Twórcy 13 powodów tłumaczą siebie w 2. sezonie. Ten serial to odpowiedź na #MeToo i kondycję społeczeństwa
Trzynaście powodów w 2. sezonie chce być odbiciem aktualnych problemów społecznych, którymi żyją Stany Zjednoczone. Odwołania do wydarzeń przeszłych miesięcy są bardzo namacalne. Szkoda tylko, że kręcąc ten poradnik dla nastolatków, który bardziej nowocześni nauczyciele włączaliby na lekcjach wychowawczych, twórcy zapominają czasem o wiarygodności przedstawianej historii.
OCENA
Kontrowersje związane z debiutancką serią 13 Reasons Why - która w tytule nawiązuje oczywiście do powodów, dla których nastolatka, Hannah Baker, odebrała sobie życie - mają swoje dobre i złe skutki. Te pierwsze, na szczęście, są zdecydowanie ważniejsze od tych drugich. Twórcy serii, w tym sam Netflix (Trzynaście powodów to serial Netflix Original), postanowili dać jasny sygnał, że ich produkcja nie zachęca do traktowania samobójstwa jako leku na depresję i prześladowanie w szkole.
Aktorzy, biorący udział w serialu, wystąpili w specjalnym spocie, w którym mówią o tym, że warto rozmawiać o swoich problemach. Jeszcze wcześniej pojawiły się ostrzeżenia przed odcinkami 1. sezonu.
Powstała strona, na której udostępniono kontakty do instytucji zajmujących się sytuacjami kryzysowymi, pomocą dla młodych ludzi. Tematy samobójstw wśród nastolatków, przemocy w szkole, depresji powróciły na - nomen omen - wokandę (2. sezon traktuje o sprawie sądowej po śmierci bohaterki). I choć niektórzy psychiatrzy twierdzą, że Trzynaście powodów zawiera szkodliwe treści, fakt, iż mówi się o tych sprawach, próbuje się uświadamiać młodzież, należy potraktować jako pozytywny aspekt tego całego zamieszania.
Nie jestem terapeutką, ale - abstrahując od tego, czy to serial dobry, czy zły - dziwi mnie takie postrzeganie sprawy. Gdzieś tam w środku zawsze wydawało mi się, że mówienie, a nawet krzyczenie o problemach, jest lepsze niż ich pomijanie. Po emisji produkcji zdarzały się przypadki, że ktoś faktycznie - niczym za Werterem - podążył śladami Hannah Baker.
Spadły gromy na twórców serii i Netfliksa, ale przecież - o czym warto pamiętać - sam serial, a przynajmniej jego 1. sezon, bazuje na powieści z gatunku young adult. Teraz powinien odezwać się jakiś głos, że z wielką mocą i tak dalej... Jasne, Netflix ma zapewne większą siłę rażenia, niż ma - czy raczej miał - autor wspomnianej książki. Niemniej trudno mi szukać bezpośredniej przyczyny ewentualnych lub faktycznych tragedii w samym serialu Netfliksa. Być może dla niektórych będzie stanowił on inspirację (tak już się stało). Ale to przecież nie on wyrządził bezpośrednie szkody. Tam wcześniej zapewne zadziało się coś więcej, skoro taka myśl, żeby odebrać sobie życie, pojawiła się w człowieku. A jeśli to byłaby śmierć dla źle pojmowanej sławy? - spytacie. Tym bardziej musiało dziać się coś więcej wcześniej, skoro taka myśl pojawiła się w człowieku - powtórzę.
Co złego zatem przyniosły wspomniane kontrowersje, jeśli w kontekście społecznym uważam Trzynaście powodów za zjawisko pozytywne?
Ano - poniekąd - samą kontynuację. Nie bez powodu mówię od początku o kontrowersjach związanych z serialem, którymi przez miesiące żyły media w Stanach Zjednoczonych i nie tylko. 2. sezon 13 Reasons Why, po pierwsze, próbuje tłumaczyć debiutancką serię, biorąc na tapet wątek decyzji Hannah o nagraniu taśm, a także - w odniesieniu do innych postaci - usilnie starając się pokazać, że śmierć nie jest rozwiązaniem nagromadzających się problemów. Trochę tak, jakby osoby i marka odpowiedzialni za produkcję mówili nam - Hej, patrzcie, staramy się! To nie tak, jak myśleliście, teraz odpokutujemy swoje (a właściwie już odpokutowaliśmy).
