Winchester: Dom duchów przyciąga świetną obsadą aktorską, ale będzie się musiał zmierzyć z powtarzalnością, do której przyzwyczaiły nas horrory z serii "nawiedzony dom".
Winchester: Dom duchów to historia inspirowana faktami. Choć bardzo luźno, to warto przywołać na początku legendę, którą owiany jest prawdziwy dom Pani Winchester. Jest to kalifornijska rezydencja Sary Winchester, która została zbudowana, aby uchronić ją przed duchami osób zabitych z karabinu Winchester M1866.
Fortunę na jego produkcji zbił teść Sary, Oliver. Jednak według medium, któremu wierzyła Sara, to właśnie ona była prześladowana za występki najbliższych. Nowy dom miał być bezpieczną przystanią dla niej i prześladujących ją duchów. Jak mówi legenda: Sara będzie żyła dopóty, dopóki będzie budowała dom.
Na powyższą historię oczywiście nie ma żadnych dowodów. Faktem jest jednak, że Sara Winchester przez 38 lat budowała swój oryginalnych kształtów dom. Inwestowała weń praktycznie cały dochód z odziedziczonej firmy. W sumie 5,5 mln dol.
Historia horroru zaczyna się po śmierci męża i syna Sary Winchester.
W jej postać wciela się świetna Helen Mirren, którą możemy kojarzyć z takich hitów jak Królowa, Złota dama czy RED. Pani Winchester w swoje progi zaprasza słynnego psychiatrę (Jason Clarke), który ma wyleczyć ją z omamów. Dalszy bieg wydarzeń pokazuje jednak, że Sara wcale nie cierpi na chorobę umysłową.
Dom zamienia się w labirynt z korytarzami prowadzącymi donikąd i pokojami-pułapkami, a duchy próbują zamienić życie mieszkańców w prawdziwy koszmar. Wyskakują zza luster i gaszą jedyne źródła światła.
Największą niewiadomą jest reżyserska para: Michael Spierig i Peter Spierig. Panowie dali światu całkiem świeże Daybreakers - Świt, a później przyzwoite Przeznaczenie, ale już w tym roku nie potrafili stworzyć klimatu zagrożenia w najnowszej Pile, która była co najwyżej średnia. Tym niemniej mam nadzieję, że staną na wysokości zadania i nie zaserwują nam odgrzewanego kotleta z motywów nawiedzonego domu.