Od czasu do czasu można natknąć się na dokument, który dystrybutor postanawia wyświetlać na dużym ekranie. Raz jest to film o nacechowaniu politycznym - np. dokumenty Michaela Moore'a ("Zabawy z bronią", "Farenheit 9/11"), a kiedy indziej produkcja dotyczy np. muzyki. I właśnie na ten temat jest najnowszy film Fatiha Akina "Życie jest muzyką".
Fatih Akin to młody, niemiecki reżyser, posiadający tureckie korzenie. Tworzy filmy, które poruszają problemy grupy etnicznej, do której należy. Także o tym był jego poprzedni film "Głową w mur", za który otrzymał Złotego Niedźwiedzia na festiwalu filmowym w Berlinie. W swojej najnowszej produkcji, reżyser wraca do kraju swoich przodków i stara się opowiedzieć w nietypowy sposób, bo za pomocą muzyki o tureckiej metropolii - Istambule.
To miasto, leżące na dwóch kontynentach jest wielokulturowym tyglem. Trafnym byłoby stwierdzenie, że w Istambule Zachód spotyka się ze Wschodem. Można o nim z pewnością opowiadać na wiele sposobów - przedstawić jego historię, przejść się ulicami miasta, rozmawiać z ludźmi. Musielibyśmy oglądnąć dużo materiału, a otrzymalibyśmy i tak obraz niekompletny. Poznalibyśmy historię, topografię, ale dowiedzielibyśmy się niewiele o mentalności ludzi mieszkających w Istambule. Dlatego też, moim zdaniem słusznie, Fatih Akin postanowił opowiedzieć o tym mieście (ale poniekąd też o całej Turcji) poprzez muzykę i wyszedł mu dosyć przyzwoity dokument.
Struktura tego filmu jest następująca: niemiecki muzyk - Alexander Hacke (współpracował z reżyserem przy "Głową w mur') przyjeżdża do miasta i zaczyna rejestrować grane tam różne gatunki muzyki. W ten sposób pragnie oddać tam panujący klimat i coś opowiedzieć o jego mieszkańcach.
Od tego momentu zaczyna się zabawa. Zachwyceni będą ci, którzy lubią niekonwencjonalne rozwiązania, zaskakujące dźwięki i nie straszny im żaden styl muzyczny. Hacke rozpoczyna swoją podróż od kapel niszowych, rockowych, później rejestruje dźwięki spokojniejsze, turecką elektronikę. Kieruje się w stronę hip hopu i muzyki kurdyjskiej, a przeplata to wszystko brzmieniami ludowymi. Wsłuchujemy się w muzykę, a jednocześnie słuchamy też różnych ludzi - młodych, starych, z różnych subkultur, o różnych odcieniach skóry. Możemy chociaż przez chwilę posmakować tej różnorodności, klimatu Istambułu, jednocześnie dowiadując się sporo o tamtejszych mieszkańcach, ich poglądach i problemach.
Muzyka w tym filmie odgrywa najważniejszą rolę. Bez niej film by nie istniał. Tak naprawdę, można było nie patrzeć na ekran, tylko zamknąć oczy i chłonąć dźwięk. Być może właśnie to, że cały dokument opierał się na muzyce, a nie wszystkie jej fragmenty się mi podobały (a nie byłam w stanie się przełamać), zaważył na mojej ocenie. Jeżeli chodzi o pozytywne wrażenia, to przede wszystkim mogę wymienić undergroundową grupę rockową, młodego tureckiego rapera, Ayniur, która śpiewa tradycyjną muzykę kurdyjską oraz kapitalny remix utworu Madonny "Music", który towarzyszy napisom końcowym.
Film ani mnie nie zaskoczył, ani mną nie wstrząsnął, ani nie zachwycił. Dosyć dobrze mi się go oglądało, choć w kilku momentach twórcy nie uniknęli dłużyzn. Ponadto produkcja Akina nie porywa tak, jak niektóre inne dokumenty o muzyce czy muzykach. Odpada w przedbiegach w porównaniu z np. "Buena Vista Social Club".
"Życie jest muzyką" polecam przede wszystkim osobom, które lubią dokumenty lub interesują się Wschodem, arabistyką, muzyką orientalną etc. W filmie Akina Istambuł jawi się jako miasto kontrastów: biedy i bogactwa, Wschodu i Zachodu. Reżyser walczy też z europocentryzmem pokazując, że tak naprawdę w samej Turcji i tureckiej muzyce jest więcej różnorodności, swobody. Wystarczy przytoczyć tu przykład DJ-i w Istambule są bardziej wykwalifikowani niż europejscy - wszak muszą kojarzyć muzykę nie tylko zachodnią, ale także rodzimą oraz rytmy arabskie.
Natalia Rutkowska