oriego Reuvena i całej gromady drugoplanowych bohaterów? Można złośliwie powiedzieć, że sam Sapkowski to zauważył i postanowił napisać Sezon burz. Opowieść nową i na pierwszy rzut oka niezwiązaną z sagą, ale zawierającą bezpośrednie nawiązania do finału tej historii. I chyba w ten sposób wbił ostatni gwóźdź do trumny literackiej odsłony tego świata.

Wiedźmin Szpony i Kły class="wp-image-106708"

Tymczasem pojawiły się Szpony i Kły, a Netflix planuje swój serial.

Krótki opis, który możemy przeczytać w serwisie streamingowym, mówi jasno, że serial zapewne nie będzie zapełniał ciemnych plam, ale raczej opowie nam tę samą historię jeszcze raz.

Zapewne jest jeszcze trochę za wcześnie na spekulacje, ale lektura Szponów i kłów uświadomiła mi, że reinterpretacja przygód Geralta jest wyjątkowo potrzebna. Nie dlatego, że ten zbiór opowiadań był zły, ale na dobrą sprawę nie miał on szans - ani ambicji - aby pozyskać nowego czytelnika i fana wiedźmińskiego uniwersum. Była to książka skierowana do tych, którzy sagę i opowiadania już znają, i... odrobinę za nią tęsknią. Bo przecież nie dość, że była to twórczość fanów, to jeszcze zamieszanie z okładką jasno wskazywało, że publikacja miała rozgrzać czytelników Sapkowskiego. Czytelników wygłodniałych nowych treści.O tym ostatnim świadczy chociażby film Pół Wieku Poezji Później, który jest inicjatywą fanów sagi. I ona również ma dodać od siebie nowe treści do tego świata.

A przecież historia z sagi powinna zostać opowiedziana jeszcze raz.

Zwłaszcza, że ona w zasadzie nie doczekała się współczesnej reinterpretacji. Gra podejmowała istotne wątki opowieści o wiedźminie Geralcie, ale była ona osobliwą kontynuacją linii fabularnej. Film tym razem pominę milczeniem. A ta opowieść zasługuje na nowoczesną reinterpretację i mam poczucie, że serial będzie najlepszą formą, aby oddać rozmach oryginału.

Mam tu na myśli to, że obok wątku Geralta, który pokonuje przeciwności losu (i przeznaczenia) próbuje odzyskać Ciri, pojawia się tam na tyle dużo innych historii, że nie sposób byłoby zmieścić je w zwartej filmowej formie. Serial wydaje się do tego celu idealny. Moim wielkim marzeniem jest zobaczenie całej grozy bitew i potyczek, które pojawiają się w twórczości Sapkowskiego. Nie ma ich może wiele, ale obrona mostu i straszliwa finałowa rąbanina, którą widzieliśmy z perspektywy medyków opatrujących rannych, powinny pojawić się na małym ekranie.

 class="wp-image-57372"

Zwłaszcza, że ostatnie potyczki z Gry o tron odrobinę mnie rozczarowały.

W wiedźmińskim świecie chciałbym zobaczyć coś w estetyce Bitwy bękartów - to by było coś. I dodatkowo serial z łatwością mógłby nakreślić polityczne tło, które towarzyszy ruchom wojsk na mapie. Kto czytał, ten pewnie pamięta, że jedna strzała, która ugodziła gońca, zmieniła bieg historii. Ale ten szybko zgon został poprzedzony ustaleniami, debatami, naradami.

Aby świat wypadł wiarygodnie, Sapkowski musiał wykreować setki przekonujących postaci. Znaczna część z nich ma niepowtarzalny charakter, trudną przeszłość i ostatecznie... często spotykał ją marny koniec. Całe spektrum ról w tej historii przedstawiła gra, która - ze zrozumiałych względów - mogła wykorzystywać je epizodycznie i porzucać zaraz po wypełnieniu pobocznego zadania. Bardzo liczę na to, że serial będzie w stanie udźwignąć ten ciężar i z finezją przenieść charaktery i cięty język na ekran.

REKLAMA

Skoro już przy finezji jesteśmy, to mam obawę odnośnie tego, w jakim języku powstanie serial. Wszyscy wiemy, że powieści Sapkowskiego słyną z niesamowicie bogatego języka. Jest on mieszanką archaizmów, zaszłości, gwar, mowy potocznej i czasem nawet współczesnych naukowych terminów. Przeniesienie tego na język angielski będzie zadaniem wyjątkowo trudnym i nie zdziwiłbym się, gdyby okazało się, że nie rozpoznamy charakterystycznego stylu w serialu. Niby nie ma w tym nic złego, ale mam delikatny żal, że Wiedźmin nie zostanie pierwszą polską produkcją, którą stworzy serwis. Mój optymizm wywołuje fakt, że Sapkowski będzie konsultantem serii i może będzie miał wpływ na ostateczny kształt serialu.

Każde kolejne wydawnictwo, które eksploatuje ten świat, budzi we mnie ogromne nadzieje. Nie tylko dlatego, że chciałbym, aby potężna polska marka mogła konkurować z gigantami popkultury, ale też dlatego, że bardzo lubię to uniwersum i - jako egoista - chcę zobaczyć, jak rozkwita.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA