REKLAMA

Fikcyjni prezydenci, którzy powinni zmierzyć się z Andrzejem Dudą w 2. turze wyborów

Zgodnie z danymi Państwowej Komisji Wyborczej Andrzej Duda zdecydowanie wygrywa pierwszą turę wyborów prezydenckich. W drugiej zmierzy się z Rafałem Trzaskowskim, ale kilkunastoprocentowa przewaga obecnej głowy państwa nie napawa optymizmem wyborców głosujących na kandydata opozycji.

fikcyjni prezydenci wybory 2020
REKLAMA
REKLAMA

Sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby Andrzej Duda stanął w szranki z którymś, z poniższych fikcyjnych prezydentów USA. Hollywood wielokrotnie pokazywało przecież modelową głowę państwa. Jeśli jeden z nich miałby walczyć o urząd w naszym kraju, PR-owcy ubiegającego się o reelekcję prezydenta mieliby ciężki orzech do zgryzienia. Bo w końcu chcielibyśmy, żeby nasz przywódca potrafił grać w gry wideo niczym Will Cooper, przemawiać niczym Thomas J. Whitmore i walczyć z terrorystami jak James Marshall.

Will Cooper z „Pikseli”

Andrzej Duda próbuje być fajny i cool i na czasie. Dlatego założył konto na TikToku i wziął udział w Hot16Challenge. Jakkolwiek by się jednak nie starał, nie będzie on tak wyluzowany jak prezydent Will Cooper. W „Pixelach” w głowę państwa wciela się Kevin James. Postać grana przez kolegę Adama Sandlera nie jest zainteresowana etykietą i obowiązkami wynikającymi z jego urzędu. On lubi grać w gry wideo. I jest w tym naprawdę niezły. Dlatego USA ma szansę przetrwać, kiedy to on staje na czele grupy śmiałków, którzy będą walczyć z atakującymi kraj pikselowatymi stworami.

Abraham Lincoln z „Abraham Lincoln: Łowca wampirów”

A gdyby tak wampiry postanowiły przejąć władzę w naszym kraju? Czy Andrzej Duda byłby w stanie temu zapobiec? Tego nie wiem, ale z „Abrahama Lincolna: Łowcy wampirów”, wynika, że na pewno poradziłby sobie z nimi 16 prezydent Stanów Zjednoczonych. W filmie głowa państwa kojarzona powszechnie z walką o równość, chętnie stawia czoła krwiopijcom i bezlitośnie się z nimi rozprawia. Wszystko ujęte jest w ironiczny nawias, dlatego nie brakuje podlanych hektolitrami krwi zabawnych sytuacji.

Rathcock z „Machete Kills”

„Nazwisko, które lubisz. Twarz, której możesz zaufać” – trudno o lepszą definicję idealnego kandydata na prezydenta. W „Machete Kills” Rathcock ubiega się o reelekcję, bo, jak sam mówi, pierwsza wygrana była dla niego tylko początkiem. W trakcie sprawowania urzędu zdążył przekazać miliony dolarów na program kosmiczny, zażarcie bronił 2. poprawki do konstytucji, zapewniającej Amerykanom dostęp do broni palnej, a nawet zalegalizował marihuanę. Oczywiście, ma trochę na sumieniu, w końcu wciela się w niego Charlie Sheen. Biorąc jednak pod uwagę jego program i konserwatywne poglądy, gdyby to on, a nie Stanisław Żółtek brał udział w tegorocznych wyborach, Andrzej Duda mógłby w ogóle nie przejść do drugiej tury.

Merkin Muffley z „Doktor Strangelove, lub jak przestałem się martwić i pokochałem bombę”

W tej czarnej komedii Stanleya Kubricka, Peter Sellers wciela się w aż trzy postacie. Zobaczymy go więc jako tytułowego naukowca z nazistowskimi zapędami, kapitana, czy właśnie prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jako ten ostatni próbuje sobie poradzić z największym koszmarem, jaki może pojawić się w życiu głowy państwa. Próbuje bowiem zapobiec nuklearnemu holocaustowi. Dzwoni więc do premiera Związku Radzieckiego z żalem, ale też stanowczością godną prawdziwego przywódcy przeprasza go, za to, że amerykańska bomba atomowa zmierza w stronę jego kraju. Co prawda na niewiele się to zdaje, ale widać jego dyplomatyczne zdolności w kontaktach z wrogim mocarstwem, jakie zdecydowanie przydałyby się w naszych realiach geo-politycznych.

Francis Underwood z „House of Cards”

Myśleliście, że kampanie polityczne w naszym kraju są brudne i pełne manipulacji? Nic bardziej mylnego. Gdyby w naszym kraju do gry wszedł Frank Underwood nawet TVP nie dałoby rady nikogo przekonać, aby głosował na Andrzeja Dudę. Grany przez Kevina Spacey’a bohater pokazał bowiem, że wie, jak dobrze wykorzystywać każdą słabostkę swoich oponentów i nie cofnie się przed niczym, aby zdobyć upragnioną władzę. Jest bezwzględny, pozbawiony skrupułów, a przy tym wszystkim potrafi zjednać sobie spore rzesze ludzi.

Thomas J. Whitmore z „Dnia niepodległości”

Jak pokazują wyniki wyborów, Andrzej Duda porwał serca prawie połowy wszystkich głosujących. Zrobił to m.in. zapowiadając kolejne programy społeczne podczas swoich płomiennych kampanijnych przemówień. Nie ma jednak wątpliwości, że nawet jego najlepsze wystąpienie nie może się równać z tym, które oglądaliśmy w „Dniu niepodległości” w wykonaniu Thomasa J. Whitmora. Grany przez Billa Pullmana prezydent tuż przed starciem z kosmitami pokazał, jak bez czczych obietnic, ale z odpowiednim patriotycznym zacięciem głowa państwa powinna łączyć ludzi i zachęcać ich do wspólnej walki.

James Marshall z „Air Force One”

REKLAMA

Od premiery tego filmu, każdy kandydat na prezydenta w jakimkolwiek kraju, powinien spojrzeć w głąb siebie i zadać sobie jedno pytanie: Co bym zrobił, gdybym został porwany? James Marshall pokazał bowiem, że głowa państwa musi nie tylko umieć ładnie przemawiać, ale też mieć odwagę, aby stawić czoła terrorystom. Obdarzony aparycją Harrisona Forda przywódca sprawnie posługuje się bronią i kopie tyłki przestępcom, którzy uprowadzili samolot z nim i jego rodziną na pokładzie.

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA