X-Files już dziś powraca w Polsce z nowym, 11. sezonem. Po seansie pierwszych pięciu odcinków możemy już odpowiedzieć na pytanie, jak we współczesnej rzeczywistości radzą sobie Mulder i Scully. Agenci znów biorą się za sprawy Z Archiwum X.
OCENA
Serial stworzony przez Chrisa Cartera jest jednym z najlepszych, jakie kiedykolwiek wyemitowano w telewizji. Po latach postanowiono reaktywować serię, ale zamiast rebootu z nowymi aktorami, otrzymaliśmy oficjalną kontynuację. Niestety 10. seria, która znów wywróciła do góry nogami mitologię serialu, zebrała mieszane recenzje. Fox mimo to postanowił drążyć temat i tak oto narodził się kolejny, tym razem 10-odcinkowy sezon.
Tegoroczne odcinki X-Files trzymają poziom.
Widziałem już pierwsze pięć epizodów nowego Z Archiwum X, które w najbliższych tygodniach będą emitowane na antenie telewizji Fox. Jako fan oryginału, który swego czasu zarywał przez długie tygodnie noc za nocą, by poznać prawdę, która gdzieś tam jest, jestem zadowolony z kierunku, jaki obrał Chris Carter. Co wcale nie oznacza, że serial jest obiektywnie dobry.
Dość jednak powiedzieć, że chciałem sobie dawkować nowy sezon i oglądać po jednym odcinku dziennie. Odpalenie pilota o 23:00 nie było jednak dobrym pomysłem. W rezultacie zrobiłem sobie mały maraton. Po pięciu godzinach zobaczyłem napisy kończące piąty odcinek i zasnąłem z tabletem w dłoni. To chyba wystarczy za rekomendację.
Dostaliśmy stare, dobre Z Archiwum X ze wszystkimi jego zaletami i przywarami.
Serial, podobnie jak poprzednio, rozpoczyna się od odcinka związanego z mitologią X-Files. Obserwujemy kolejne warstwy konspiracji Palacza, który - pomimo upływu lat - nadal w ukryciu knuje i mąci. My Struggle III, bo taki tytuł nosi pilot nowej serii, pod względem konstrukcji mocno przypomina epizody otwierające i zamykające poprzedni sezon.
Fani zawiedzeni poprzednimi odcinkami kontynuującymi opowieść o Mulderze i Scully - którzy jak zwykle uwikłani zostają w sieć spisków zahaczających o najwyższe szczeble władzy - raczej nie będą zachwycać się kontynuacją. Serial co prawda w cwany sposób rozprawia się z cliffhangerem z końca poprzedniego sezonu, ale nie zrywa totalnie z nowym status quo.
Moja walka to niestety ta mniej udana część nowej serii.
Mam wrażenie, że Chris Carter, który wyreżyserował otwarcie nowego sezonu, po prostu trolluje fanów. Powtarza błędy, za które go wielokrotnie krytykowano i aż trudno uwierzyć, by nie robił tego specjalnie. Taki chyba już urok X-Files. Serial traktuje śmiertelnie poważnie swoją tematykę, a jednocześnie pozwala sobie na uproszczenia i tanie chwyty.
Powtarzanie do znudzenia oklepanych motywów, mało klimatyczne głosy z offu, kiepskie sceny pościgu samochodowego - momentami można mieć wrażenie, że X-Files to autoparodia. Carter balansuje na granicy pastiszu i nierzadko go chyba nawet przekracza. Na szczęście My Struggle III ma swoje momenty, a serial na nierzadko głupiutkiej i naciąganej mitologii się nie kończy.
Więcej „potworów tygodnia” w Z Archiwum X to świetna wiadomość.
Wątek przewodni serialu niezbyt trzyma się kupy, ale na szczęście po pilocie nowej serii można o nim zapomnieć, a Carter wróci do niego dopiero w finale. Pomimo upływu kilkunastu lat i kilku rewolucji w świecie telewizji, X-Files nadal korzysta ze sprawdzonej formuły. Trzy kolejne epizody stanowią zamknięte historie i nie odwołują się wcale do głównego spisku.
W dodatku każdy z odcinków jest na swój sposób uroczy. Czasem można się wzruszyć, a czasem uśmiać do łez. Bardzo podoba mi się to, jak subtelnie - jak na standardy tego serialu - poprowadzona została relacja pomiędzy dwojgiem głównych bohaterów. Chociaż znają się jak łyse konie, nadal potrafią zaskoczyć siebie nawzajem, a przy okazji widzów.
Trzy historie, a każda z innej bajki.
Drugi odcinek nosi tytuł This. Do pary głównych bohaterów, którzy - jak gdyby nigdy nic - po dramatycznych wydarzeniach z pilota oglądają sobie w swoim przytulnym domku telewizję, odzywa się stary znajomy. Chwilę potem witają w domu uzbrojonych najemników. Odcinek jest dość nietypowy i daje nam malutki wgląd we wspólne prywatne życie Muldera i Scully.
Kolejna historia, czyli Plus One, opowiada o nietypowych bliźniakach i grze w wisielca. Temu odcinkowi najbliżej chyba do klasycznego Z Archiwum X. Kolejny, czyli The Lost Art of Forehead Sweat, stoi po zupełnie przeciwnej stronie barykady. Jest bardzo meta i wielokrotnie podczas seansu nie tylko uśmiechałem się pod nosem, ale też śmiałem w głos.
Pierwszą połowę sezonu kończy zaś Ghouli.
Z początku wygląda na to, że jego bohaterem będzie, kolejny potwór, ale szybko okazuje się, że prawda leży głębiej. Ogromne uznanie należy się Gillian Anderson, która przelała na telewizyjne ekrany mnóstwo fikcyjnych, ale bardzo porywających emocji. Z niecierpliwością czekam na kontynuację, bo apetyt został zaostrzony.
Nie robię sobie jednak złudzeń, że Z Archiwum X to jakieś wykwintne danie. To tylko i aż telewizyjny fast food, za to bardzo dobrze doprawiony. Nie mam z tym jednak zbyt dużego problemu, bo ten serial po prostu uwielbiam. I to nawet pomimo jego oczywistych wad.
Polska premiera 11. sezonu Z Archiwum X odbędzie się w czwartek 4 stycznia o godz. 21:05 na kanale Fox.