REKLAMA

"Intruz" Stephenie Meyer - dobra książka, która pozwoli wybaczyć jej "Zmierzch"?

Stephenie Meyer obdarzyła świat bladolicym, uszminkowanym wampirem, do którego wzdychają miliony nastolatek. Do kin wkroczył właśnie „Intruz” oparty na kolejnej książce Meyer. Czy warto sięgać po powieść amerykańskiej pisarki?

"Intruz" S. Meyer - książka, która pozwoli wybaczyć jej "Zmierzch"?
REKLAMA
REKLAMA

Czytelnik wychowany na książkach Gibsona, Stephensona, czy Zajdla w naturalny sposób omija szerokim łukiem wszystko co z daleka świeci po oczach nazwiskiem Meyer i kojarzy się ze „Zmierzchem” starych, prawdziwych wampirów w rodzaju „Nosferatu – symfonia grozy”. Ostatnio jest trudniej, bo wszędzie głośno o filmie na podstawie powieści Meyer. W Internecie i TV co chwila spogląda na odbiorcę oko ze źrenicą wielkości koła od traktora, sprawiające wrażenie jakby jego właścicielka zjadła z pół kilo kwasa. Tak podobno wygląda Dusza, przedstawiciel obcych istot, kosmicznych najeźdźców, którzy przejmują ciała inteligentnych gatunków, aby sobie w nich pomieszkiwać bez czynszu, aż do całkowitego zużycia lokum.

Nie da się zawinąć uszu i przykleić ich do czaszki, więc niechętny odbiorca i tak dowie się, że zasadniczy wątek książki i jej ekranizacji dotyczy osoby niejakiej Melanie, jednej z nielicznych, ostatnich zbuntowanych istot ludzkich na skolonizowanej przez Dusze planecie Ziemia. Kosmici zaszczepili w głowie Melanie nowego mieszkańca, Wagabundę, żeński odpowiednik obcego. Dwie baby w jednej głowie zaczynają walkę o prawo do sterowania szczupłym ciałem Melanie. Kto wygra bitwę o M1 oraz pikantne obrazki z pamięci ofiary o jej chłopaku Jaredzie? To jedno pytanie wystarczy, żeby zniechęcić do ewentualnej lektury 95% fanów prawdziwego science-fiction oraz cztery procent niezdecydowanych, którzy nie dojrzeli wcześniej nazwiska Meyer na okładce. I byłaby to dla nich wielka strata!

Rzeczywiście, na pierwszy rzut oka, historia wydaje się miałka i cienka jak majonez w tubce, ale to chyba najgłębsza i najbardziej wartościowa książka Mayer, przy tym niepozbawiona interesujących przemyśleń o naturze człowieka, nawet jeśli brzmi to nieprawdopodobnie.

Przede wszystkim to niezła dystonia, świat już zdobyty i skolonizowany, na dodatek przez istoty w gruncie rzeczy… dobre. Niedobitki ludzkości tylko dlatego dowiedziały się, że Ziemia została przejętą przez obcą rasę, bo z wiadomości telewizyjnych zniknęły informacje o morderstwach, zabójstwach i gwałtach, a więźniowie licznych zakładów zamkniętych zainteresowali się zielarstwem i ikebaną. Naturalna skłonność ludzi do przemocy została opanowana. Czy to pozbawiło ich człowieczeństwa?

Odpowiedź nie jest prosta i Meyer takiej nie daje. Właściwie skupia się na pojedynku Melanie i Wagabundy, wplatając w to starcie wiele pytań, między innymi o to, czy stanowi nas tylko ciało, czy może umiejętność odróżniania dobra od zła? Kim jesteśmy? Gdzie jest źródło nienawiści, przemocy i nietolerancji? I w końcu, czymże jest miłość? W tym miejscu Meyer niestety trochę obniża loty, bowiem uczucie Melanie do chłopaka i brata jest zbyt jednowymiarowe. Z kolei Wagabunda, dla której Ziemia jest jej dziewiątą planetą w jej podróży, a Melanie kolejnym z wielu garniturów, za łatwo ulega sielskim obrazkom dwóch złączonych serduszek. Co z tego ostatecznie wynika?

REKLAMA

Finał nie jest zły, warto się o tym przekonać. Film z konieczności został mocno uproszczony, dlatego warto sięgnąć po książkę , która pojawiła się w Polsce wysiłkiem Wydawnictwa Dolnośląskiego, jeszcze w 2008 roku. Aktualnie do księgarni trafiła nowsza wersja z odświeżonym projektem okładki bazującym na filmie.

Wydania elektronicznego w tej chwili jeszcze nie ma, nie licząc pirackich plików PDF, ale Wydawnictwo Dolnośląskie jest trakcie opracowania wersji ebookowej „Intruza”, która niedługo trafi do sprzedaży. Najlepszą cenę papierowej książki znajdziemy na Taniaksiążka.pl (33,92 zł).

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA