Z okazji premiery "Śmietanki towarzyskiej", najnowszego filmu Woody’ego Allena, wybrałem jego najlepsze dzieła, które warto sobie, przed bądź po seansie, przypomnieć. Nie był to łatwy wybór, głównie ze względu na fakt, że neurotyczny nowojorczyk kręci filmy jak szalony juz od końca lat 60.
Annie Hall z 1977 roku
W kilku przypadkach oczywiście, wybór nie był taki trudny. Poruszając temat filmografii Woody’ego Allena, nie sposób pominąć "Annie Hall", który jest nie tylko jego najlepszym i największym w jego karierze dokonaniem, ale też jednym z najlepszych filmów w historii kina. I jednym z najzabawniejszych. To swoiste the best of Woody Allen, czyli inteligentny, trafiający w punkt, pełen ironii, absyrdu i filozofii humor, który dosłownie zwala z nóg. Doskonale pamiętam jak pierwszy raz oglądałem ten film i już w pierwszych minutach Allen zniszczył mnie tekstem: W wojsku dostałem kategorię Z. W przypadku wojny od razu biorą mnie na jeńca. I padłem. Praktycznie przez cały seans co rusz można napotkać jakieś perełki (jak np. Nie krytykuj mastrubacji. To seks z kimś kogo kochasz), które na stałe zagościły w kulturze masowej. Ale oprócz tego "Annie Hall" to poruszający swoją szczerością i prawdziwością film o kobietach i mężczyznach, o związkach, miłości, o życiu w wielkim mieście. Niezwykle dojrzały portret dorosłych ludzi pogubionych w meandrach relacji międzyludzkich. Działa równie dobrze jak genialna komedia romantyczna i wybitny dramat obyczajowy w jednym.
Manhattan z 1979
Duchowy sequel "Annie Hall". Formalnie jest to jedno z najlepszych dokonań w karierze Woody’ego. Jako całość wyżej stawiam "Annie Hall", ale "Manhattan" praktycznie w każdej sferze go przewyższa. Film wygląda przepięknie. Stylowe czarno-białe zdjęcia, wspaniałe, po trochu melancholijne kadry Nowego Jorku (który jak sam tytuł podpowiada, jest jednym z głównych bohaterów tego filmu); fantastyczna muzyka oplatająca całość. Obsada to w dużej mierze powtórka z "Annie Hall", wraz z dodatkiem w postaci aktorek Mariel Hemingway oraz Meryl Streep. Scenariusz i dialogi to mistrzostwo świata i najwyższy w całej karierze Allena poziom, do którego zaledwie parę razy udało mu się trochę zbliżyć. Tak genialnie zarysowanych postaci oraz rozpisanych sytuacji i powiązań między nimi nie spotyka się codziennie w kinie. Dla tych, którzy zapomnieli jak wielkim twórcą i pisarzem jest Woody Allen, "Manhattan" jest obowiązkową pozycją by sobie o tym przypomnieć. Na zachętę cytat: Myślisz, że jesteś Bogiem! – Czego się czepiasz? Przecież muszę się na kimś wzrorować, albo Myśle, że ludzie powinni się łączyć w pary na całe życie, jak gołębie i katolicy.
Hannah i jej siostry z 1986 roku
Lata 80. To dość ciekawy i twórczy okres w karierze Woody’ego, natomiast jedynym filmem w tej dekadzie, który zbliżył się poziomem do "Annie Hall" i "Manhattanu" i do dziś pozostaje w czołówce jego największych dokonań jest komediodramat "Hannah i jej siostry". Zbiera on niejako do kupy wszystkie wątki obyczajowe i komediowe; miesza ze sobą najciekawsze schematy postaci jakie dotąd wyszły spod pióra Allena. Nie jest to w tym sensie jego najbardziej oryginalny film, natomiast nie zmienia to faktu, że jest fantastycznie napisany, a ogląda się go z niesamowitą satysfakcją i lekkością. W dużej mierze dzięki temu, że obraz ten serwuje widzom wysyp najlepszych cytatów autorstwa Woody'ego. Skąd do cholery mogę wiedzieć, skąd wzięli się naziści? Ja nawet nie wiem, jak działa otwieracz do konserw! - te i wiele innych "złotych myśli" perfekcyjnie dopełniają tą złożoną i imponującą pod względem konstrukcji opowieść o miłości i rodzinie.
Wszystko gra z 2005 roku
Pamiętam, że ten film był dla mnie nie lada zaskoczeniem. Byłem wówczas dopiero na poczatku swojej drogi przy poznawaniu filmografii Allena i kojarzyłem go, ja zresztą więszkość ludzi, z inteligentnymi komediami. Przed seansem nie oglądałem trailerów, tylko poszedłem ze znajomymi w ciemno do kina i zostałem wbity w fotel. Wszystko gra to bowiem mistrzowsko skonstruowany thriller, który solidnie testuje nerwy widza. Aktorstwo, jak zawsze u Allena, na szalenie wysokim poziomie; napięcie jest tak gęste jak to tylko możliwe, a do tego nieoczekiwane zwroty akcji i pełno tajemnic oraz mylenia tropów. Do dziś nie moge wyjść z podziwu, że ten film wyszedł spod ręki właśnie Woody’ego Allena.
