Apostoł to nowy thriller od serwisu Netflix. Szybko przekonacie się jednak, że pełnymi garściami czerpie z horrorów i to tych, które przeznaczone są dla widzów o mocnych nerwach.
OCENA
Nowy film Garetha Evansa (którego możecie znać z dwóch części obrazu Raid) to prawdziwe piekło. Zaczyna się niemrawo, sprawia wrażenie bardzo chaotycznego, a potem, staje się szalenie brutalny i zostawia widza w punkcie, który najłatwiej określić słowem “zaniepokojony”.
To jednak wcale nie znaczy, że Apostoł to zły film.
Wręcz przeciwnie. To obraz bardzo zaskakujący na wielu polach. Gdy zbliżał się do finału czułem, że chyba nie byłem gotowy na to, co zobaczyłem. Zaczyna się dość typowo. Bohater rusza na poszukiwanie swojej siostry, która została porwana dla okupu przez religijną sektę. Owa organizacja działa na odciętej od świata wyspie. Mamy rok 1905, a więc jedynym sposobem na dostanie się tam, jest podróż statkiem. Bohater ładuje się na okręt, udając jednego z wiernych.
Tu zatrzymajmy się na chwilę. W głównego bohatera, Thomasa, wcielił się Dan Stevens, fani seriali znają go zapewne ze świetnej kreacji w serialu Legion. Po drugiej stronie stoi przywódca tego religijnego zgromadzenia, w którego wcielił się Michael Sheen (Pasażerowie i Masters of Sex, Frost/Nixon). Apostoł sporo miejsca poświęca obu tym bohaterom, od czasu do czasu posiłkuje się retrospekcjami i sprawia wrażenie, jakby budował między nimi konflikt. Obaj wypadają naprawdę świetnie i jestem zaskoczony, jak dobrze odnaleźli się w swoich bardzo oszczędnych rolach.
Apostoł nie jest obrazem oczywistym.
Dostajemy tu co prawda dziwną sektę religijną i wydawać by się mogło, że reszta tej historii, a także charaktery członków wspólnoty, będą przewidywalne, jak w innych opowieściach o fanatyzmie, podporządkowaniu i zależności między przywódcą i wiernymi. Apostoł przedstawia nam tutaj historię trzech żołnierzy, którzy trafili na wyspę przypadkiem i w jakiś tajemniczy sposób udało im się ją podporządkować, a dopiero później stworzyli narrację, za pomocą której udało im się połączyć społeczność.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że mamy do czynienia z thrillerem. Dopiero później, gdy Thomas zaczyna infiltrować wyspę, odkrywa, że tajemnica, którą skrywa wyspa, może być bardzo trudna do objęcia rozumem. To właśnie wtedy zaczyna się prawdziwa orgia krwi i brutalności. Dostajemy tak wiele sugestywnych obrazów, że było dla mnie pewnym zaskoczeniem, jak naturalistycznie pokazana jest tu przemoc.
Co jednak ciekawe, przyczyn tej przemocy częściej możemy dopatrywać w charakterach i namiętnościach ludzi, nie tylko zaś w zdarzeniach nadnaturalnych. To w ogóle jedna z mocniejszych i pozytywniejszych cech Apostoła. Pod płaszczykiem brutalności, napięcia i nastroju skrywa historie ludzi złamanych. Tam niemal każdy przeżywa - lub będzie przeżywał - kryzys wiary czy kryzys ideałów.
Jeśli czegoś brakuje mi w tym obrazie, to trochę mniejszej nachalności w prezentowaniu poszczególnych wątków. Czasem wręcz czujemy, jak reżyser prowadzi nas za rękę, niewiele pozostawiając domysłom. Widać to, gdy dostajemy sceny bezsensownej przemocy, widać to, gdy prezentowane są najróżniejsze zawiłości, dość prostej w gruncie rzeczy fabuły. Co jest również zaskakujące, to fakt, że nastrój, budowany niezłymi zdjęciami krajobrazu, brudem i kostiumami, przestaje robić tak duże wrażenie, gdy tylko krew zaczyna lać się strumieniami. Obraz staje się znacznie mniej przekonujący, a miejsca ciężkiemu klimatowi ustępuje jatka.
Nie zmienia to jednak faktu, że Apostoł jest godny polecenia.
To przemyślany i zaskakujący thriller, który - gdy chce - sięga głębiej. Przeznaczony jest jednak dla osób, którym widok krwi i wizualnie efektowna przemoc nie przeszkadza w seansie.