Andrzej Seweryn mówi nam, że w serialu Rojst gra gościa rodem z filmów Clinta Eastwooda
Już w sierpniu zadebiutuje nowy polski serial Rojst nakręcony na zlecenie serwisu Showmax. W głównego bohatera wcieli się Andrzej Seweryn, z którym porozmawialiśmy podczas wizyty na planie tej produkcji. Opowiedział nam o kulisach swojej pracy, która była dla aktorów - i będzie dla widzów - podróżą do lat 80.
Zapowiada się na to, że Showmax pozazdrościł sukcesów telewizjom HBO i Canal+ i postanowił przygotować własny kryminał, będący odpowiedzią na Watahę, Pakt, Belfra i Kruka. Premiera serialu Rojst została zapowiedziana na 19 sierpnia 2018 r. Produkcja osadzona jest fabularnie w czasach głębokiego PRL-u, w „niedużym mieście” gdzieś na południowym zachodzie Polski.
Rojst rozpocznie się od podwójnego morderstwa - lokalnego działacza partii oraz prostytutki.
W tle przewijać będzie się też temat tajemniczego samobójstwa dwójki nastolatków. Badaniem obu spraw zajmie się główny bohater, czyli doświadczony dziennikarz Witold Wanycz (w tej roli Andrzej Seweryn), a partnerować mu młody i ambitny Piotr Zarzycki (Dawid Ogrodnik).
Miałem okazję odwiedzić plan zdjęciowy nowego serialu serwisu Showmax na warszawskim Mokotowie w kwietniu, gdy zdjęcia miały się już ku końcowi. Na miejscu udało mi się spotkać z czwórką aktorów. Jednym z nich był Andrzej Seweryn, wcielający się w głównego bohatera Rojst.
Aktor opowiedział, jak wyglądała współpraca z Dawidem Ogrodnikiem i zdradził, czy scenografia przywołała wspomnienia z dawnych lat. Odpowiedział też na pytanie, czy praca przy serialu dla serwisu streamingowego różni się od pracy przy klasycznej telewizji.
Andrzej Seweryn podczas rozmowy zdradził też, że na planie Rojst spełnił swoje marzenie.
Piotr Grabiec: Co widzowie powinni wiedzieć o odgrywanym przez pana dziennikarzu?
Andrzej Seweryn: Wanycz jest dojrzałym, 55-letnim dziennikarzem w małym mieście w Polsce. Akcja serialu rozgrywa się w latach 80. więc jest człowiekiem żyjącym w sposób kompromisowy - zarówno w życiu zawodowym, jak i społecznym. W pewnym momencie swojego życia na skutek tego, co dzieje się w jego mieście, postanawia zmienić swoją postawę i staje się bohaterem rodem z filmów Clinta Eastwooda. Zawsze marzyłem o tym, żeby zagrać taką rolę i Jan Holoubek sprawił mi tę radość.
Czy przygotowując się do tej roli, analizował pan pracę prawdziwych przedstawicieli tego zawodu? Ktoś ze świata mediów był inspiracją?
Naszym „szpiegiem” w świecie dziennikarstwa był Dawid Ogrodnik, który skontaktował się z redakcją pewnego pisma [jak zdradził Dawid Ogrodnik, była to Rzeczpospolita - przyp. aut.] i przekazał nam masę interesujących informacji. Takich konkretów z życia dziennikarzy. Wydawało mi się, a także reżyserowi, że to był wystarczający materiał, bo resztę znam z własnego życia.
A czy było coś zaskakującego w tym, czego się pan dowiedział o pracy dziennikarza, przygotowując się do roli?
Tak, nigdy nie wiedziałem, że mieli brudne palce od pracy na maszynie i wyciągania kalki.
Z opisu pana postaci wynika, że Wanycz jest zmęczonym życiem oportunistą. Trudno się grało taką postać?
