Falcon z Marvela krytykuje Disneya za zbyt małą liczbę czarnoskórych pracowników. Fani: to hipokryta
Anthony Mackie to aktor, którego kariera eksplodowała po dołączeniu do obsady Marvel Cinematic Universe. Wcielający się w Falcona gwiazdor uważa jednak, że Disney robi zbyt mało w celu powiększania różnorodności na planach filmowych. Część fanów MCU zarzuca mu jednak hipokryzję.
Ostatnie tygodnie upłynęły wielu Amerykanom na dyskusjach związanych z tematyką rasizmu w ich kraju. Śmierć George'a Floyda sprawiła, że we wszystkich stanach odbywały się protesty skierowane przeciwko brutalności policji i gorszym traktowaniem czarnej społeczności przez instytucje państwa. Sprawa odbiła się szerokim echem również w amerykańskich środowisku artystycznym, co następnie pokutowało szeregiem zmian w obsadach seriali animowanych.
Wielu białych aktorów podkładających wcześniej głosy pod osoby o innym kolorze skóry obiecało, że więcej tego nie zrobi. Od tej pory inaczej będą mówić m.in. Missy z „Big Mouth”, Molly z „Central Park” oraz Cleveland z seriali „Family Guy” i „The Clevland Show”. Za podobne decyzje obsadowe przeprosili też twórca animacji „BoJack Horseman” i aktorka grająca tam Diane Nyugen. Nie zamknęło to jednak drogi do kolejnych apeli o większą różnorodność rasową na planach filmowych.
Swoje spojrzenie na całą sprawę przedstawił niedawno Anthony Mackie. Aktor znany z Marvel Cinematic Universe zdenerwował część fanów.
W wywiadzie z serii „Actors on Actors” dla portalu Variety Mackie opowiedział o swoich doświadczeniach z gry w MCU. Gwiazdor podkreślił, że osoby czarnoskóre mogą obecnie liczyć na więcej głównych ról w głośnych produkcjach (na dowód przytoczył swój serial „The Falcon and the Winter Soldier” oraz „Snowpiercer”, gdzie gra Daveed Diggs). Zdecydowanie gorzej wygląda jednak sytuacja za kamerą:
Urodzony w Nowy Orleanie aktor dodał jednocześnie, że najważniejszym celem zawsze powinno być zatrudnianie najlepszych osób do pracy. Ale ma zamiar namawiać ludzi z wytwórni Disney, żeby wyrównali liczbę różnorodnych osób na planie. W jego ocenie sytuacja, gdy np. na planie znajdują się dwie najlepsze kobiety i dwaj najlepsi mężczyźni jest adekwatna oraz odpowiada mu na następne dziesięć lat. Nie sprecyzował jednak, co miałoby się stać po tym okresie.
Fani MCU podzielili się w swoich reakcjach na słowa Mackiego. Część widzów uważa, że nie ma prawa krytykować Disneya w taki sposób.
Według nich gwiazdor dostał dużą szansę od wytwórni, której w ostatnich latach bardzo zależało na pokazaniu różnorodności na dużym ekranie. A przynajmniej bardziej niż niektórym konkurencyjnym studiom z Hollywood. Nie brak też osobistych przytyków do ostatnich ról Mackiego spoza MCU, bo jego występy w ostatnim sezonie „Black Mirror” i przede wszystkim w 2. części „Altered Carbon” były dalekie od ideału.
Nie ma też wątpliwości, że w swojej wypowiedzi amerykański aktor sięgnął po bardzo wyraźną hiperbolę. Choćby w środowisku kaskaderów jest bowiem wiele czarnoskórych osób, a część z nich (by wymienić tylko Guia DaSilvę i Christophera Cowana) pracowała przy więcej niż jednym współczesnym projekcie Disneya. Wyrzucanie ich poza nawias, tylko po to żeby udowodnić swoją tezę, też nie wygląda zbyt dobrze. Inni fani produkcji Marvel Studios uważają jednak, że Mackie nie powiedział niczego zdrożnego. Bo przecież można połączyć dążenie do jak największej różnorodności z realną oceną talentu poszczególnych kandydatów. I właśnie o to apelował aktor wcielający się w Falcona, a wkrótce też nowego Kapitana Amerykę.
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.