REKLAMA

"American Horror Story" wraca w wielkim stylu. "My Roanoke Nightmare" zapowiada się strasznie dobrze

Serial "American Horror Story" powrócił z szóstym sezonem. Ryan Murphy i jego ukochani aktorzy wzięli na warsztat temat Zaginionej Kolonii, pierwszej angielskiej osady w Stanach Zjednoczonych, której mieszkańcy zniknęli w tajemniczych okolicznościach. Jak tym razem Murphy'emu udał się jego horror show? Recenzujemy pierwszy odcinek "My Roanoke Nightmare".

"American Horror Story" wraca w wielkim stylu - recenzja sPlay
REKLAMA
REKLAMA

"American Horror Story" to specyficzny serial. Nawet jeśli podoba ci się rewelacyjny koncept Ryana Murphy'ego, polegający na stworzeniu strasznej antologii, nie możesz mieć pewności, że dany sezon będzie udany i cię usatysfakcjonuje. Kolejne serie potrafiły diametralnie się od siebie różnić - wystarczy choćby spojrzeć na genialne "Asylum" i porównać je z "Hotelem". Już pierwszy odcinek poprzedniego sezonu sprawił, że poczułam niesmak. Mroczny seks, dewiacje, mutacje i dziwność przestają zaskakiwać, kiedy są chaotycznie podane i w zbyt dużych ilościach. Po "Hotelu" czułam więc niepewność związaną z nową serią AHS.

Czy Murphy znowu przytłoczy nas tymi samymi zagraniami? Czy ponownie pierwszy odcinek będzie ciągnął się w nieskończoność i utwierdzi mnie w przekonaniu, że należy zapomnieć o strasznej serii? Na "My Roanoke Nightmare" ciążyła ogromna odpowiedzialność.

Trzeba przyznać, że już przed samą premierą twórcy serialu podsycili zainteresowanie produkcją. Trailery, które pojawiały się w sieci miały zmylić widzów. Temat szóstego sezonu "American Horror Story" owiany był tajemnicą, chociaż niektóre plotki, które zagościły w mediach, okazały się być prawdą. Nowa seria produkcji Ryana Murphy'ego opowiada o Zaginionej Kolonii i trzeba przyznać, że sam temat wydaje mi się fascynujący. A jest jeszcze lepiej, bo nie tylko temat, ale i pierwszy odcinek rozwiał moje watpliwości.

"American Horror Story" wraca w wielkim stylu. Jest intrygująco, mrocznie, przerażająco i niebezpiecznie.

Co najciekawsze i najważniejsze w tym sezonie, została zmieniona narracja. "My Roanoke Nightmare" utrzymany jest w klimacie paradokumentu. Mamy więc akcję fabularyzowaną, a ta przeplatana jest tzw. setkami osób, które rzeczywiście brały udział w przedstawionych wydarzeniach. Głównymi bohaterami tej serii jest para: Afroamerykanin Matt i Amerykanka Shelby. Postaci, które wspominają swoje straszliwe przeżycia grane są przez duet Lily Rabe i André Holland, a te biorące udział w fabularyzowanej wersji wydarzeń to Sarah Paulson i Cuba Gooding Jr. Ten zabieg narracyjny wypada nadzwyczaj udanie. Jest coś interesującego w tym pomyśle, a jego realizacja jest wyśmienita. Akcja jest jakby bardziej emocjonująca, czuć jeszcze bardziej napięcia pomiędzy postaciami, a tych naprawdę jest sporo. Wypowiedzi tych prawdziwych bohaterów zdarzeń dodają jakby wiarygodności całej akcji. Choć u Murphy'ego nadal jest strasznie i demonicznie, w "My Roanoke Nigtmare" nie czujemy się zmęczeni i przytłoczeni dziwnymi sytuacjami. To jest prawdziwy, wciągający horror, dobrze wyważony!

