„Wodnikowe Wzgórze” od BBC i Netfliksa spodoba się dorosłym i dzieciom, ale wizualnie nie zachwyci
„Wodnikowe Wzgórze” doczekało się niejednej adaptacji telewizyjnej. Ta najbardziej znana, z 1978 roku, wzmacniała swój przekaz mocnymi scenami. W tym roku Netflix i BBC poszli inną drogą.
OCENA
Animowane „Wodnikowe Wzgórze” z 1978 roku to najprawdopodobniej najbardziej znana wersja książki Richarda Adamsa, która została wydana kilka lat wcześniej pod tym samym tytułem. Film o walczących o przetrwanie i uciekających przed zagładą królikach miał być produkcją przeznaczoną przede wszystkim dla najmłodszych. Nie ja jeden jednak, bo także wielu fanów oraz krytyków, poddaje w wątpliwość grupę docelową filmu, który poruszał poważne tematy ideologiczno-polityczne. Ten zresztą w wielu miejscach wręcz ociekał krwią.
Dlatego też jak tylko dowiedziałem się, że Netflix wespół z BBC zamierza stworzyć własną wersję opowieści i wydać ją w terminie sugerującym, że to „taki film na Święta”, byłem dość zdziwiony. Czteroodcinkowy serial jest już dostępny do obejrzenia. I faktycznie, jest to produkcja, którą możemy zobaczyć z naszym potomstwem bez obaw, że po tej „bajce o królikach” będzie miało koszmary. Te same okropieństwa, jakie przydarzały się bohaterom w filmie sprzed kilkudziesięciu lat, pokazane są również i tu, tyle że bardzo zachowawczo. To jednak nie wpłynęło na jakość samej produkcji.
W zasadzie jedynym, choć największym problemem „Wodnikowego Wzgórza”, są aspekty techniczne.
Serial w żaden sposób nie spłyca książki, której jest ekranizacją i nie boi się poruszanych w niej tematów. Pozbycie się przerażających elementów redukuje wpływ emocjonalny filmu na widza, i chyba z tego powodu odciska na nim nieco mniejsze piętno. W zamian jednak jego ciekawa, wielowarstwowa i dobrze opowiedziana historia dostępna jest teraz dla szerszej publiczności, a nic nie straciła lub bardzo niewiele. W mojej ocenie bilans końcowy wyszedł tu na plus.
Niestety, film najbardziej odstrasza warstwą wizualną. Nie miejmy żadnych wątpliwości i skrupułów: film to opowieść obrazkowa. Musi być ładny, chyba że jego brzydota stanowi spójny z jego treścią i formą przekaz artystyczny. Tymczasem spora część „Wodnikowego Wzgórza” wygląda niewiele lepiej od animacji przerywnikowych ze starych gier z epoki CD-ROM-ów. Wyłączając rozdzielczość i kompresję oczywiście.
Frustruje również to, że „Wodnikowe Wzgórze” jest tak wizualnie nierówne. Pięknie wyrzeźbione przez modelarzy 3D króliki znajdują się na plastikowo-gumowo wyglądającym tle, które jest świetnie oświetlone. Postaci są tak źle animowane, że gdyby nie świetna gra aktorska dubbingowców, to nigdy byśmy się nie domyślili ich stanu emocjonalnego.
Jakie to szczęście, że za jakość filmu nie odpowiadają tylko inżynierowie.
Świetny scenariusz oryginału został przeniesiony na potrzeby BBC i Netfliksa w sposób bardzo udany. Na dodatek serial jest dobrze zmontowany. Jest angażujący emocjonalnie, niejednokrotnie również i intelektualnie. A we wszystkim tym pomaga znakomity angielski dubbing (tę wersję gorąco polecam), ale też i całkiem niezły polski. Choć w mojej ocenie na ten drugi warto się decydować tylko wtedy, gdy czytanie napisów to problem.
Szkoda, że warstwa wizualna filmu tak często kłuje w oczy, że aż psuje jego odbiór. Jesteśmy zbyt rozpieszczeni przez Pixara czy DreamWorks, by ignorować fakt, że BBC i Netflix byli zbyt skąpi w przyznawaniu budżetu „Watership Down”. Kto wie, może gaża dla Sama Smitha wystarczyłaby na dodanie odpowiedniej liczby roboczogodzin komputerowym grafikom. Na szczęście „Wodnikowe Wzgórze” również i w tej nowoczesnej wersji to wartościowa produkcja. Niewiele straciła na ugrzecznieniu, choć poruszane przez nią dość poważne tematy raczej i tak nie będą leżeć w sferze zainteresowań najmłodszych.