Muszę się do czegoś przyznać już na wstępie - Clina Eastwooda uwielbiam jak żadną inną postać z Hollywood i mógłbym oglądać bodaj wszystkie jego filmy w nieskończoność. "Za wszelką cenę" jest moim zdaniem jednym z najlepszych jego obrazów, ustępującym nieco jedynie "Gran Torino" i "Bez przebaczenia".
Do tego filmu podchodziłem z pewnymi obawami. Bałem się mianowicie rozczarowania - choć ufam Clintowi w pełni i wiem, że jest artystą w swoim fachu, nie mogłem pozbyć się myśli, iż "Za wszelką cenę" mnie zawiedzenie. Że będzie zbyt ckliwe, zbyt melodramatyczne, może nawet męczące. Wiecie jak to jest, gdy z niecierpliwością czekamy na nowe dzieło cenionego przez nas twórcy i okazuje się, że nie sprostało naszym oczekiwaniom. Zły film zbywamy wzruszeniem ramion; zły film naszego ulubieńca trudno jest przełknąć i strawić.
Ale - jak już przyznałem w leadzie - rozczarowania nie było. Był zachwyt i wzruszenie. "Za wszelką cenę" to piękna historia, którą przeżywałem jeszcze długo po zakończeniu seansu. Zresztą film wywarł na mnie wrażenie tak ogromne, że salę kinową opuściłem długo po ostatnim widzu, nie bardzo wiedząc co teraz ze sobą zrobić.
Fabuła, oparta na dwóch opowiadaniach F.X. Toole'a, opowiada o losach Maggie Fitzgerald (Hilary Swank), której marzeniem jest zostanie zawodową pięściarką. Za wszelką cenę (nomen omen) stara się więc dostać pod skrzydła znakomitego trenera, Frankiego Dunna (Eastwood), który w przeszłości pomógł wielu zawodnikom w dojściu na szczyt kariery. Frankie nie jest temu pomysłowi przychylny: po pierwsze zdecydowanie nie chce trenować kobiet, po drugie jest przekonany, że w wieku trzydziestu lat nie ma już mowy o osiągnięciu czegokolwiek w boksie. Maggie jest jednak uparta, chce osiągnąć swój cel i zaczyna pracować nad sobą indywidualnie. W staraniach wspiera ją Eddie Scrap - były znakomity pięściarz i jedyny przyjaciel Dunna. Pod wpływem jego nacisków, widząc ogromne zaangażowanie dziewczyny, Frankie zmienia zdanie i podejmuje się trenowania jej, choć nie opuszczają go wątpliwości. Tytaniczne wysiłki i morze wylanego potu zaczynają jednak przynosić efekty i wkrótce Maggie staje przed szansą zdobycia trofeów.
"Za wszelką cenę" podzielony jest na dwie części. Nie chcąc zdradzać zbyt wiele, powiem tylko, że pierwsza opowiada o drodze Maggie ku spełnieniu swojego marzenia, druga o jej konsekwencjach. Oddziela je porażająca, brutalna scena, która wyrywa widzowi serce i depcze je ciężkim buciorem, kompletnie rujnując jego stabilność emocjonalną. Od tego momentu film jest bardziej dramatyczny, dużo cięższy w odbiorze, zdecydowanie przygnębiający.
Tytuł tej recenzji, choć dotyczy filmu, dobrze oddaje też naturę Eastwooda, zarówno w roli aktora, jak i reżysera. Nie ma tu efektów specjalnych, jakichś niesamowitych ujęć, kreatywnego montażu, oszałamiającej ścieżki dźwiękowej. Środki wyrazu są proste, dosadne i znakomicie komponują się z opowiadają historią. Hillary Swank zagrała tu rolę życia, Morgan Freeman to Morgan Freeman i chyba nic tu nie trzeba dodawać. Wiem, że są tacy, których drażni sposób gry Clinta, "zawsze ta sama mina", ale kompletnie tego nie rozumiem. To po prostu pasuje do ról, w jakie się wciela.
To nie jest film o sporcie, tylko film ze sportem w tle. Mówi o walce, ale nie do końca o tej na ringu - przede wszystkim o walce o siebie, swoje marzenia i ambicje. I pokazuje, że są to rzeczy, o które walczyć zawsze trzeba i zawsze warto. Piękny, poruszający i wzruszający, choć może być dość trudny. Zachęcam do obejrzenia, jeśli jeszcze nie mieliście okazji.