REKLAMA

Historia jak z hollywoodzkiego filmu, która wydarzyła się naprawdę. Recenzja filmu „25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy”

„25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy” to film, który przydusi was już na samym początku, tylko po to, aby przycisnąć was do ziemi i przeciągnąć twarzą po betonie. 

25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy. Recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Zanim poznaliśmy historię Tomka Komendy, myśleliśmy, że podobna sytuacja może mieć miejsce jedynie w Stanach Zjednoczonych i hollywoodzkich filmach. Oto nasz system sprawiedliwości popełnił karygodny błąd. Skazał 23-latka na karę więzienia za gwałt i zabójstwo nieletniej, których ten nie popełnił.

Zwykły obywatel zderzył się z bezduszną machiną sądową. Niemal dwie dekady spędził w zamknięciu z prawdziwymi przestępcami.

Był regularnie bity i poniżany. Nikt nie mógł, a wielu nawet nie chciało, mu pomóc. Kiedy on przeżywał najgorszy koszmar, jaki można sobie wyobrazić, policja, prokurator i opinia publiczna uznały sprawę za zamkniętą. Winny trafił za kratki, nie było co rozgrzebywać. Dziś wiemy co było dalej, a co za tym idzie Jan Holoubek nie może nas zaskoczyć fabularnie. Ze swojej opowieści wydobywa więc cały dysonans między znanymi nam faktami, a próbą utrzymania kinowej dramaturgii.

Podążając wzorem Joe Berlingera i jego „Podłego, okrutnego, złego”, Holoubek przez lwią część narracji, nie ujawnia, czy główny bohater jest winny, czy nie.

W „25 latach niewinności. Sprawie Tomka Komendy” pozwala nam przeżyć całą tę historię od nowa. Zdajemy sobie sprawę, że Komenda w końcu opuści więzienie, bo ambitni prokuratorzy udowodnią jego niewinność i na koniec dowiemy się, w jaki sposób policjanci zmusili go do przyznania się do winy. Zanim to się jednak stanie, reżyser żongluje różnymi konwencjami gatunkowymi. Romansuje z thrillerem politycznym i filmem więziennym, flirtując jednocześnie z melodramatem rodzinnym i klasycznym whodunit, a nawet uśmiecha się w stronę komediowych wtrętów. Wszystko po to, aby wycisnąć ze swojej opowieści jak największy ładunek emocjonalny i przeprowadzić nas przez wszelkie niuanse psychologiczne człowieka, który został niesłusznie skazany.

Odpowiedzialność za nasze zaangażowanie w opowiadaną historię w dużej mierze spada więc na barki Piotra Trojana. Wcielający się w tytułową rolę aktor doskonale gra wszystkie emocje targające jego postacią. Tworzy portret nieco nierozgarniętego chłopka roztropka, który znalazł się w ekstremalnej sytuacji. W dużej mierze wciąż jest dzieckiem uzależnionym od swojej matki, co podkreśla mocno ekspresywna mimika. Nigdy jednak nie mamy do czynienia z groteską. W każdej scenie biją od niego szczerość i naiwność. Uwydatnia to dramat bohatera i pozwala nam z nim sympatyzować. Dzięki temu oburzamy się, kiedy jest brutalnie atakowany przez współosadzonych, współczujemy kiedy rozmawia z matką i, przede wszystkim, kibicujemy w dążeniu do oczyszczenia się z zarzutów.

25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy/Kino Świat
25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy/Kino Świat

Holoubek podaje nam przesiąkniętą skrajnymi emocjami opowieść, ale ta paradoksalnie jest dość surowa.

Twórca rozpoczynał swoją karierę jako operator i w swoich reżyserskich projektach nieraz pozwalał sobie na wizualne szaleństwo. W „Rojście” eksperymentował ze zdjęciami i nasączał je jaskrawymi barwami. W „25 latach niewinności. Sprawie Tomka Komendy” jest o wiele bardziej stonowany. Obraz sprawia wrażenie nieobrobionego. Bez przerwy patrzymy na monotonne kolory, które zostały wyprane ze swojego nasycenia. Nadaje to filmowi dokumentalnego charakteru, jakbyśmy oglądali telewizyjny reportaż. Cały czas przypomina nam o publicystycznym stylu produkcji. W końcu pada tu mnóstwo istotnych pytań na temat funkcjonowania systemu sprawiedliwości w naszym kraju.

Reżyser bezlitośnie rozlicza się z polskimi służbami, które skazały niewinnego człowieka lata koszmaru. Na styku podejmowanych przez Holoubka tematów pojawiają się pytania o to, gdzie w tym systemie znajduje się obywatel. W jaki sposób może stawić czoła całej machinie, zaprogramowanej, aby go zniszczyć. „25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy” przepełniona jest gniewem, złością i poczuciem bezsilności. To oskarżycielki palec wyciągnięty w stronę policji, sądownictwa, a nawet naciskających na nie mediów. Seans wręcz boli, a chociaż katharsis w końcu nadchodzi, cały niesmak jaki wzbiera się w ustach wcześniej, pozostaje z widzem jeszcze długo po wyjściu z kina.

REKLAMA

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA