Nie ma gorszego czasu na filmy poruszające wątki patriotów i donosicieli. Do każdego nowego dzieła podchodzimy z podejrzeniem o tanią propagandę. Tak samo podchodziłem i ja do Wyklętego. Niesłusznie, choć idealny film to to nie jest.
OCENA
My już jakoś tak mamy, że lubimy bić się sami ze sobą, ignorując zewnętrzne zagrożenia i zdrowy rozsądek. Aktualnie leją się koalicja rządząca i jej zwolennicy z opozycją totalną i jej zwolennikami. Wojna głupków, która prowadzi do coraz większych absurdów. W tym do wpływania na sztukę w stylu, którego nie powstydziłby się niejeden oficer polityczny Związku Radzieckiego.
Każda ze stron tego sporu do tego stopnia walczy o kolejne rzędy dusz, że posuwa się do pisania historii na nowo. Tyle paszkwili i komedii science-fiction, ile w ostatnich latach wyemitowano w telewizji, Internecie i w kinach nie przypominam sobie od czasów PRL-u (którego pamiętać też nie mogę, ale rodzina opowiadała i autorzy książek opisali). Mamy do wyboru albo śmiać się z zażenowania na Smoleńsku, albo przyciąć komara na Historii Roja.
W takim klimacie do kin wchodzi niezależny Wyklęty, poruszający tragiczny i haniebny fragment historii Polski. Historii o bohaterach, którymi politycy naszych czasów kochają sobie wycierać mordy. Historii, ponoć, opowiedzianej wiernie względem prawdy historycznej. Ale nie do końca obiektywnej, bo przekazanej z punktu widzenia jednej osoby, Franciszka "Lola" Józefczyka.
Wyklęty – w tej historii najważniejsza jest, no właśnie, historia.
Konrad Łęcki, reżyser i scenarzysta Wyklętego, na konferencji prasowej po przedpremierowym pokazie filmu zapewnił, że scenariusz w 90 proc. pokrywa się z faktami (a te 10 proc. zapewne służy narracji i klejeniu wątków).
Wyklęty wydaje się rzeczywiście szanować materiał źródłowy. Nie dostrzegłem w filmie żadnych bzdur czy przekłamań, a temat podziemia antyubeckiego akurat leży w kręgu moich zainteresowań. Nie przesadza z wytykaniem palcami, ordynarnie kreśląc tych złych i tych dobrych. Brutalna, groteskowa prawda mówi sama za siebie. Nie trzeba przerysowywać chamstwa, zezwierzęcenia ubeków. Każdy prawy, normalny szary człowiek w zestawieniu z nimi jest rycerzem na białym koniu bez dodatkowych zabiegów.
Film nie jest jednak utrzymany w konwencji dokumentu, a raczej jest personalnym dramatem głównego bohatera. Dlatego też uchodzą mu na sucho pewne kwestie. Wyklęty od Łęckiego nie podejmuje takich tematów, jak historia Romualda "Burego" Rajsa, bo skupia się na "Lolu" i jego otoczeniu. Może to i lepiej.
Dzięki przeniesieniu tej historii na poziom osobisty przeżywamy ją znacznie głębiej.
Konrad Łęcki nie sili się na otwarcie dyskusji nad niuansami tych trudnych czasów, nie mąci narracji występami Wyklętych-ludobójców, o których choć zapominać nie wolno, tak również nie wolno im wpływać na dobre imię prawdziwych bohaterów. To dramatyczna, bardzo dobrze zrealizowana historia. Bardzo dobre zdjęcia, znakomite plenery i kadry, całkiem niezły scenariusz i całość byłaby wręcz absolutnie godnym polecenia filmem, gdyby nie dwa problemy.
Pierwszym, nieznacznym, jest montaż. Film momentami męczy dłużyznami, zbyt długimi kadrami, zbyt ospałym tempem narracji. Wydaje się jakby twórcy bardzo chcieli dobić do tych niecałych dwóch godzin czasu projekcji i miejscami robili to nieco na siłę. Na szczęście aż takiej przesady w tym nie ma. Jest natomiast dużo poważniejszy problem.
Wyklętego bowiem położyli aktorzy i to położyli boleśnie, bowiem cała reszta tak ładnie trzymała się kupy. Nie wiem, nie rozumiem, może to nie ich wina (bo co, zmówili się wszyscy?), a reżysera, trybu pracy, nie mam pojęcia. Oglądając Wyklętego zobaczycie teatr telewizji połączony z dialogami robotów. Niby tylko jedna wada filmu, a jakże istotna…
Na szczęście sama historia i techniczna realizacja się bronią. Wyklęty to nie jest kolejne dzieło "radiomaryjnej tuby propagandowej" czy "proniemieckich mediów". To naprawdę dobrze zrobiona relacja z paskudnych czasów, w których kierowani strachem i wywołaną nim nienawiścią Polacy na własnych bohaterów polowali i ich mordowali. Na tyle mocna historia, że nawet aktorska klęska nie przeszkadza w wyjściu z kina poruszonym. Na tyle dramatyczna, że nie trzeba jej koloryzować zmyślaniem i przesadą.
Wyklęty to dobry, historyczny film o trudnych czasach i trudnych emocjach. Miła odmiana od tej wszechobecnej szmiry.