REKLAMA

Andrzej Wajda – najlepsze filmy mistrza

W wieku 90 lat opuścił nas najwybitniejszy twórca w historii polskiego kina i jeden z najważniejszych reżyserów kina europejskiego. Andrzej Wajda, którego miałem okazję poznać, był nie tylko wielkim filmowcem, ale i zwyczajnie miłym człowiekiem. Choć ostatnimy czasy nie potrafił już tak bardzo porwać mnie swoją twórczością, to jednak nie sposób zaprzeczyć, że ma on na swoim koncie prawdziwe (i rzadkie w rodzimej kinematografii) arcydzieła.

Andrzej Wajda – najlepsze filmy mistrza
REKLAMA
REKLAMA

Ziemia obiecana z 1975 roku

Genialne studium narodzin kapitalizmu w wersji polskiej. Film zachwycający rozmachem, sportretowaniem budzącej się do życia Łodzi XIX wieku, z jej fabrykami, wspaniałymi wnętrzami i kostiumami. Reżysersko jest to nie tylko najlepszy film Andrzeja Wajdy, ale też jedno z arcydzieł wszech czasów. Opowieść o trójce przedsiębiorców, których dzieli narodowość i religia, ale łączy chęć zysku, to przede wszystkim perfekcyjny obraz kształtowania się nowego świata wraz z jego surowością i bezwzględnością; świata, którego zasady jeszcze się do końca nie uformowały, przez co jego dzikość i nieokrzesanie zmieniają przyjęte wczesniej zasady moralne i etyczne – wyrzucając ze swojego słownika współczucie, empatię, uczciwość jako cechy, które są oznaką słabości i nie pozwalające osiągnąć sukcesu w owym "nowym porządku świata". Troje głównych aktorów, czyli Wojciech Pszoniak, Daniel Olbrychski oraz Andrzej Seweryn dało w "Ziemi obiecanej" bodajże najlepsze kreacje w swoich karierach. No i ta wspaniała muzyka Wojciecha Kilara... Arcydzieło.

Popiół i diament z 1958 roku

To jeden z najbardziej legendarnych filmów w historii polskiego kina. "Scena z kieliszkami" to wręcz klasyka kina światowego. Zachwycał się nad nim sam Martin Scorsese. I trudno się dziwić, "Popioł i diament" to jeden z nielicznych przykładów prawdziwych arcydzieł polskiej kinematografii. W dużej mierze jest to też zasługą literackiego pierwowzoru napisanego przez Jerzego Andrzejewskiego. Ale to Wajda nadał temu dziełu swój własny filmowy kształt i rytm, nawet jeśli zniekształcił on nieco rys historyczny. To pełna symboli elegia nad losem partyzantów, którzy muszą na nowo odnaleźć się w świecie tuż po wojnie, zbudować swój świat na nowo w Warszawie będącej wówczas jeszcze cmentarzyskiem gruzów. "Popiół i diament" to też popisowa rola Zbigniewa Cybulskiego, która z miejsca zdobyła uznanie i po dziś dzień uchodzi za punkt odniesienia dla kolejnych pokoleń.

Niewinni czarodzieje z 1960 roku

Do tego filmu Wajdy, będąc kompletnie szczerym, wracam najczęściej. Uwielbiam jego lekkość, kamerlaność, finezję, nutę nostalgii, fantastyczną grę aktorów, a była ich cała plejada – Krystyna Stypułkowska i Tadeusz Łomnicki na pierwszym planie, a do tego Kaina Jedrusik, Zbigniem Cybulski (w jednej z mniejszych ról można też dojrzeć Romana Polańskiego). Do tego genialna muzyka Krzysztofa Komedy. TO film o ludziach, którzy starają się wycisnąć z życia tak wiele jak się da pomimo otaczającej ich szarej rzeczywistoście PRL-u. To też kalejdoskop dawnych polskich "czarodziei życia", pokolenia lubującego się w jazzie kontestatorów rzeczywistości, artystów, kolorowych ludzi, którzy próbowali nadać sens bezsensowi wokół nich.

Człowiek z marmuru z 1976 roku

Ten film potwierdza idealnie to, dlaczego Andrzej Wajda uznawany jest za najlepszego reżysera w historii polskiego kina. Jego warstwa formalna, nie dość, że na kapitalnym poziomie, to jeszcze jest nowatorska sama w sobie. Fabuła skupiająca się wokół filmu dyplomowego przyszłej reżyserki (fantastyczna rola Krystyny Jandy) i rozgrywająca się na dwóch przestrzeniach czasowych (historia życia Birkuta przeplata się z historią powstawania filmu o nim) to zabieg genialny w swojej prostocie. Ale też nie zrobiony tylko po to, by się pochwalić umiejętnościami narracyjnymi, ale po to, by pokazać jak bardzo zmieniły się realia socjalistycznej Polski pomiędzy latami 50. a 70. Takich filmów (wchodzących niejako w ruch "kina moralnego niepokoju" brakuje mi od wielu lat w Polsce. Wszystkie absurdy i dramaty socjalizmu (z wszechobecną cenzurą i prześladowaniami na czele) stanowią jasny postulat i krytykę tamtych czasów, ale jednocześnie są tylko tłem dla wciagającej historii młodej, ambitnej kobiety, która trochę niechcący wdaje się w walkę z system. Wielkie kino.

Kanał z 1956 roku

Naszpikowane efektami komputerowymi  film "Miasto 44" niestety nie miał nawet połowy emocji oraz takiej siły oddziaływania na widza jak "Kanał". Wajda pokazał ostatnie dni Powstania Warszawskiego z niesamowitą pieczołowitością, techniczną sprawnością wychodzącą daleko poza to, co wówczas prezentowało polskie kino; miał znakomicie wyważoną dramaturgię, świetnie napisane i zagrane postaci oraz, co niezwykle trudne w filmach wojennych, brak patosu. Oglądamy ludzi z krwi i kości, którzy przedzierają się przez brudy podwarszawskich kanałów i są prawdziwymi bohaterami – nie dlatego, że dzielnie walczą na tle polskiej flagi, tylko dlatego, że po prostu walczą o to, by przeżyć w tych potwornych czasach. I wbrew pozorom, film ten wcale nie jest romantyczną pochwałą Powstania jako takiego.

Panny z wilka z 1979 roku

REKLAMA

"Panny z wilka" to dość eteryczne kino dla cierpliwego widza, lubiącego się rozsmakować w oglądanych obrazach. Takie kino to też nie lada sprawdzian umiejętności danego twórcy, bo bardzo łatwo jest w takim przypadku zoboczyć na ścieżkę pretensjonalności oraz zwyczajnej nudy oraz pustki będącej sztuką samą w sobie. Ale Wajdzie się to udało. W "Pannach z wilka" wiele dzieje się tak naprawdę w tym czego nie widać, w niedopowiedzeniach, w emocjach, które buzują pomiędzy bohaterami, w atmosferze pełnej melancholii i smutku. No i ze wszystkich filmów Wajdy jest bez wątpienia chyba najpiekniej sfilmowanym pod względem kostiumów, barw, muzyki.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA