REKLAMA

Surrealistyczny thriller, który na długo zatrzyma was w fotelu. "Zabicie świętego jelenia" – recenzja Spider’s Web

Nowy film greckiego reżysera Yorgosa Lanthimosa to kapitalny, niepokojący i mocny thriller. Nie da się przejść obok niego obojętnie.

zabicie swietego jelenia
REKLAMA
REKLAMA

Yorgosa Lanthimosa uważam za jednego z najlepszych i najciekawszych reżyserów pracujących obecnie. Jego "Kieł" i poprzedni film, w którym również zagrał Colin Farrell, "Lobster", to znakomite przykłady kina autorskiego, które wprowadza widza w konsternację, fascynuje oraz zachwyca nietypowymi pomysłami narracyjnymi i świetnym prowadzeniem aktorów.

Lanthimos to z pewnością jeden z najbardziej oryginalnych twórców ostatniej dekady.

Nie dziwi więc jego dość szybki "transfer" ze stratosfery kina greckiego i europejskiego do Ameryki. Zresztą progres widać już choćby w tym, jaki format aktorów przyciąga on do siebie. W "Lobsterze" u boku Farrella oglądaliśmy Rachel Weisz i Johna C. Reilly, a w "Zabiciu świętego jelenia" towarzyszy mu Nicole Kidman.

zabicie swietego jelenia recenzja

Film opowiada o małżeństwie lekarzy (Farrell i Kidman), którzy wiodą dostanie i spokojne życie, wraz z dwójką dzieci w pięknym domu. Ich sielankę przerywa nieoczekiwanie pojawianie się dość specyficznego nastolatka o imieniu Martin (kapitalny Barry Keoghan). Grany przez Farrella Steven Murphy jest kardiochirurgiem, który swego czasu operował ojca Martina, jednak ten zmarł w trakcie operacji. Od tamtego czasu chłopak co jakiś czas spotyka się ze Stevenem. Zaczyna tworzyć się dziwna relacja między nimi, która dość szybko dramatycznie się rozwinie.

"Zabicie świętego jelenia" to klasyczny thriller pod względem konstrukcji.

Lanthimos jednak obudował go swoimi autorskimi akcentami, tworząc surrealistyczny i oryginalny thriller, w którym reżyser skupia się przede wszystkim na postaciach. Przygląda się im uważnie, podąża z kamerą w najdziwniejszych sytuacjach, akcentując ich drobne dziwactwa i autystyczne zachowania. Dramaturgię, a wręcz tragizm opowiadanej historii, podkreśla podniosłą, niemal operową muzyką, która dodatkowo podnosi ciśnienie u widza.

Colin Farrell i Nicole Kidman świetnie odgrywają swoje role, lekko skrytych, chowających swe emocje ludzi.

Natomiast objawieniem jest Barry Keoghan, który gra Martina. Jest to jedna z najbardziej przerażających postaci, jakie oglądałem w kinie w tym roku. Jego wyjątkowość polega na tym, że jest absolutnie nieprzewidywalny, pozornie miły i nieszkodliwy. Rodzina Murphy przyjmuje go pod swój dach z otwartymi ramionami i nawet nie spodziewa się, że skrywa on mroczny sekret i wkrótce doprowadzi do jej rozpadu.

zabicie swietego jelenia 2

Dynamika relacji Martina i Stevena jest znakomicie poprowadzona. Z początku tajemnicza, później nabiera coraz to większego dramatyzmu, by skończyć się niczym grecka tragedia. Zamierzony efekt kompletnie by się nie udał, gdyby nie rola Keoghana. Jego nieoczywista uroda, dziwne zachowania, drobne nerwice, sposób mówienia i mimika sprawiają, że Martin na długo zostanie także i w waszej pamięci.

Keoghan dopiero powoli zaczyna się rozkręcać aktorsko (w tym roku widzieliśmy go już np. w Dunkierce Nolana). Moim zdaniem prędzej czy później zrobi się o nim głośno, bo to, co pokazał w filmie Lanthimosa, jest prawdziwie wybitną i skomplikowaną kreacją.

Ale też Farrell daje radę, jako człowiek zakleszczony w spiralę zdarzeń, na które nie ma wpływu. Bezsilność przeplataną złością widać idealnie wypisaną na jego twarzy oraz w spojrzeniach.

REKLAMA

"Zabicie świętego jelenia" to bodaj najbardziej przystępny ze wszystkich filmów, jakie dotychczas popełnił Yorgos Lanthimos.

Z jednej strony, posiada on typowe dla niego motywy narracyjne oraz operowanie obrazem, z drugiej tym razem pozwolił sobie na utrzymanie bardziej klasycznych ram gatunkowych. W kontekście tego twórcy i jego poetyki, jest to całkiem ciekawy proces ewolucji Lanthimosa jako filmowca. Ciekawe w jakie rejony postanowi się on zapuścić przy kolejnych swoich dziełach.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA