22 października w Prime Video debiutuje najnowszy serial sygnowany nazwiskiem Harlana Cobena: „Lazarus”. Tym razem nie jest to jednak adaptacja jednej z jego książek, a realizacja autorskiego pomysłu pisarza. Niestety: wszystko wskazuje na to, że planowanie powieści wychodzi mu znacznie lepiej.

Premierze „Lazarusa” w Prime Video towarzyszy ujawnienie ocen od dziennikarzy i krytyków - niestety, nie są to noty zachęcające. Bazująca na nowym pomyśle Harlana Cobena produkcja jest, jak na razie, najniżej ocenianym serialem sygnowanym nazwiskiem poczytnego pisarza.
Popularny agregat recenzji Rotten Tomatoes zebrał póki co siedem tekstów, z których zaledwie 43 proc. można uznać za względnie pozytywne. Oczywiście jest to dopiero początek i wartość procentowa może ulec zmianie po uwzględnieniu kolejnych recenzji, rzadko jednak dzieje się tak, że tak kiepski start przekształca się później w „świeżego pomidora” (od 60 proc. dobrych opinii wzwyż). Przeciwnie: pojawiające się kolejne teksty, których serwis jeszcze nie wziął pod uwagę, również nie szczędzą tytułowi krytyki. Ergo: raczej nie ma co liczyć na artystyczny sukces tytułu, a jeśli notowania utrzymają się poniżej 50 proc., „Lazarus” pozostanie najgorzej ocenianym serialem Cobena, plasując się nawet niżej niż „Missing you”.
Lazarus: nowy serial Harlana Cobena z najniższymi ocenami
„Lazarus” to serial współtworzony przez Cobena i Danny’go Brocklehursta. Fabuła skupia się na psychologu sądowym, który po śmierci ojca wraca w rodzinne strony. Na miejscu zaczyna badać serię niewyjaśnionych zabójstw i tajemnic z przeszłości, które na nowo otwierają dawne rany. Słowem: klasyczny Coben.
Krytycy twierdzą, że „Lazarus” znacznie mocniej niż inne seriale sygnowane nazwiskiem Cobena skręca w stronę absurdu i gotyckiego przesytu, porzucając realizm i skrupulatnie budowane napięcie. Dziennikarze określili tytuł mianem zarazem „upiornego” i „bardzo głupkowatego”, dodając, że choć ekranowa przesada momentami potrafi bawić, twórcom zabrakło wyczucia: oczekiwanej czasem powściągliwości oraz emocjonalnej szczerości, wiarygodności, które sprawiały, że poprzednie seriale były znacznie lepsze.
Co gorsza, całość ugina się pod naporem kolejnych zwrotów akcji - próby zaskoczenia widza są sztuczne, wręcz wymuszone. Jeden z dziennikarzy nazwał serial wprost „kompletną bzdurą”, wskazując, że wartkie tempo nie jest w stanie przykryć fabularnej pustki.
Największą słabością „Lazarusa” okazuje się brak równowagi między ambicjami twórców a wykonaniem. Niektórzy doceniają mroczny klimat i efektowne zdjęcia, ale jednocześnie zarzucają produkcji przerysowaną, niewiarygodną emocjonalność i miałkość.
W rezultacie powstał serial, który próbuje wznieść formułę Cobena na wyższy poziom dzięki pewnym elementom, lecz ostatecznie staje się parodią jego własnych schematów - melodramatyczną, chaotyczną i niesprawiającą frajdy z oglądania.
Lazarus: obsada
Serial zebrał naprawdę solidną ekipę aktorską. W obsadzie znaleźli się m.in. nominowany do Oscara Bill Nighy jako tytułowy doktor Lazarus, a także Alexandra Roach, Sam Claflin, Ewan Horrocks, David Fynn, Karla Crome, Kate Ashfield, Curtis Tennant, Lloyd Lai i Roisin Gallagher.
Czytaj więcej:
- Terapia bez trzymanki wróci i to już niebawem. Doskonałe wieści
- Kylo Ren wróci do Star Wars niczym Deadpool. Jak nie drzwiami, to oknem
- Tak powinno kręcić się seriale true crime. To był dla mnie trudny seans
- Po tej nowości użytkownicy Netfliksa przez wiele nocy nie mogą spać
- Ulubiona nowość widzów Netfliksa przytłacza. Tym bardziej, że bazuje na faktach