Po drugie - w związku z tym, że 2. seria nie bazuje już tak naprawdę na książce i została nakręcona po zakończeniu serii pierwszej - momentami cała historia traci na wiarygodności. W nowym sezonie, tak jak zresztą zakładałam, pojawiają się wątki, które zmieniają odbiór wielu sytuacji, z jakimi zetknęliśmy się w pierwszych odcinkach. Jasne, musi być jakieś drugie dno tego, co widzieliśmy wcześniej, żeby nowa seria miała jakikolwiek sens. Nie chce się jednak wierzyć, że tak kluczowe wydarzenia zostały przemilczane przez wielu bohaterów. A zwłaszcza przez Hannah, która zataiła większe krzywdy niż te, o których mówi na taśmach.
Po trzecie - i to chyba boli mnie najbardziej - scenarzyści 13 Reasons Why zdają się odhaczać kolejne problemy, które warto poruszyć, bo są na czasie, bo wypada.
Trudno oglądać ten serial w oderwaniu od rzeczywistości. Kiedy na świecie media i osoby publiczne angażują się w akcję #MeToo, kiedy oglądamy takie wystąpienia jak 6 minut i 20 sekund ciszy Emmy Gonzales, to Trzynaście powodów nie da się potraktować inaczej niż jako odpowiedź na bieżące tematy. Finał 2. sezonu kończy się tak, że już teraz (bez oficjalnych informacji) możemy być prawie pewni, iż produkcja wróci z kolejnym sezonem.
Pytanie tylko - po co? Po to, żeby odhaczać nowe nośne tematy na wizji, ubierając je w fabularne szaty? A czego my już tutaj nie mamy! Są depresja, próba poradzenia sobie z samobójstwem, gwałty, rozwody, uzależnienia, nieudane rodzicielstwo, szkoła i jej przedstawiciele nieradzący sobie z własnymi obowiązkami. Mamy chronienie przestępców, proces sądowy, terapię, kwestie dostępu do broni palnej, brak tolerancji dla homoseksualistów... No i oczywiście - o czym przekonacie się sami, oglądając serial - pojawia się znaczący wątek kondycji psychicznej Claya, która jest bardzo niejasna, a przez to w pewnym sensie potraktowana po macoszemu. Bo prawie nikt zdaje się nie zauważać, z czym tak naprawdę zmaga się chłopak.
Wymienione kwestie to oczywiście bardzo ważne tematy.
Tematy, z którymi na bieżąco powinni być rodzice, opiekunowie młodych ludzi. I nawet jeśli nie będą z nimi oglądać tego serialu, to powinni tego typu treści śledzić samodzielnie. By wiedzieć, z czym ich dzieciaki się stykają - na wizji i być może w realu. A ponadto - rozmawiać z nimi. Bo to są tematy, o których trzeba mówić. Choćby dlatego, by nie było zgody społecznej na przymykanie oczu na czyny takich ludzi jak Bryce czy jego koledzy z drużyny.
Boję się jednak, że Trzynaście powodów zrobi się poradnikiem dla nastolatków, który zwyczajnie nie jest w stanie potraktować wielu z tych tematów kompleksowo, z należytą uwagą (co już poniekąd się dzieje, jeśli spojrzymy na takich bohaterów jak Justin czy Sky). I nawet nie o to chodzi, że nakłoni kogoś do złych decyzji. Tylko że spłyci problem, zagubi się w liczbie wątków. Poprowadzi je tak, że właśnie będą niewiarygodne.
Przy tych wszystkich - jak można je potraktować - zarzutach, Trzynaście powodów to nie jest zły serial. Tę historię nadal dobrze się ogląda, mimo świadomości pewnych braków lub uproszczonych rozwiązań. 13 Reasons Why, choć trudno stwierdzić, czy to wada, czy zaleta, bazuje na prostych emocjach. Łatwo się tu wzruszyć, łatwo poczuć się niczym postaci, których poczynania śledzimy. Nawet jeśli borykają się z czymś, z czym nigdy nie mieliśmy do czynienia, ich ból jest uniwersalny. To nadal serial, który dobrze się ogląda, bo bohaterowie są interesujący, bo chce się wiedzieć, co dalej, bo młody człowiek (jeszcze się za taką uważam!) może się identyfikować z tymi problemami. Nawet jeśli nie żyje w Stanach Zjednoczonych. Prześladowanie, wątpliwości, strach nie mają - niestety - granic. To serial, który wciąga, nawet jeśli do ideału sporo mu brakuje. Zmierza jednak - o zgrozo - w nieco złym kierunku. Tym bardziej, jeśli okaże się, że doczekamy premiery 3. serii.