Niezaprzeczalnie żyjemy w złotej erze seriali o superbohaterach. Pogardzany niegdyś gatunek, który opierał się głównie na slapstickowym humorze, teraz prawie dorównuje popularnością kinowym blockbusterom, ciesząc się także podobnym uznaniem. Stacje telewizyjne nie boją się inwestować w produkcje oparte o komiksy albo przynajmniej ocierające się o nie i bez wątpienia to zasługa "Batmanów" Nolana oraz filmowego uniwersum Marvela. Nie zawsze jednak było tak różowo.
Teraz mamy prawdziwy potop seriali od DC i Marvela. Z uniwersum tego pierwszego komiksowego giganta, na małe ekrany trafił wczoraj pilotażowy odcinek "Flasha" (spin-offu "Arrow"). Nawet, jeżeli nowy serial stacji The CW nie okaże się sukcesem (w co wątpię), to i tak wielka maszyna została już uruchomiona. Wystarczy dodać sobie do „starego” "Arrow" i "Agents of S.H.I.E.L.D." , świeżutkie "Gotham", nadchodzącego "Constantine’a", "Agent Carter", małe uniwersum Netflixa "The Defenders" i pomysły na "Teen Titans" oraz "Supergirl". Patrząc wstecz, trudno nie powiedzieć sobie, że fani komiksów żyją w ciekawych (na pewno dla nich) czasach, nie oznacza to jednak, że kiedyś seriali live-action o superbohaterach wcale nie było.
W ciągu dekad uzbierało się ich całkiem sporo, po prostu rządziły się innymi zasadami - z pewnością posiadały mniejszy budżet niż „poważniejsze” produkcje od tej samej stacji, a ich targetem były dzieci. Bohaterów z komiksów traktowano z przymrużeniem oka, a fabułę osadzano w prostych schematach, zawsze z happy endem. Dopiero lata 90-te trochę poważniej ten temat potraktowały, ale nie zawsze wychodziło to na dobre fabule. Oczywiście ciągle mówimy o serialach live-action, a nie kreskówkach, którym należy się odrębna lista.
Batman (1966-1968)
Zacznijmy zatem od starego serialu, który przeżywa obecnie swój renesans i w tym zacnym gronie wyróżnia się całkiem sporą popularnością. Batman z Adamem Westem w roli Człowieka Nietoperza i Bartem Wardem w roli Robina, to klasyk telewizji, który fanom mrocznego alter ego Bruce’a Wayne’a mógłby nie przypaść do gustu. Po 50 latach latach Batman poważnie się zestarzał i jest obiektem wielu żartów (wystarczy przywołać motyw z czołówki), ale z pewnością w sobie ten oldschoolowy urok produkcji z lat 60-tych, gdzie nic nie było traktowane serio.
Jednak pierwsze próby wprowadzenia postaci Kane’a i Fingera do telewizji zaczęły już na początku lat 40-tych. W 1943 roku czarną pelerynę i nieudolnie wykonaną maskę założył Lewis Wilson. 6 lat później to samo uczynił Robert Lowery, tyle że w odróżnieniu od poprzednika, nie musiał użerać się z wojenną zawieruchą i przestał być amerykańskim agentem walczącym z japońskim wywiadem, a stał się bohaterem jakiego fani znali z komiksów. W 1943 widzowie po raz pierwszy widzowie zobaczyli słynną Jaskinię, a w 1949 komisarza Gordona, jednak dopiero w 1966 roku za szkłem telewizora pojawili się najbardziej znani przeciwnicy Batmana. Kampowy serial z Westem okazał się hitem, a jego sława zdaje się nie przemijać (wersja na DVD i Blu-Ray ukaże się w listopadzie) mimo głupich zwroty akcji", jeszcze głupszych strojów i nadużywania komiksowych onomatopei.
Superman (1952)
Wiele osób pierwsze zaadaptowanie postaci Supermana kojarzy wyłącznie z Christopherem Reevem i filmem z 1978 roku. Niektórzy, bardziej obeznani w temacie powiedzą, że wcześniej był George Reeves, który w 1952 roku wystąpił w "Adventures of Superman". Mało kto jednak powie, że tak naprawdę pierwszym Supermanem był Kirk Allyn, wcielający się w 1948 w rolę Człowieka ze stali. To była jednak krótkometrażowa produkcja kinowa (tzw. serial film), podzielona na 15 odcinków.
