Jane Austen jest niewątpliwie jedną z najbardziej znanych brytyjskich pisarek. Mimo iż w swoim życiu napisała jedynie sześć powieści (z czego dwie zostały wydane pośmiertnie), to stała się istotną osobowością, która z lekkością i ukrytą ironią obrazowała nie tylko sytuację ekonomiczną ludności z tamtych czasów, ale przede wszystkim ich stany uczuciowe. W końcu XVIII wiek to okres dworskich spotkań, masowego ukulturalniania (poprzez wieczorki poetyckie) czy też wiejskich potańcówek. To również czasy dobierania partnera życiowego po statusie majątkowym, aniżeli z czystej miłości. W sierpniu, na ekranach kin mogliśmy oglądać "Zakochanego Moliera". Teraz przyszła kolej na przygody "Zakochanej Jane".
Film został luźno oparty na powieści Jona Spence'a "Becoming Jane Austin". Akcja rozgrywa się w XVIII-wiecznym Hampshire. Młoda Jane Austen żyje spokojnie wraz ze swoją rodziną na farmie, która nie przynosi ogromnych zysków. Dziewczyna ma jednak ambicje, aby zostać słynną pisarką. W czasie wolnym czyta powieści oraz pisze swoje własne teksty, odczytując je później na wieczorkach towarzyskich. Jane jest również skromną i nieśmiałą romantyczką, pragnącą wyjść za mąż nie dla pieniędzy, a z miłości. Pewnego dnia zostaje zaproszona na podwieczorek do pewnej arystokratycznej damy, której bratanek pragnie się jak najszybciej ożenić. Jest on idealną partią dla rodziny Austen, gdyż jego majątek mógłby ich wybawić z dołków finansowych. Jane nie jest jednak przekonana do kandydata. Wkrótce jednak pojawia się studiujący prawo i wiodący dość specyficzny styl życia Tom Lefroy, który będzie się starał o względy Jane.
"Zakochana Jane" jest produkcją z cyklu "podkoloryzowane biografie największych światowych pisarzy". Niedawno na ekranach kin oglądaliśmy "Zakochanego Moliera". Scenarzyści tego obrazu wykorzystali białą plamę w biografii dramaturga, aby wykreować w miarę przekonujący portret inspiracji dla dalszych jego dzieł. Z Jane Austen jest podobnie. Film nie jest dokładnym odzwierciedleniem żywota pisarki, a raczej zgrabną improwizacją pewnych wydarzeń. Wzięto przede wszystkim główny motyw książki Spence'a, w którym mówiono, iż romanse Jane z Lefroy'em oraz Henry'ego z Elizą stały się kluczowymi elementami w rozwijaniu świadomości pisarskiej panny Austen. Co więcej, w swojej powieści Spence twierdzi, iż Austen była przez dwa lata rzekomo potajemnie zaręczona z Lefroy'em, lecz nie zostało to podparte żadnymi dowodami. Ten wątek został wzięty do szczegółowej obróbki i stał się motorem napędowym całej ekranizacji.
Kiedy odstawimy fakty historyczne na bok, to do samego obrazu zupełnie inaczej się podchodzi. Nie oczekuje się wielkiej i epickiej biografii, a rozluźniającego filmu komercyjnego. Takie są też ogólne wrażenia. "Zakochana Jane" podzielona jest na dwie części. Pierwsza to typowa komedia romantyczna. Twórcy proponują nam obfitujące w humor sytuacje. Niestety jest to standardowy żart z XXI wieku, aniżeli charakterystyczna ironia, jaką posługiwała się autorka w swoich dziełach. Koncentruje się on raczej na potyczkach słownych, chociaż elementy slapstickowe są również zauważalne, aczkolwiek w śladowych ilościach. Druga część filmu to opuszczenie zabawnej stylistyki i zamiana w ckliwy melodramat. Ton staje się bardziej poważny, a fabuła nagle przeistacza się w historię nieszczęśliwej miłości. Szkoda tylko, że jest ona za bardzo złożona. Scenariusz kuleje poprzez wplątywanie niepotrzebnych intryg oraz próby wprowadzania psychologicznej więzi między poszczególnymi bohaterami. Fakt, może dzięki temu produkcja zyskuje w niektórych kręgach, ale dla mnie było to niepotrzebne przedłużanie i tak już naciąganego wątku.
"Zakochana Jane" to film wyjątkowo nierówny, co jest spowodowane nie tylko podziałem na dwie części. Widać, że pozycja miała wyższe ambicje. Składa się na to parę czynników. Po pierwsze, tłem całej historii jest niestabilna i zróżnicowana sytuacja gospodarcza Wielkiej Brytanii z XVIII wieku. Co więcej, jest to również całkiem zgrabna groteska na angielską wiejską i miejską mentalność oraz na charakterystyczne, kultywowane w niej tradycje. Zabawnie jest bowiem oglądać jak brytyjscy dżentelmeni spacerują po lasach Hampshire w garniturach (i z cylindrami na głowach), a kobiety dzielnie im towarzyszą w swoich gorsetowych sukniach. Po drugie, nie wiadomo, w którą stronę scenarzyści tak naprawdę podążali. Na początku film jest bardziej feministyczny niż kobiecy (część komediowa), lecz później zmienia się w typowe romansidło i charakter feministycznej ironii zanika. Z jednej strony, umiejętnie pokazuje zmianę charakteru Jane Austen, ale z drugiej ekranizacja byłaby bardziej akceptowana, gdyby autorzy trzymali się jednorazowej stylistyki.
Reżyser obrazu, Julian Jarrod, już wcześniej zetknął się na planie filmowym z ekranizacją dziedzictwa kulturowego Anglii (nakręcił telewizyjną adaptację "Wielkich Nadziei" Charlesa Dickensa). Dzięki zyskanemu doświadczeniu oraz korzeniach brytyjskich twórcy, produkcja jest elegancka z lekkim arystokratycznym klimatem w tle. Niestety pominięto pozytywne elementy tych cech i stworzono obraz XVIII wiecznego Hampshire nudnym i rozwlekłym. Zabrakło energii i charakterystycznej austenowskiej ironii. "Zakochana Jane" nie może się więc równać z "Dumą i uprzedzeniem" (mimo wielu wspólnych cech), gdyż jest zwykłym komercyjnym produktem na zamówienie. A tego typu filmy bardzo dobrze komponują się z gustami mało wymagających masowych odbiorców. Najwyraźniej to działa, bowiem pozycja znajduje się nadal w pierwszej dziesiątce polskiego box office'u.