Ten wiral ma już 22 miliony wyświetleń na YouTube i jest najgorszą kampanią jaką widziałem
Organizatorzy wszystkich kampanii społecznych mają dobre intencje. Niestety, nie wszyscy potrafią przekuć je na odpowiednio dobrą realizację. Najnowszy, niesamowicie głośny i wiralowy materiał na YouTube pod tytułem „10 Hours of Walking in NYC as a Woman” jest tego najlepszym przykładem.
Jak łatwo można się domyśleć, po raz kolejny wkraczamy na śliski grunt bliski feminizmowi. Twórcy kanału Street HarassmentVideo opublikowali materiał, w którym przedstawili, co czeka normalnie ubraną, młodą i atrakcyjną kobietę podczas podróży po Wielkim Jabłku. Wszystko dzieje się za dnia, na najbardziej zatłoczonych ulicach amerykańskiej aglomeracji. Podczas tych 10 godzin w kierunku bohaterki filmowego materiału wielokrotnie odzywali się mężczyźni. Różni mężczyźni. O odmiennym kolorze skóry, stylu ubioru czy wadze. Każdy z nich miał inne intencje oraz własne pobudki, aby odzywać się do kobiety.
Niestety, autorzy filmu potraktowali wszystkie głosy w stronę kobiety jako „napaść werbalną”. Powiedzcie mi, ile jest tej napaści w popularnym na terenie USA „God bless you” czy „Have a good day”?
Napiszmy sobie wyraźnie – na materiale wideo zostali uchwyceni również prostacy, którzy swoim zachowaniem dali o sobie jak najgorszy wyraz. Nie zabrakło również kilku świrów mogących naprawdę przerazić płeć piękną. Nie dziwi mnie to. Z własnego doświadczenia (wcale nie trzeba być kobietą) wiem, że metropolie Stanów Zjednoczonych przepełnione są takimi indywiduami. Takiemu podejściu, takiemu zachowaniu, takiemu nagabywaniu i takiemu naruszaniu naszej strefy mówimy stanowcze NIE. Z podobnymi przypadkami zmagają się również polskie kobiety i te na pewno mogą zsolidaryzować się z bohaterką materiału.
Cały problem polega na tym, że autorzy niezwykle popularnego wirala wrzucają do jednego worka wszystkie interakcje, w jakie próbują wchodzić z bohaterką anonimowi nowojorczycy. Część z nich po prostu życzy jej dobrego dnia. Tak po prostu. Ileż bym dał, żeby ludzie w Polsce tak na siebie reagowali, spiesząc się do pracy z kubkiem kawy w jednej dłoni oraz aktówką w drugiej. Międzyludzkie interakcje, tak obumierające w dzisiejszych czasach za sprawą technologii, mają być jeszcze dodatkowo piętnowane? To jak strzelanie do zagrożonego gatunku, który już i tak jest na wyginięciu.
Materiał nie krytykuje osoby naruszające kobiecą przestrzeń w miejscach publicznych. On krytykuje każdego, kto swoimi działaniami wytwarza miejską, żywą tkankę.
O ile duża liczba zamieszczonych na filmie przypadków jest godna potępienia, tak nie możemy sobie pozwolić na to, aby jeszcze bardziej zamknąć się na ludzi dookoła. Już dzisiaj siedzimy z nosami w smartfonach, tabletach i laptopach. W metro boimy się spojrzeć ludziom w oczy na ułamek sekundy, aby nie zostać oskarżonym o naruszanie czyjejś prywatności. Poprosić kogoś o pomoc? W dobie Google Now oraz inteligentnych asystentów to coraz mniej powszechne. Ludzie przestają mieć realnych znajomych. Zaczynają mieć problem w podejmowaniu interakcji międzyludzkich. Tworzymy coraz grubsze i szczelniejsze mury wokół siebie, co naprawdę nie jest ani zdrowe, ani ożywcze dla całej tkanki społecznej.
Uważam, że zaczynamy unosić się w jakichś oparach absurdu i popadać w skrajność. Warto zadać sobie pytanie, czy każde docenienie czyjejś urody jest już werbalnym atakiem, podobnie jak czy każda miła i zgodna z przyjętymi wzorami kulturowymi interakcja z przechodniem jest jego nagabywaniem. Uważam, że pomysł na film „10 Hours of Walking in NYC as a Woman” jest naprawdę kapitalny. Sam materiał z kolei bardzo potrzebny. Niestety, jego twórcy strzelają sobie w stopę umieszczając w nim fragmenty, które społeczeństwu jako całości mogą jedynie zaszkodzić. Na całe szczęście ogromna część internautów prezentuje podobne do mojego stanowisko, czego wyraz znalazłem w innych, satyrycznych materiałach wkomponowanych w ten tekst.
Słowem podsumowania – werbalnym atakom na kobiecą płeć mówmy zdecydowane "NIE". Nie popadajmy jednak w skrajność i nie zabijajmy dopiero powstającej w narodzie tkanki społecznej. Nie ma we mnie akceptacji dla generalnej, uniwersalnej znieczulicy, która może przybrać zmierzłą twarz bohaterki tego filmu. Inaczej kiedyś to wy będziecie się dziwić, że ludzie na środku chodnika omijają was jak kałużę, gdy będziecie w prawdziwej potrzebie.