Pierwszym serialem - jak już wspomniałem - była dopiero produkcja oparta wprost o komiksy Siegela i Schustera, która doczekała się aż 104 odcinków. To dzięki "Adventures of Superman", szersza publiczność poznała postać, która potrafiła biec szybciej od kuli i zatrzymywać gołymi rękoma pędzący pociąg. W tej wersji, Superman jest oczywiści bliższy swoim korzeniom z Action Comic, co oznacza, że jego wrogami są gangsterzy i szaleni naukowcy, a nie istoty spoza Ziemi.
Wonder Woman (1975 - 1979)
1967 rok "Who's Afraid of Diana Prince?", pierwsza nieudana próba adaptacji komiksowej Wonder Woman na małe ekrany z Ellie Wood Walker w roli Diany Prince i Lindy Harrison w roli Wonder Woman. Produkcja nigdy nie trafiła do ramówki stacji telewizyjnych, a 5-cio minutowy pilot serialu do tej pory znaleźć można tylko w Internecie. W 1974 miała miejsce kolejna próba wskrzeszenia potężnej Amazonki, tyle że... bez nadludzkich mocy i komiksowego stroju, w blond włosach i z twarzą Cathy Lee Crosby. Film telewizyjny z Crosby nie spotkał się z wielkim uznaniem, ale utorował drogę serialowi z najlepiej znanym wcieleniem Wonder Woman - Lyndą Carter.
Serial cieszył się ogromną popularnością, a powodów ku temu była całkiem sporo. Przede wszystkim Carter stworzyła bardzo lubianą i wyrazistą postać. Jej bohaterka miała lasso prawdy, była mądra, silna, czyli tak jak w komiksach Marstona. Poza tym, "Wonder Woman" wypchane było akcją, złymi typami, którzy dostają porządne lanie i niesamowitą (wirującą) przemianą Diany Prince w superbohaterkę. Innymi słowy, Lynda Carter była seksowna, a do tego potrafiła skopać tyłki złoczyńcom w efektowny sposób.
Generalnie jednak, zaaplikowanie Wonder Woman w poważniejszym tonie na ekrany (małe i duże) było zawsze problemem. Jak tu pokazać Amazonkę z magicznym lassem i w niewidzialnym samolocie w niekiczowaty sposób? W 2011 roku NBC podjęło walkę, ale ją przegrało. Pilot serialu - w którym w tytułowej roli wystąpiła Adrianna Palicki - nigdy nie został wyemitowany. Teraz jednak DC/Warner Bros. wzięło sprawy w swoje ręce i chociaż serialu już na pewno się nie doczekamy, to w 2017 roku zobaczymy film na srebrnym ekranie.
Flash (1990)
Chociaż trudno to sobie wyobrazić, to jak do tej pory mieliśmy cztery różne wersje Flasha, nie licząc oczywiście najnowszego od stacji The CW. W 1979 czerwony strój najszybszego superbohatera DC włożył Rod Haase, który grał w mini-serialu "Legends of the Superheroes". Obok Haase pojawił się Adam West w roli Batmana oraz Burt Ward w roli Robina. W drużynie superbohaterów znaleźli się także Captain Marvel, Hawkman, Green Lantern, The Huntress, The Atom i Black Canary. Niestety stroje superbohaterów oddawały w pełni poziom produkcji od Hanna-Barbera.
Trochę lepiej sprawy się miały w 1990 roku, kiedy w rolę Flasha wcielił się John Wesley (grający we Flashu od The CW ojca tytułowego bohatera). We "Flashu" z 1990 roku wystąpił także Mark Hamill jako Trickster, jednak ani Hamill ani Wesley nic nie mogli zdziałać, ponieważ serial zmierzał na samo dno. CBS anulowała "Flasha" po pierwszym sezonie z powodu niskiej oglądalności i zbyt dużej kosztów produkcji. CBS jednak nie poddawało się i siedem lat później nakręciło pilot serialu "Justice League of America". Niestety poziom tego gniota okazał się tak niski, że niemożliwe było dodanie go do ramówki
Flash pojawił się jeszcze w "Smallville", ale o tym później.
Dr. Strange (1978)
"Dr. Strange" to jedna z tych naprawdę dziwnych i mało znanych produkcji, które utknęły w archiwach. Wszystko zaczęło się od pomysłu na pilot serialu. Nad realizacją projektu mieli czuwać Philip DeGuere, Alex Beaton i Gregory Hoblit, którzy przy współpracy ze Stanem Lee (jako konsultantem) mieli przenieść historie najpotężniejszego czarnoksiężnika Marvela na małe ekrany. Ostatecznie pilot zamienił się w film telewizyjny (na antenie CBS), ale jego chłodne przyjęcie spowodowało wstrzymanie realizacji serialu.