Bierz forsę i w nogi z 1969 roku
Ze wszystkich komedii w stanie czystym, bezwględnie najlepszym filmem Allena pozostaje dla mnie zwariowana i pełna absurdów żonglerka gagami i humorem sytuacyjnym w "Bierz forsę i w nogi". Jest to też jego pierwszy, samodzielny film pełnometrażowy. W momencie gdy go oglądałem, nie znałem jeszcze filmografii Allena, za to byłem na fali namiętnego oglądania Monty Pythona i "Bierz forsę i w nogi" idealnie wstrzeliło się w ten typ zwariowanej i pokręconej komedii. To jeszcze czas, w którym Woody Allen nie pisał wielkich scenariuszy, nie zatrudniał wybitnych aktorów; to czas gdy po prostu bawił widzów opowiadaniem swoich pełnych absurdu bezpretensjonalnych historii, od napadu na bank po scenę, w której bohater grany przez Allena, po zażyciu szczepionki zmienia się... w rabina.W dodatku, obraz ten utrzymany jest w nowatorskim wówczas stylu mockumentu, czyli fałszywego i prześmiewczego dokumentu. Same plusy.
Purpurowa róża z Kairu z 1985 roku
Właśnie poznałam wspaniałego mężczyznę! Jest postacią fikcyjną, ale przecież nikt nie jest doskonały. To jeden z moich ulubionych pomysłów fabularnych w całej historii kina. Mia Farrow wciela się w Cecilię, dla której kino jest ucieczką od szarej rzeczywistości, a pewnego razu, bohater oglądanego przez nią filmu dosłownie wychodzi z ekranu do prawdziwego świata. "Purpurowa róża z Kairu" to jeden z najpiękniejszych filmów Allena; wzruszający, nostalgiczny i zabawny hołd dla kina. Woody Allen ze wspaniałą finezją bawi się z rzeczywistością i fantazją, idealnie mieszając wątki romantyczne z dramatycznymi oraz szczyptą humoru. Ciekawostką jest fakt, że znakomity polski film "Ucieczka z kina "Wolność" w reżyserii Wojciecha Marczewskiego i z Januszem Gajosem w roli głównej, powstał z inspiracji "Purpurową różną z Kairu" i co więcej, w filmie Marczewskiego wykorzystano fragmenty dzieła Allena.
Zbrodnie i wykroczenia z 1989 roku
Woody tworzył wprawdzie już wcześniej poważniejsze filmy, często wzorowane na dziełach Bergmana kameralne dramaty; natomiast "Zbrodnie i wykroczenia" to jeden z jego ciekawszych formalnych eksperymentów, gdyż film ten opowiada dwie, zupełnie odmienne gatunkowo historie. Pierwsza to opowieść o szanowanym okuliście, który wdaje się w romans rodzący nieoczekiwane komplikacje, a drugi to wątek reżysera-fajtłapy, który stara się uwieść producentkę filmową. O ile pierwszy utrzymany jest w stylistyce egzystencjalnego (po trochu bergmanowskiego) dramatu obyczajowego, tak drugi jest zdecydowanie bardziej lekki i komediowy. O dziwo Allenowi perfekcyjnie udało się połączyć te dwie historie w jedną spójną całość. Ogląda się to znakomicie, no i to właśnie z tego filmu pochodzi jeden z najbardziej kultowych cytatów Woody’ego, czyli: Moje życie seksualne jest żałosne. Ostatni raz byłem w kobiecie zwiedzając Statuę Wolności.
Zelig z 1983 roku
Zelig to jeden z niewielu filmów Allena, który można uznać za nowatorski formalnie. Ewidentnie przypadła mu do gustu forma mockumentu, której był pionierem, a "Zelig" jest szczytowym dokonaniem w tym gatunku. Obraz ten został sfilmowany i opowiedziany w stylu czarno-białych kronik filmowych z lat 20. i 30. XX wieku. Woody Allen wciela się w tytulowego Zeliga, fikcyjną postać, która znajduje się w samym środku ważnych wydarzeń historycznych i spotyka na swojej drodze takie postaci jak Charlie Chaplin, Al Capone, papież Pius IX czy Adolf Hitler. Jak sam opowiadał: W Wiedniu współpracowałem z Freudem. Poróżniła nas interpretacja zazdrości o penisa. Freud twierdził, że należy ją ograniczyć tylko do kobiet.
Mężowie i żony z 1992 roku
To jeden z najlepszych filmów o związkach w historii. Na przykładzie dwóch par, wokół których obraca się fabuła tego dzieła, Woody Allen idealnie pokazuje wszystkie przywary, wady i zalety współczesnych mieszkańców dużych metropolii i robi to z typową dla siebie inteligencją, humorem, dowcipną dawką psychoanalizy. Pokazuje nietrwałość związków oraz to, że często ludzie wiążą się z kimś tylko po to by podbudować swoje ego albo dlatego, że objawia się w nich skrajny narcyzm.
Vicky Cristina Barcelona z 2008 roku
To jak na razie najlepszy, obok „Wszystko gra”, film Allena spośród tych powstałych w XXI wieku. Pełen żaru, emocji, kolorów, zmysłowości, ktrych pozazdrościłby mu niejeden o wiele młodszy reżyser. Aż dziw bierze, że ten neurotyczny i będący już w słusznym wieku nowojorczyk jest w stanie znajdować w sobie takie pokłady artystycznego wyrazu po tylu latach zajmując się pisaniem głównie lekkich, egzystencjalnych komedii. W tym filmie chyba najlepiej wybrzmiewa też niesamowita znajomość kobiecości i umiejętność pisania przez Allena złożonych, ciekawych i wymagających aktorsko ról żeńskich. W "Vicky..." obserwujemy bowiem czworokąt złożony z postaci granej przez Javiera Bardema oraz trzech kobiet, granych przez Penelope Cruz, Scarlett Johansson i Rebecę Hall. Wszyscy oczywiście grają brawurowo.