REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Muzyka

Miłość w czasach cyfrowej zarazy. Arcade Fire "Everything Now" - recenzja Spider’s Web

Piąty album grupy Arcade Fire to ich najbardziej przystępne dzieło. I niestety też najsłabsze.

29.07.2017
10:54
Arcade Fire Everything Now
REKLAMA
REKLAMA

Kilka lat temu Arcade Fire byli dla mnie wyjątkową grupą. Do dość monotonnej i często nudnej stylistyki muzyki indie wnieśli powiew świeżości, oferując słuchaczom utwory o wymyślnych aranżacjach, imponującym instrumentarium, wspaniałych tekstach - aczkolwiek podanych z taką finezją, która nie przytłaczała słuchacza. Oczywiście nie była to muzyka dla każdego. Arcade Fire wspaniale łączyli ambicje art rocka z indie popem i lekkością muzyki folk.

Wyraźną zmianę w brzmieniu przyniosła płyta "Reflektor", wydana w 2013 roku. Arcade Fire skręcili wówczas w kierunku... muzyki tanecznej i disco. O dziwo zmiana ta udała się nadzwyczaj dobrze. Za pomocą przebojowych rytmów grupa z ironią śpiewała blaskach i cienia życia w XXI wieku.

"Everything Now" kontynuuje podążanie tą ścieżką. Niestety z gorszym rezultatem.

Tym razem muzycy odpuścili sobie bujne, rozbudowane kompozycje ("Reflektor"był dwupłytowym wydawnictwem, a jego ostatni kawałek liczył sobie ponad 11 minut), na rzecz klasycznych, skrojonych pod radio i dyskoteki szlagierów disco. Tytułowy kawałek, Everything Now, poszczycić się może głównym motywem na pianino, który brzmi prawie jak... Abba.

A dalej wcale nie jest lepiej.

O ile "Reflektora" można uznać za indie rockowy hołd dla Davida Bowie’ego (patrona Arcade Fire) i Daft Punk, tak "Everything Now" można by uznać za hołd dla wspomnianej już wcześniej Abby i Giorgio Morodera.

I nie pomaga wcale fakt, że utwory na "Everything Now" starają się mówić o czymś ważniejszym i mądrzejszym niż wskazywałyby na to skoczne i eskapistyczne dźwięki im towarzyszące. Tytułowy utwór, to w warstwie tekstowej gorzki poemat o tym, w jak płytkich czasach żyjemy. O tym jak bardzo jesteśmy przyzwyczajeni do natychmiastowej gratyfikacji, że wszystko musimy mieć "tu i teraz", bo liczy się tylko "teraz".

Jeszcze dalej idzie Creature Comfort, zanurzony w rytmach new wave’owych, opowiadający o presjach społeczeństwa i obrazkach w popkulturze, które sprawiają, że chłopcy i dziewczyny nienawidzą sami siebie, a ten brak samoakceptacji prowadzi ich czasem do drastycznych rozwiązań.

Nie jest to wprawdzie pierwszy raz, gdy wykonawca wykorzystuje emblematykę muzyki pop do poruszenia ważkich kwestii. Już choćby ponad 30 lat temu Bruce Springsteen potrafił w ten sposób śpiewać o samotności, alkoholizmie i myślach samobójczych.

Problemem albumu "Everything Now" jest jego muzyczna przeciętność.

Teksty może są mocne i konkretne w swojej wymowie, ale też nie porażają zbytnią wyrazistością. Najgorzej jest jednak z samymi kompozycjami, które brzmią dość nijako. Nie zachwycają specjalnie produkcją, ani pomysłami aranżacyjnymi, nawet jeśli uplasowalibyśmy je w kategorii komercyjnego popu.

Okładka płyty Everything Now grupy Arcade Fire
REKLAMA

"Everything Now" brzmi jak niewyraźny cień "Reflektora". Niczym zbiór średnio udanych odrzutów z tamtejszej sesji nagraniowej. I bez względu na to, czy Arcade Fire mieli taki świadomy pomysł na siebie, czy też zamarzyli o tym, by nagrać niezobowiązującą płytę, która ma im przynieść chwilową popularność, to starania te kompletnie się im nie udały.

Po zespole, który do niedawna był na najlepszej drodze do wielkości i kazał aż cztery lata czekać na swój nowy album, oczekiwałem zdecydowanie więcej niż otrzymałem na "Everything Now". Bez wątpienia jedno z moich największych rozczarowań ostatnich lat.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA