Nie ma drugiego takiego filmu o zemście. Widzowie Netfliksa rzucili się na „Hamleta na kwasie”
„Nordycki Hamlet”, „kwasowy Szekspir”, „film-rytuał”, „wikińska psychodela” - to zaledwie kilka spośród dziesiątek barwnych określeń, jakimi widzowie i recenzenci określali „Wikinga” Roberta Eggersa. Ten mistyczny, momentami wręcz tripowy, choć zarazem skrajnie wiarygodny historycznie (jak na kinowe standardy) obraz właśnie podbija Netfliksa.

Widzowie dosłownie się na niego rzucili - ledwie wpadł do oferty, a już trafił do TOP 3 najchętniej oglądanych filmów w Netfliksie. Jest to o tyle zaskakujące, że „Wiking”, choć filmem jest niewątpliwie świetnym, nie jest zanadto przystępny.
Robert Eggers znany jest z obsesyjnej wręcz dbałości o historyczną wiarygodność settingu, przy tym wszystkim nie rezygnuje jednak z elementów nadprzyrodzonych. I tym razem tchnął w swój obraz niemało folkloru, cały ten wikiński mistycyzm, niesamowitość. W efekcie całość hipnotyzuje formą, faktycznie otulając prostą, klasyczną historię zemsty tripowymi, kwasowymi szatami.
Dla wielu widzów jednak nadmierna powaga oraz brak bardziej współczesnego spojrzenia, dystansu, okazjonalnego luzu sprawiły, że seans, cytuję, „przynudzał”.
Wiking podbija Netfliksa
Najwyraźniej jednak atrakcyjny poster, nie mniej atrakcyjny Aleksander Skarsgard w głównej roli oraz tematyka (ludzie kochają wikingów!) są wystarczająco atrakcyjne, by przykuć uwagę subskrybentów Netfliksa i zignorować głosy malkontentów (których, na szczęście, było jednak znacznie mniej niż tych odbiorców reagujących entuzjazmem). Część z nich z pewnością się od seansu odbije, co rozumiem, bo nie jest to jednak mainstreamowy, gładki do przełknięcia obraz dla bardzo szerokiej publiczności, która szuka w kinie innych wrażeń (wcale mnie zresztą nie dziwi, że „Wiking” potrafi być dla niektórych męczący). Pozostali z pewnością dadzą się ponieść tej pierwotnej energii. A miłośnicy klasycznych revenge-stories poczują się usatysfakcjonowani.
Opowieść Eggersa to pod wieloma względami naprawdę wierny odpowiednik dramatów Szekspira. Zresztą, produkcja opiera się na legendzie o księciu Amlethcie, która zainspirowała angielskiego dramaturga do napisania słynnej tragedii.
Amleth poprzysięga zemstę na wuju po tym, jak ten zabija jego ojca i porywa matkę. Film, podobnie jak dramat, skupia się na motywach wendety i miłości, choć w wersji Eggersa jest zdecydowanie bardziej brutalny oraz zmysłowy. Tak, naprawdę sporo tu tej zmysłowości: psychodelicznego klimatu, szeptów, wizji, ciał. Specyficznego rodzaju uniesień, ekstatycznych momentów graniczących z obłędem. Niesamowita sprawa.
Wściekła ballada o przeznaczeniu i gniewie, epopeja o zapachu krwi i dymu, filmowy rytuał, kino, które tańczy, ryczy, wprowadza w trans... Pasuje tu wiele, wiele określeń. Bo „Wiking” to niezwykłe doświadczenie (no właśnie: przede wszystkim DOŚWIADCZENIE) - i nawet jeśli się okaże, że do was nie trafia, to i tak warto spróbować. Spora szansa, że docenicie tę niesamowitość i unikalność. Drugiego takiego filmu o pomście nie znajdziecie, gwarantuję.
Czytaj więcej:
- Dla tego kryminału warto zarwać nockę. Nie mogę przestać o nim myśleć
- Najprzyjemniejszy serial Netfliksa powrócił. Ależ to się dobrze ogląda
- Użytkownicy Netfliksa zaginęli! Pogubili się w nowym dreszczowcu
- Twórca Breaking Bad powrócił. Tak wygląda najbardziej zagadkowy serial roku
- Lazarus to katastrofa. Harlan Coben zmarnował szansę na dobry serial







































