Jak donoszą najnowsze badania, aż 47% amerykańskich konsumentów uważa, że na rynku jest już teraz za dużo platform oferujących usługi streamingowe.
Powoli zbliżamy się do końca pewnej ery, kiedy to treści streamingowe były, mniej więcej, skonsolidowane w jednym miejscu. Wiąże się to z masą wyzwań oraz ewidentną przemianą całego rynku.
Jeszcze w chwili obecnej można bez dwóch zdań stwierdzić, że jeśli chodzi o serwisy streamujące filmy i seriale rządzi absolutnie Netflix. A po nim długo, długo nic i dopiero potem HBO GO, Amazon Prime, Hulu, YouTube Premium i tym podobne. Oczywiście każdy z tych serwisów ma swoje „hity” oraz masę znakomitych treści, ale prym wiedzie Netflix.
2019 rok już teraz zapowiada się na przełomowy pod względem zmiany infrastruktury rynku streamingowego. Jednym z najważniejszych wydarzeń branży rozrywkowo-biznesowej będzie w końcu premiera serwisu Disney+, czyli platformy streamignowej studia Myszki Miki. Konkurencję dla Netfliksa szykuje też Warner Bros. i Apple. W związku z tym cała masa popularnych treści, takich jak serial „Przyjaciele” - należące do Warnera - lada moment znikną Netfliksa. Podobnie jak całkiem niedawno obserwowaliśmy zniknięcie seriali Marvela należących do Disneya.
W chwili obecnej Netflix jest centrum streamingowego wszechświata.
Lada moment jednak ów wszechświat jeszcze bardziej się rozdrobni i pojawi się problem – ile serwisów streamingowych przeciętny Kowalski czy Smith będzie w stanie opłacać miesięcznie? Badania Deloitte wyraźnie pokazują, że nie jest to tylko gdybanie, ale realny problem. Oczywiście nie tyle nasz, co samych właścicieli tych wszystkich platform.
Badania zostały zebrane na podstawie ankiety online, wypełnionej przez ponad 2000 konsumentów od grudnia 2018 roku do lutego 2019 roku. 47% ankietowanych przyznało w nich, że ich zdaniem już w tej chwili na rynku istnieje za dużo serwisów streamingowych. Czyżby nadchodziła powoli klęska urodzaju?
Na domiar złego, aż 57% badanych wskazuje głębokie niezadowolenie tym, że poszczególne treści nagle, często bez zapowiedzi, znikają z serwisów streamignowych, głównie ze względu na utratę praw do dalszej dystrybucji online.
Konsumenci chcą wyboru, ale tylko do pewnego momentu. Wielce prawdopodobnym jest, że wchodzimy okres „zmęczenia subskrypcjami” – mówi Kevin Westcott, wiceprezes Deloitte’a.
I jest to realny problem. Najpopularniejszymi treściami Netfliksa są nadal produkcje, głównie seriale, na licencjach. W USA „Przyjaciele”, „Anatomia Greya” czy „Biuro” są w absolutnej czołówce hitów platformy, często zostawiając w tyle „Stranger Things” czy „Orange Is the New Black”.
To jednak z perspektywy odbiorcy najmniejszy problem. Większym będzie kwestia dotycząca tego, jakie serwisy warto subskrybować.
Utrzymanie trzech platform, plus abonament za telefon, plus opłata za internet, plus Spotify i nagle nasze miesięczne rachunki za same tylko treści audio-wideo urastają do niemałych rozmiarów. I raczej niewielką część społeczeństwa będzie na to stać. Dodatkowo fakt, że Netflix powoli odchodzi od pomysłu darmowego miesiąca próbnego nie ułatwia sytuacji.
Wyobraźmy sobie więc sytuację, która nastąpi już za niedługo, gdy treści Netfliksa rozdrobnią się i rozejdą po innych serwisach, a do konkurencji staną serwisy Disneya, Warner Media i Apple’a. I tak, gdy będziemy chcieli obejrzeć nowy sezon „Stranger Things” skierujemy się na Netfliksa. Ale już po „Przyjaciół” czy superbohaterskie seriale DC i CW będzie trzeba sięgnąć do Warner Media. Po seriale i filmy Marvela oraz Star Wars na Dinsey+, a po serial „Władca Pierścieni” na Amazon Prime.
Już samo żonglowanie tymi wszystkimi kontami, spamiętanie który serial jest w którym serwisie może być dla wielu nie lada wyzwaniem. Już samo tylko myślenie o tym, staje się dla nas niepotrzebnym, nadprogramowym wysiłkiem mentalnym, który wprowadzi więcej dezorientacji i komplikacji do naszego życia. Zamiast dążyć do upraszczania, sami zwalimy na siebie kolejne problemy. Są to wprawdzie problemy pierwszego świata, ale jednak problemy.
Badanie Deloitte pokazuje dodatkowo, że 49% ludzi ma problem z tym, co wybrać do oglądania, a 48% ma kłopot z samym wyszukiwaniem interesujących ich treści.
Nadmiar wyboru, wbrew pozorom, działa na nas o wiele gorzej niż ograniczony wybór. Gdy mamy przed sobą zbyt wiele opcji, w dodatku spora część z nich zdaje się być równie atrakcyjna i dobra, to nigdy nie będziemy w pełni usatysfakcjonowani tym, co wybraliśmy. Gdybyśmy mieli dostępne trzy usługi, to nie tylko nasz wybór byłby łatwiejszy, ale nie mielibyśmy aż takiego problemu z korzystaniem nawet ze wszystkich trzech naraz. Gdy będzie ich osiem czy dziesięć, (nie licząc subskrypcji na serwisach muzycznych) siłą rzeczy będziemy musieli się na coś zdecydować i z większości ofert zrezygnować.
Tu z kolei pojawia się też obawa syndromu lęku przed pominięciem, czyli FOMO (z j. angielskiego „Fear Of Missing Out”). To jedna z głównych chorób cywilizacyjnych XXI wieku, która zagraża milionom ludzi, szczególnie mocno tym korzystającym z urządzeń mobilnych.
Gdy wszyscy wokół mówią o tym, jak znakomity jest nowy sezon „Stranger Things”, z napięciem czekają na „Wiedźmina” na Netfliksie, ekscytują się finałem „Gry o tron” w HBO, głośno komentują dokument „Leaving Neverland” w HBO GO i chwalą „Kobrę Kai” na YouTube Premium, to przynajmniej niektórzy z was będą chcieli to wszystko zobaczyć.
Jednym z najświeższych doniesień branżowych jest to oznajmujące, że największy kanał na YouTube’ie T-Series zamierza wyprodukować oryginalną serię dla… Netfliksa i Amazona. Powoli sam zaczynam się z tym gubić, choć może to będzie jakieś wyjście z tej sytuacji? Myślę tu o oryginalnych produkcjach, które są o wiele bardziej multiplatformowe, niż ma to miejsce w tej chwili.
Jak zawsze w takich momentach przejścia, to czas pokaże, jak poukłada się ten rynek i jak odnajdą się w nim sami konsumenci. Na pewno jednak obecny status quo nie potrwa wiecznie, tak więc spieszmy się subskrybować to, co mamy, bo nie zawsze będzie tak łatwo i przejrzyście.