Na oficjalnym profilu Universal Pictures pojawił się nowy zwiastun nadchodzącego „Jurassic World”. Po serii kontrowersyjnych decyzji producentów właśnie takiego materiału potrzebowałem, aby ponownie zainteresować się tą produkcją.
Twórcy „Jurassic World” wzbudzili kontrowersje wieloma elementami filmu. Posłużyli się sentymentalną sztuczką, pokazując na jednym z trailerów kultową bramę z pierwszego „Parku Jurajskiego”. Jak się później okazało, tej ostatecznie zabraknie w filmie. Scenarzyści wzburzyli fanów wytresowanymi raptorami, a na domiar złego zaczęli eksperymentować ze zmodyfikowanymi genetycznie dinozaurami.
Nic dziwnego, że starsi wiekiem widzowie zaczęli zgrzytać zębami.
„Jurassic World” zdawał się wywracać do góry nogami świat zbudowany we wcześniejszych odsłonach serii. Dopiero po czasie dział reklamy udowodnił, że nadchodząca kinowa produkcja ma znacznie więcej wspólnego z kultowym „Parkiem Jurajskim”, niż się nam wydaje. Ba, „Jurassic World” wywodzi się bezpośrednio z pierwszego filmu Spielberga, bardzo często do niego nawiązując.
Mimo wszystko pozostawałem sceptyczny. Nie mogłem przeboleć tych wytresowanych raptorów, które biegały za zmotoryzowanym Prattem niczym za matką. Jasne, mówimy o efektownym kinie akcji. Wszystko jednak ma swoje granice. Nawet pobyt na wyspie z żywymi dinozaurami.
Po obejrzeniu najnowszego zwiastuna „Jurassic World” zostałem jednak kupiony.
Były w nim zarówno (nie)sławne, wytresowane dinozaury, jak również zmodyfikowana genetycznie bestia. Mimo tego ponad 2-minutowy materiał chłonąłem z wypiekami na twarzy i to właśnie powyższy zwiastun zdecydował, że ostatecznie wybiorę się do kina na „Jurassic World”. Powodów jest przynajmniej kilka:
Chris Pratt – po olbrzymim sukcesie w „Strażnikach Galaktyki” aktor jest na życiowej, wznoszącej fali. Z nieco otyłego, sympatycznego, komediowego aktora Pratt zamienia się w hollywoodzkiego samca alfa. No, samca alfa z poczuciem humoru. Jego obecność na wielkim ekranie jest naprawdę przyjemna i z chęcią zobaczę „nowego Indianę Jonesa” w akcji. Nawet na motorze, pośród wytresowanych raptorów.
„Indominus Rex” – zmodyfikowany genetycznie dinozaur to pomysł tak byle-jaki, że aż mdlący. Mimo tego scenarzyści „Jurassic World” zdają się mieć całkiem ciekawą wizję. Tak oto z ludzkim namaszczeniem powstaje drapieżnik doskonały, który nie tylko stanowi oczywiste zagrożenie, ale jest również niezwykle inteligentny oraz zaradny. Wymyka się z łańcucha pokarmowego i traktuje polowanie jako sport. Co więcej, bestia potrafi narzucać innym dinozaurom swoją wolę, a przynajmniej się z nimi komunikować. Może być naprawdę ciekawie.
Klimat – „Jurassic World” wygląda, brzmi i pachnie jak kultowy „Park Jurajski”. Od słomy na podłodze, przez tropikalne tereny, na wystroju laboratoriów kończąc czuję, że wróciłem do lat 90-tych. Jako osoba zakochana w filmie Spielberga z chęcią wybiorę się w sentymentalną wycieczkę, jednocześnie licząc na solidne, mięsiste (he he) kino akcji.
Polska premiera „Jurassic World” będzie miała miejsce już 12 czerwca 2015 roku.