A czemu miałoby to być trudne? Najbardziej wartościowe role gra się wtedy, gdy są obce nam, aktorom. Ja nie twierdzę, że kompromis nie jest cechą mojego życia - oczywiście jest. Oportunizm? Chyba mniej. Poza tym zawsze łatwiej gra się coś, co ciemne. Coś, co mniej pozytywne. Najtrudniej jest grać pozytywnego bohatera. A ponieważ Wanycz staje się takim pozytywnym bohaterem, to na początku było właśnie łatwiej, a potem coraz trudniej.
Mnie jako osobie, która nie jest aktorem, wydaje się, że jest dokładnie na odwrót, że łatwiej wczuć się w osobę dobrą, niż złą.
Mówię tylko o sobie, a dla mnie jest właśnie na odwrót.
Jak się pan czuje podczas takiej podróży do przeszłości? Serial rozgrywa się w latach 80, przywołuje to jakieś wspomnienia?
Z radością odnajdywałem prasę z tamtych lat w ramach dekoracji redakcji czasopisma Kurier. Znalazłem numer Polityki z tamtych lat i przeczytałem kilka ciekawych artykułów. Do tego maszyny do pisania, papierosy… Nie powiem, że znalazłem się z radością w tym świecie papierosów, ale nagle zdaliśmy sobie sprawę, że wszyscy palimy. Doszło nawet do tego, że niektórzy z nas, niepalący, mieli kłopoty na planie, kiedy kręciliśmy scenę w małym wnętrzu, w którym trzeba było palić.
A taki powrót to było bardziej rozrzewnienie i nostalgia, czy bardziej ulga, że to już minęło?
Nostalgii ani rozrzewnień nie przeżywam często, nawet kiedy 33 lata nie mieszkałem w Polsce, starałem się to racjonalizować. Oczywiście byłem szczęśliwy, kiedy wreszcie wróciłem do kraju, ale przedtem, na obczyźnie, rozklejać się byłoby najłatwiej - w alkoholu, w smętkach. Powrót do tych lat był dla mnie powrotem zawodowca, który ma wykonać pewną robotę. Ja te lata doskonale pamiętam. Wprawdzie to było kilkadziesiąt lat temu, ale tamtą rzeczywistość pamiętam bardzo dobrze.
Wanycz wydaje się być mentorem dla bohatera Dawida Ogrodnika. Ograniczało się to do postaci, czy fikcja przebiła się do świata rzeczywistego?
Najlepiej Dawid by na to pytanie odpowiedział, często precyzyjniej widzi rzeczywistość niż ja. Nie wydaje mi się, żeby była to taka relacja. Była to relacja dwóch zawodowców, dwóch profesjonalistów, których interesem jest to, by pracować razem. Teatr, film jest pracą zbiorową. Sceny, które gramy, zależą tak samo od charakteryzacji, od kostiumów, od scenariusza, jak i od obrazu, gry partnerów, ich nastawienia i tak dalej. Wszystko to składa się na nasze role. Gdy świadomi zawodowcy pracują razem, a tak się dzieje przy tym serialu, można być spokojnym o rezultat. Ja jestem spokojny.
Czy praca przy serialu dla serwisu internetowego różni się jakoś od pracy przy klasycznej telewizji?
Wydaje mi się, że nie. Mam porównanie też z pracą sprzed wielu, wielu lat, ale one różniły się z innych powodów - z powodu techniki, świata który się zmienił, innych relacji między ludźmi. Kino również.
Właśnie - kino. Słyszałem już głosy [stwierdziła tak Zofia Wichłacz, serialowa żona Piotra Zarzyckiego], że Rojst to nie tyle, co serial, co film w odcinkach.
Tak o tym myślę. Nie widzę, żeby Bartek Kaczmarek, który jest operatorem, oświetlał to w sposób bardziej niedbały. Nie widzę, żeby Janek [Holoubek] nas pospieszał lub opóźniał dlatego, że to jest robione dla Showmaksa i do Internetu. My jako aktorzy pracujemy dokładnie tak, jak w teatrze, czy przy produkcji filmu do kina.