Andrzej Sapkowski stracił serca fanów Wiedźmina. I sam jest sobie winny
Andrzej Sapkowski w sporze z CD Projekt prawdopodobnie ma prawo po swojej stronie. Serca fanów Wiedźmina nie podążyły jednak za twórcą postaci z książek. Wszystko dlatego, że wieloletni związek między autorem i jego czytelnikami jest od dawna w kryzysie. I to Sapkowski jest temu najbardziej winny.
Nikt nie może podważać wpływu, jaki Andrzej Sapkowski miał na polską fantastykę i całe czytelnictwo. Nawet jeżeli niektóre aspekty jego twórczości łatwo poddają się krytyce, to bez znajomości sagi wiedźmińskiej tak naprawdę nie da się dyskutować o współczesnej polskiej kulturze. Wiedźmin dawno przekroczył granice literatury fantastycznej, a nawet popkultury.
To obecnie wielomilionowe przedsiębiorstwo działające na każdym poziomie kulturowej percepcji. Sukces Sapkowskiego paradoksalnie wydaje się też pierwotną przyczyną upadku autora w oczach wielu z jego własnych czytelników. Niechęć do ujawnionego dzisiaj pozwu Sapkowskiego nie wzięła się przecież znikąd. Zwłaszcza że według jednej z interpretacji prawo leży po jego stronie, dzięki art. 44 Ustawy o prawie o autorskim i prawach pokrewnych.
Wbrew temu co uważa Andrzej Sapkowski, fani powieści to w większości fani gier i vice versa.
Którymi są na początku, nie ma wielkiego znaczenia. Wszystko zależy tak naprawdę od przypadku, miejsca i czasu urodzenia. Wielką zasługą autora jest, że jego świat okazał się na tyle wciągający, by pobudzać wyobraźnię ludzi na całym świecie. A skalą talentu adaptatorów z CD Projekt Red i (zapewne) Netfliksa jest globalny sukces tychże adaptacji.
Sapkowski od dawna sprawia jednak wrażenie, jakby nie był w stanie się pogodzić z prostym faktem, że świat Wiedźmina nie jest już jego światem. Z jednej strony prezentuje ostentacyjny wręcz brak zainteresowania wobec adaptacji, z drugiej potrafi z trudnych do zrozumienia powodów obrażać własnych fanów. Po spotkaniach z Lauren S. Hissrich i Tomaszem Bagińskim Sapkowski kolejny raz zmienił zdanie i nagle zapałał pozytywnymi uczuciami do serialu Netfliksa.
Wszystko to sprawiło, że fani zaczęli odwracać się od kontrowersyjnego pisarza. A Sapkowskiemu po prawdzie nie pomogła niska jakość jego ostatnich dzieł. Sezon burz sprawiał wrażenie taniego skoku na pieniądze, a stworzony przez fanów zbiór Szpon i kły mógł wprowadzać czytelników w błąd. Zapowiedziany prequel lub sidequel budzi równie wielką ekscytację, co zaniepokojenie.
Dlatego Sapkowski w całej tej aferze jawi się jako oderwany od rzeczywistości pisarz starej daty, a nie twórca walczący o należne mu wynagrodzenie.
Zapewne, gdyby wcześniej nie twierdził bezsensownie o tym, że gry kradną mu czytelników, teraz po jego stronie byłaby sympatia postronnych fanów. Twórca sagi wiedźmińskiej zwyczajnie nie może się jednak pogodzić z prostym faktem, że wykreowany przez niego świat nie jest już tylko jego. Dawniej pisarz miał bardzo niewiele styczności z własnymi czytelnikami.
Teraz otoczony jest przez konwencje fanów, internetowe i medialne zapytania oraz adaptatorów czyhających na kolejną wersję Wiedźmina. W walce ze zmieniającym się światem Andrzej Sapkowski stracił jednak bardzo ważną rzecz – uwielbienie swoich fanów. Na szczęście z całego tego zamieszania sam Wiedźmin wychodzi względnie cały. Przynajmniej na razie.