ahs-my-roanoke-nightmare-1 class="wp-image-74261"
Lily Rabe w roli prawdziwej Shelby Miller, opowiadająca o swoich koszmarnych przeżyciach

Akcja szóstego sezonu tak naprawdę zawiązuje się w momencie przeprowadzki dwójki bohaterów do Karoliny Północnej w Stanach Zjednoczonych. Oboje zakochani, ale przytłoczeni ostatnimi wydarzeniami, planują rozpocząć szczęśliwe życie z dala od miasta. Wszystko układa się wyśmienicie - para znajduje przepiękny, choć nieco zaniedbany dom, w którym zamierza zamieszkać. Niestety, już w trakcie zakupu posiadłości spotykają się z afrontem miejscowych wieśniaków. Ich początkowe obawy - jak się zapewne domyślacie - znajdą potwierdzenie w kolejnych wydarzeniach, które wydają się na zdrowy rozum zgoła niemożliwe, ale przecież o to u Murphy'ego chodzi.

Motyw nawiedzonego domu to w horrorze nic nowego.

Widzieliśmy setki produkcji, które kuszą nas taką właśnie historią. Młodzi, zakochani albo pary próbujące coś naprawić w swoim związku, o czymś zapomnieć, znajdują nowe gniazdko, a potem modlą się o to, by nie zwariować i uciekają przed szaleńcami albo własnymi demonami. Ba, nawet u samego Murphy'ego już to przerabialiśmy, bo o tym przecież był pierwszy sezon "American Horror Story". Mimo że w "My Roanoke Nightmare" teoretycznie mamy ten sam koncept, nie czujemy znużenia nową opowieścią. Po pierwsze, przedstawione charaktery są interesujące i nieprzewidywalne, konflikt między Shelby a siostrą Matta, która przyjeżdża, by Shelby nie zostawała sama w domu, kiedy Matt wyjeżdża na delegacje, sprawia, że akcja jest dynamiczna. Po drugie, cały czas przecież nie wiemy, co jeszcze się wydarzy i dlaczego tak naprawdę dzieje się to, co się dzieje. Czy Shelby ma omamy, kiedy mówi, że nie padał grad, a z nieba leciały zęby, czy rzeczywiście ten dom jest nawiedzony?

Matt (Cuba Gooding Jr.) i Shelby (Sarah Paulson) - bohaterowie fabularyzowanej rekonstrukcji wydarzeń class="wp-image-74266"
Matt (Cuba Gooding Jr.) i Shelby (Sarah Paulson) - bohaterowie fabularyzowanej rekonstrukcji wydarzeń

Podejrzewam, ale to tylko moje przypuszczenia, dość narzucające się, że na domie i jego nowych mieszkańcach ciąży klątwa. Tytuł jasno wskazuje, że głównym motywem historii jest Roanoke, Zaginiona Kolonia, której mieszkańcy zniknęli nagle w dziwny sposób. Nie znaleziono ich ciał, nie wiadomo więc, czy zostali zabici przez miejscową ludność czy się z nią zasymilowali, czy może wypłynęli na Stary Kontynent i stracili się gdzieś na oceanie. Prawdopodobnie to właśnie ta osada mieściła się na terenie nowego domu Shelby i Matta, a uwięzione dusze mszczą się na nowych lokatorach.

REKLAMA

Ta refleksja na pewno nie popsuje mi frajdy z oglądania kolejnych odcinków. Pierwszy epizod rozpalił moją ciekawość. Dawno już nie czekałam tak bardzo na kolejny odcinek serialu i nie byłam ciekawa rozwiązania sprawy (trzeba przyznać, że Netflix trochę pozwolił nam zapomnieć o zniecierpliwieniu).

Jeśli po drodze zraziliście się do "American Horror Story", zapomnijcie o tym, co było. Szósty sezon zapowiada się świetnie. Choć sięga częściowo po te same elementy, jest świeży, intrygujący i inny. Dobra robota!

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA