Gdzie dotarli wikingowie w finałowym sezonie? Twórca serialu tłumaczy zakończenie i niechęć do oglądania „Gry o tron”
Na początku stycznia ostatecznie dobiegł końca jeden z najdłużej nadawanych i najpopularniejszych seriali ostatnich lat – „Wikingowie”. Twórca serialu wykorzystał tę okazję, by zdradzić dużo nowych szczegółów na temat ostatnich odcinków, planowanego zakończenia, niechęci do oglądania innych produkcji oraz głównych bohaterach.
Uwaga! Tekst zawiera drobne spoilery dotyczące 6. sezonu serialu „Wikingowie”.
Sześć sezonów, siedem lat obecności na rynku telewizyjnym, 89 odcinków i setki tysięcy fanów na całym świecie. Dorobek „Wikingów” jest czymś absolutnie godnym pozazdroszczenia, nawet w dobie serialowego boomu. Produkcja wymyślona i opracowana przez Michaela Hirsta szybko doczekała się globalnej popularności, by finalnie dzięki premierze ostatnich 10 odcinków stać się najchętniej dyskutowanym i oglądanym serialem początku 2021 roku.
Swoje trzy grosze do trwającej właśnie debaty dorzucił też sam showrunner, który postanowił udzielić wywiadu portalowi Collider. Materiał koncentruje się po części na kulisach powstania 6. sezonu, ale stanowi też swego rodzaju okazję do nostalgicznego spojrzenia wstecz na cały okres prac nad hitowym tytułem. Michael Hirst przyznał w rozmowie z amerykańskim portalem, że nie spodziewał się tak olbrzymiego sukcesu i nie zaplanował z góry jak długa będzie ta opowieść. Przede wszystkim dlatego, że mnóstwo produkcji kończy się na jednej części i lepiej nie było za daleko wybiegać myślami w przyszłość. Od początku miał natomiast w głowie kilka idei, których nie porzucił aż do końca.
„Wikingowie” mieli dotyczyć losów Ragnara i jego synów oraz zakończyć się wraz z odkryciem Ameryki Północnej oraz Nowej Fundlandii.
Odkrywanie niezbadanych lądów i dalekie podróże były jednym z marzeń Ragnara Lothbroka, które wraz z przybiciem do Nowego Świata zostało spełnione przez jego syna Ubbe. Hirst od zawsze miał zamiar dobić do tego właśnie punktu w historii i na nim zamknąć sagę „Wikingów”. Dlatego też podkreśla, że stacja History nie wywierała na nim presji, żeby zakończył serię. Była to jego samodzielna decyzja, co poskutkowało silnym emocjonalnym związkiem z finałowym sezonem.
- Czytaj także: Wkrótce w serwisie Netflix zadebiutuje również spin-off „Vikings: Valhalla”. Showrunner oryginalnej serii zdradził też niedawno nowe szczegóły dotyczące fabuły tej produkcji.
Właśnie ostatnia odsłona tej opowieści jest jednym z dwóch ulubionych sezonów showrunnera (obok 1. części, która w jego opinii idealnie wprowadzała widza w wyrwany ze stereotypów świat wikingów). Co ciekawe, chęć tworzenia serialu jak najbardziej oryginalnego i nieinspirowanego innymi tytułami sprawiła, że Michael Hirst praktycznie nie ogląda innych telewizyjnych nowości.
Właśnie dlatego Brytyjczyk nigdy nie skonfrontował się z równolegle nadawanym hitem, czyli serialem „Gra o tron”.
Nie chciał bowiem podświadomie zaczerpnąć czegoś z tego dzieła i później musieć słuchać oskarżeń, że ściąga rozwiązania z produkcji HBO. Zresztą takie nastawienie zostało mu do dzisiaj, dlatego przeważnie ogląda stare filmy a nie wieloodcinkowe serie. Choć zarazem pochwalił „Gambit królowej” platformy Netflix.
Przy czym warto też zauważyć, że zestawienie z „Grą o tron” wykracza poza kwestię popularności konkurencyjnych tytułów. W obu przypadkach twórcy zmagali się też z pewnego rodzaju wypaleniem i chęcią zamknięcia produkcji, zanim stanie się to czymś uciążliwym. W przeciwieństwie do Davida Benioffa i D.B. Weissa nadrzędnym celem Hirsta było jednak dostarczenie produktu będącego fair wobec fanów i aktorów będących od lat w obsadzie. Obie grupy musiały zostać potraktowane z szacunkiem (co w przypadku serialu HBO nieszczególnie się udało):