REKLAMA

Przeczytałam książkę Nosowskiej, A ja żem jej powiedziała, i sama mogę powiedzieć jedno: mam tak samo!

A piszę, bo mam nadzieję, że jest ktoś, kto zrozumie - mówi nam na ostatnich stronach swojej książki Katarzyna Nosowska, chociaż sama trochę broni się, żeby A ja żem jej powiedziała nazywać właśnie książką. I ja rozumiem. Ale wcale nie twierdzę tego, aby autorce było przyjemniej. Mimo że najszczęśliwsza jest - jak pisze - właśnie wtedy, gdy drugi człowiek mówi: "Mam tak samo". Cóż, mam tak samo.

a ja żem jej powiedziała
REKLAMA
REKLAMA

Mam tak samo, ale sama nie wiem, czy - idąc tropem Nosowskiej - mnie jest z tym najszczęśliwiej. A żem jej powiedziała to (dobrze, droga autorko) zbiór zapisków, dla powstania których bodźcem stała się seria krótkich wideo na Instagramie. Nosowska w zamieszczanych materiałach kpi z samej siebie, mediów społecznościowych, trendów i show-biznesu. I robi to świetnie. Aż żałuję momentami, że jej przemyślenia przeczytałam sama, w druku, a nie posłuchałam wersji dostępnej na Storytel, którą czyta autorka.

Chociaż przyznam, że głos Nosowskiej towarzyszył mi przez cały czas czytania A ja żem jej powiedziała.

To byłoby pewnie dość frapujące dla autorki, gdyby dowiedziała się, że przez cały ten czas towarzyszyły mi też w myślach dźwięki utworu, który zaśpiewała z Maanamem, Się ściemnia. Zwłaszcza, że A ja żem jej powiedziała raczej pasuje do fragmentów Cisza, ja i czas, takich jak choćby: Lubię ten stan / Rozkoszne sam na sam.

Prawda jest jednak taka, że ci, którzy spodziewają się wyłącznie żartobliwych impresji, będą rozczarowani.

Nosowska, co prawda, daje nam to, co znamy z Instagrama, a więc dowcip, ironię, błyskotliwe hasła, o których niejeden czytelnik pomyśli: czuję to samo, więc dlaczego sam na to nie wpadłem?!, ale idzie o krok dalej. Pod płaszczem, nie, plandeką (!) humoru kryje się gdzieś ta krucha, mała Kasia - jak pisze o sobie - która niejedno przeżyła, ma bagaż doświadczeń, ma w sobie nierzadko wątpliwości i smutek. Ale próbuje, dojrzewa do tego, by zaakceptować się taką, jaka jest. By zaakceptować swoje życie. Dorosła do tego, że może być szczęśliwa.

Trudno nam, tym zwykłym ludziom, czasem sobie to uzmysłowić. Bo chociaż Nosowska umiejętnie odczarowuje postrzeganie siebie jako gwiazdy i jest - jak sądzę - po prostu równą babką, której udało się spełnić marzenia, bo ma talenty, to jednak jest też trochę tą panią z gazet i telewizji. Ale to tylko zmyła! Pamiętam, jak kiedyś byłam na koncercie jej zespołu, Hey, lata już temu. I Nosowska wyszła na scenę. Taka trochę niepozorna, w czerni. Zaśpiewała kilka utworów, a po każdym z nich mówiła nieśmiałe: dziękuję.

 class="wp-image-93028"

Rozczuliło mnie to wtedy niesamowicie. Była taka normalna, była babką, z którą chcesz pogadać, a potem ją przytulić. I w A ja żem jej powiedziała też taka jest. Nawet jeśli czasem jest złośliwa. A może tym bardziej. Bo jest coś prostego i prawdziwego w jej przesłaniu.

Nosowska pisze o swoim życiu, doświadczeniach, przeszłości, nie zawsze kolorowej. O ciele, byciu grubą, o modzie, partnerstwie, show-biznesie, kasie, Polakach.

Nie wymądrza się przy tym. Wie, że nie musi być superbohaterką, że człowiek ma słabości. Wrażliwość jest jej siłą.

Napisałam, że nie wiem, czy mnie jest najszczęśliwiej z tym, że mam tak samo jak Nosowska. I myślę sobie, że z jednej strony tak, a z drugiej nie. Tak, bo człowiek w swej egoistycznej naturze lubi jednak się uspokoić, zdając sobie sprawę z tego, że nie tylko jego boli czasem życie. I że nie tylko jego bycie bywa zupełnie beznadziejnie. Nie, bo mnie jeszcze tej odwagi, którą ma autorka, żeby sobie wiele rzeczy uzmysłowić i przestać grać, często brakuje.

REKLAMA

Na okładce A ja żem jej powiedziała napisane jest: Kaśka zabije cię miłością!

I tak rzeczywiście jest. Brzmi to banalnie, ale te impresje wzruszają, bawią, są jak nocna rozmowa z przyjacielem, niekoniecznie przy lampce wina, bo Nosowska wina nie lubi. Może zatem przy kawie, ale gorzkiej. Z ciastkiem na osłodę.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA