Sześć lat po premierze 2. części adaptacji ikonicznej powieści „To” Stephena Kinga na HBO Max trafia serialowy prequel - nowa, autorska historia poszerzająca ekranową inkarnację tego uniwersum. Andy i Barbara Muschietti wraz z Jasonem Fuchsem rozwiali moje wątpliwości: pięć odcinków produkcji, które miałem przyjemność obejrzeć przedpremierowo, wciągnęło mnie bez reszty.

„To: Witajcie w Derry” rozgrywa się głównie w 1962 r., czyli 27 lat przed wydarzeniami z pierwszej części kinowego hitu. Produkcja jest dziełem przede wszystkim autorskim, choć oczywiście bazuje na stworzonej przez Stephena Kinga historii i była z nim konsultowana na każdym etapie prac - twórcy adaptują przede wszystkim interludia z tej obfitej powieści (to znaczy: epizody historii Derry), skupiając się na historii Zła nękającego miasteczko i tego, w jaki sposób wpływało na kształtowanie jego społeczności.
Podobnie jak w przypadku oryginału, i tym razem opowieść otwiera sekwencja, w której pewien chłopiec spotyka Zło, po czym znika bez śladu. Jego zaginięcie odbije się szerokim echem wśród mieszkańców Derry, wywierając istotny wpływ nie tylko na znajomych rówieśników. Dręczone wyrzutami sumienia i przerażającymi wizjami dzieciaki, które - kierowane różnymi motywacjami - podejmą próbę odnalezienia kolegi i zrozumienia tego, co rozkłada Derry od środka, to tylko jeden z ważniejszych komponentów fabularnych. Każda z kluczowych postaci ma tu swój wątek, spośród których wybija się nie mniej istotna perspektywa Leroya Hanlona (zgadza się, to dziadek znanego z oryginału Mike’a), którego generał F. Shaw angażuje do ściśle tajnej akcji wojskowej.
Im bardziej zawzięte poszukiwania, tym zajadlej rosnące w siłę Zło dręczy bohaterów i miasteczko, stanowiące dla niego swoiste pastwisko. „Witajcie w Derry” pełne jest naprawdę angażujących ścieżek fabularnych, o których nie napiszę już jednak nic więcej, by nie rujnować zabawy. Do odkrycia jest tu bowiem sporo.
To: Witajcie w Derry - opinia o serialu HBO Max
Twórcy „Witajcie w Derry” w tańcu się nie pieszczą - TO wydaje się tutaj jeszcze bardziej odrażające, przerażające i brutalne. Produkcja, rzecz jasna, pozostaje spójna z filmami, a zatem i ze sporą częścią oryginalnej mitologii uniwersum Stephena Kinga; atmosfera i ulubione motywy pisarza są tu zresztą obecne, czuć je zarówno w tonie opowieści, jak i w poszczególnych elementach scenariusza. Mimo tego całość okazuje się nie tylko bardziej niepokojąca, co filmowy dyptyk Muschiettich, ale i dalece, dalece bardziej przytłaczająca.
Nowe „To” nikogo nie oszczędza; żaden z głównych bohaterów nie ma tu lekko, choć to oczywiście coraz intensywniej dręczone dzieci przechodzą przez największe piekło. Tak bezwzględne, że momentami - przyznam - seans stawał się obciążający. Dzieciaki mierzą się z różnymi formami przemocy psychicznej i fizycznej; są gnębione przez rówieśników i niektórych dorosłych (zresztą: pozostali nie potrafią ich ani zrozumieć, ani tym bardziej ochronić), przez poczucie winy, manipulacje, traumy i lęki, które potęguje To. Seans „Witajcie w Derry” nie należy zatem do lekkich i przyjemnych.
Ale już do interesujących i wciągających - jak najbardziej. Im dalej w las, tym więcej pytań; zawiązanie akcji angażuje, wątki prowadzone są w ciekawych kierunkach, a rozbudowa mrocznej mitologii intryguje i zachęca; sprawia, że chciałoby się dowiedzieć o niej jeszcze więcej. Produkcja porusza też - póki co: bardzo umiejętnie - tematykę traum w szerszej skali, nie tylko tych jednostkowych, osobistych, ale też zbiorowych i związanych z epoką. Przemoc i wrogość wobec mniejszości czy przybyłych, charakterystyczne dla lat 50. i 60. zmowy milczenia, korupcja, kozły ofiarne: „Witajcie w Derry” to horror na poziomie gatunku, ale i społecznego świadectwa.
Co więcej, serial wygląda świetnie i działa na poziomie audiowizualnym: pozorna pastelowa sielankowość Derry z czasem coraz mniej skutecznie skrywa przed widzem swoją prawdziwą naturę; sztucznie uśmiechnięte twarze członków społeczności kontrastują z niepokojącymi spojrzeniami czy zachowaniami. Cała ta atmosfera generuje podskórne, świerzbiące poczucie, że coś jest tutaj bardzo, bardzo nie w porządku.
„Witajcie w Derry” zbada istotę Zła, które wreszcie przybierze oblicze Pennywise’a; jego korzeni, motywacji oraz tego, dlaczego jego ofiarami są głównie dzieci. Z czasem dowiemy się też, dlaczego upatrzyło sobie Derry (od którego jest znacznie starsze), dlaczego to miasteczko będące w pewnym sensie osobnym bytem, które za fasadą kolorowych domków, przystrzyżonych trawników i uśmiechniętych, głównie białoskórych obywateli skrywa przegniłe, przeklęte oblicze. Tu zło metafizyczne przeplata się z tym systemowym.
Można powiedzieć, że pod tym względem serialowi bliżej jest do książki: materiał źródłowy poświęcił przecież samemu Derry mnóstwo, mnóstwo stron. Twórcy czerpią z nich garściami i sprawnie wykorzystują jako bazę dla swojej opowieści. Choć CGI momentami kuleje, większość scenografii i praktycznych efektów działa jak należy: „To” potrafi złapać za gardło, obrzydzić, poszczuć potwornością, która po seansie zostaje w pamięci. Nie jest to serial stricte straszny, straszący w klasyczny sposób; czujemy jednak jego ciężar, nieprzyjemne (i oczekiwane zarazem) muśnięcia nieuchwytnej grozy. To bardzo mroczna kompozycja, do której wraca się myślami. Fani Kinga mogą spodziewać się też licznych smaczków: drobnych easter eggów i większych niespodzianek, takich jak udział postaci znanych z innych opowieści Mistrza Grozy lub z nimi związanych.
1. sezon „Witajcie w Derry” to dopiero wstęp - cała historia będzie rozwijana w sumie przez trzy odsłony, kolejne dwie będą rozgrywać się w 1935 i 1908 r.
I owszem: istnieje konkretna przyczyna, dla której ta historia opowiadana jest wstecz (możemy zresztą liczyć na przeskoki w przeszłość już w ramach pierwszych epizodów).
Pięć odcinków, które udostępniono mi przed premierą, zrobiło robotę: wkręciłem się, zaangażowałem i przejąłem. Jeśli kolejne epizody podtrzymają poziom, będziemy mieli do czynienia z serialem jakościowo przewyższającym kinowe filmy - i lwią część innych adaptacji prozy Króla. Niecierpliwie czekam na więcej.
To: Witajcie w Derry - kiedy premiera? Obsada
Pierwszy odcinek produkcji trafi do biblioteki HBO Max już 27 października. Kolejne będą tam wpadać co poniedziałek.
W serialu pojawią się m.in.:
- Bill Skarsgård
- Jovan Adepo
- Taylour Paige
- Chris Chalk
- Madeleine Stowe
- James Remar
- Stephen Rider
- Rudy Mancuso
- Bill Heck
- Spencer Lord
- Nicholas Hamilton
Czytaj więcej:
- Pasja 2 z wyjątkową datą premiery. Mel Gibson chce na bogato i po bożemu
- Polski horror prosto z kina właśnie wbił na Netfliksa. To będzie hit
- Matki Pingwinów dostaną 2. sezon. Ten sukces zaskoczył nawet Netfliksa
- Terapia bez trzymanki wróci i to niebawem. Doskonałe wieści
- Kylo Ren wróci do Star Wars niczym Deadpool. Jak nie drzwiami, to oknem