Finał czwartego sezonu "Banshee" był jednocześnie zakończeniem całego serialu. Pożegnaliśmy małe, skorumpowane miasteczko, które jak magnes przyciąga wszystkich złoczyńców, a także bohaterów, którzy uświetniali to widowisko przez kilka lat. Czy "Banshee" skończyło się jednak w dobrym momencie?
W tekście znajdują się spoilery z serialu "Banshee".
Trzeba sobie jasno powiedzieć, że tak naprawdę żaden moment nie jest dobry, aby rozstać się ze swoim ulubionym serialem, choć przez chwilę - kiedy dowiedziałam się o końcu "Banshee" - wydawało mi się, że w przypadku tej produkcji nadszedł już odpowiedni czas. Nie wiem, czy to kwestia samego finału "Banshee", a może brak nowych, dostatecznie dobrych alternatyw, ale miałabym jeszcze chęć dowiedzieć się, co słychać u bezimiennego szeryfa a.k.a. Lucasa Hooda, w którego fenomenalnie wcielił się Antony Starr. Twórcy serialu pokazują jednak wyraźnie - to już koniec, a widzowie mieli po prostu szansę zobaczyć wycinek życia szeryfa miasteczka.
W ostatnim odcinku "Banshee" nie poznaliśmy jednak odpowiedzi na kluczowe pytanie - kim tak naprawdę jest bezimienny skazaniec i jakie nosi imię i nazwisko.
Wiemy natomiast, że dzięki nowo poznanej agentce, Lucas Hood otrzymał nową tożsamość. Jego akta zostały wyczyszczone i to były skazaniec jest w posiadaniu informacji o sobie samym. Podobnie jak jego przyjaciel Job, który dzięki fortelowi i niemałej dawce umiejętności pozbył się swojego pseudonimu i obdarzył nim znienawidzonego wroga.
Ta pusta karta, motyw podróży, bo przecież Hood postanowił udać się poza granice "Banshee", mogłyby być ciekawym początkiem nowej opowieści, zwłaszcza, że, co już podkreśliłam, nie wszystko zostało powiedziane.
Nie jestem jednak pewna, czy bezpośrednia kontynuacja byłaby dobrym pomysłem. Choć "Banshee" to naprawdę rewelacyjnie skonstruowana intryga, ze zwrotami akcji, pełna dynamizmu, świetnych, mimo że czasem przerysowanych walk, scen seksu, zapewne po kolejnym sezonie mielibyśmy poczucie, że serial powinien dobiec końca. Teraz mamy pewien niedosyt, głównie dlatego, że wątki w "Banshee" nigdy nie były wyeksploatowane. Serial zmieniał się wraz z sezonami, jeśliby porównać pierwszą serię z ostatnią otrzymujemy zupełnie inne problemy i realia bohaterów. Na szczęście jednak zarówno pierwszy jak i ostatni sezon były naprawdę dobrymi produkcjami.
Zamiast kolejnych sezonów, za które mógłby wziąć się na przykład Netflix, co serwis pokazał już w przypadku innych seriali, "Banshee" przydałby się spin-off.
Produkcja poświęcona Jobowi i traktująca jednocześnie o przeszłości wszystkich bohaterów, gdzie tym razem haker byłby główną postacią, to byłoby coś. Taki spin-off będący swoistym prequelem zdecydowanie by mnie zainteresował, a znając niektóre opinie widzów na temat Joba i ich wielką sympatię do niego, sądzę, że nie tylko mnie.
Jeśli jednak "Banshee" należy traktować jak dzieło skończone, mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że to jeden z najlepszych seriali, jaki widziałam, który dostarcza satysfakcjonującą dawkę emocji. Jest przemoc, są walki, pościgi, tajemnice i charakterni bohaterowie z krwi i kości, którzy potrafią niejednokrotnie zaskoczyć.