O kontynuacji Belfra opowiadają nam reżyserowie 2. serii - Krzysztof Łukaszewicz i Maciej Bochniak
Belfer powraca na antenę Canal+ z 2. sezonem. Jeszcze przed premierą udało nam się porozmawiać z reżyserami kontynuacji hitowego kryminału.
Pierwszy sezon produkcji na wyłączność telewizji nc+ przypadł do gustu zarówno widzom, jak i krytykom. Serial mógł pochwalić się świetnymi wynikami oglądalności. Nic dziwnego, że nakręcono kolejną część historii Pawła Zawadzkiego. Twórcy nie serwują jednak odgrzewanego kotleta.
Canal+ postanowiło przenieść akcję serialu Belfer do Wrocławia i wymienić niemal całą obsadę. Na tym zmiany się jednak nie skończyły.
Za scenariusz odpowiadają ponownie Jakub Żulczyk i Monika Powalisz, czyli twórcy pierwszego sezonu. W tym roku wspomagali ich Bartosz Ignaciuk oraz Wojciech Bockenheim. Stołek reżyserki opuścił z kolei Łukasz Palkowski, którego zastąpili Krzysztof Łukaszewicz i Maciej Bochniak.
Z dwojgiem reżyserów nowego Belfra miałem okazję porozmawiać jeszcze przed premierą nowego sezonu po obejrzeniu pierwszego odcinka. Zdradzili, jak wyglądała wspólna praca przy tej samej produkcji, w jaki sposób dzielili się obowiązkami i co dokładnie odróżnia nową serię od poprzedniej.
Reżyserowie dostali swoje odcinki do wyreżyserowania, ale podział nie był całkowicie sztywny.
Krzysztof Łukaszewicz nakręcił epizody pierwszy, drugi i siódmy, a Maciej Bochniak pozostałe pięć. Każdy miał w pewnym sensie swoją piaskownicę, ale nie zamykali się w nich na cztery spusty. Belfer to nie antologia, a serial, który musi stanowić zamkniętą całość.
Maciej Bochniak zauważył, że spoiwem dla obu reżyserów był wspólny operator Michał Sobociński, „który bardzo konsekwentnie przeprowadził jedną stylistykę przez wszystkie odcinki”. W pracy pomagał też producent kreatywny, będący zarazem współautorem scenariusza.
Jaki wpływ miała zmiana reżysera na sposób kręcenia serialu?
Ciekawiło mnie, jakie były kulisy przejęcia Belfra przez dwóch nowych reżyserów w drugim sezonie, jak dużo swobody dostali od Canal+ oraz jak bardzo musieli trzymać się stylistyki ustanowionej przez Łukasza Palkowskiego.
Krzysztof Łukaszewicz wspomniał, że koncepcja zdjęć została ustalona w tym roku z Michałem Sobocińskim. Zaznaczył, że w jego opinii drugi sezon Belfra jest znacznie bardziej „fabularny" niż poprzednik.
Reżyser zdradził też, że „Michał Sobociński konsekwentnie nie stosuje obiektywów dłuższych niż 35 mm”. Takie obiektywy uznaje już za bardzo długie, więc „wszystko jest nakręcone w szerokich planach… aczkolwiek bardzo blisko bohaterów”.
Taki sposób kręcenia serialu jest wedle Krzysztofa Łukaszewicza wyróżnikiem 2. sezonu Belfra, który zbliża go do filmów kinowych.
O spójność produkcji dbał Wojciech Bockenheim. „Pilnował nas bardzo, żebyśmy przypadkiem nie odbili za bardzo w radosnej twórczości w niebezpieczną stronę” - wspomina Krzysztof Łukasiewicz. W przypadku serialu robionego przez zespół, istotne było utrzymanie spójności i zgodności ze scenariuszem.
Podobnie kręcenie Belfra wspomina Maciej Bochniak, który już wcześniej miał okazję pracować z Michałem Sobocińskim. Potwierdził konsekwencję operatora w stosowaniu szerokokątnych obiektywów.
Stylistyka serialu została zachowana, ale Belfer 2 wygląda inaczej ze względu na zmienioną konstrukcję fabularną.
Modyfikacja "sposobu opowiadania wizualnego" była konsekwencją przeniesienia historii z małej miejscowości do dużego miasta. Wedle słów Macieja Bochniaka starano się odświeżyć serial. Twórcy nie chcieli, by kontynuacja kopiowała jeden do jednego poprzednie epizody.
Krzysztof Łukasiewicz przyznał, że „ustawienie tego wszystkiego w szerokich obiektywach determinowało tak naprawdę sposób opowiadania sceny”. Jeśli kręcone były docinki, to kamera nie kierowała się na stronę bohatera, tylko na jakiś detal, „by można było tam coś skrócić”.
Maciej Bochniak stwierdził, że „jeśli chodziłoby o jakąś taką bardzo specyficzną, bardzo konsekwentną ciągłość w stosunku do sezonu pierwszego, to zapewne producenci zrobiliby drugi sezon w tym samym składzie”. Stacja Canal+ zdecydowała się jednak na zmianę, by nadać nowej serii trochę inny kształt.
Ramy, w których musieli zmieścić się reżyserowie, nie oznaczają jednak braku wkładu własnego.
Krzysztof Łukaszewicz liczył „na uczłowieczenie bohatera”. Nie chciał, żeby Paweł Zawadzki był "komandosem, który tylko wygrywa" i człowiekiem rozpoznającym bezbłędnie tropy. Chciał pokazać bohatera bliższego zwykłym ludziom, a nie bohatera o „wręcz nadprzyrodzonych przymiotach”.
Dla drugiego z reżyserów 2. sezonu Belfra praca przy produkcji Canal+ była pierwszym zetknięciem się z gatunkiem kryminału. Postawił sobie za cel dbanie o to, by forsowaniem swoich pomysłów twórczych „nie zepsuć zabawy nadrzędnej, czyli łamigłówki”.
Maciej Bochniak tam, gdzie scenariusz na to pozwolił, chciał budować napięcie „w taki delikatny sposób, poprzez sposób fotografowania, ruch kamery”. To było dla wyzwanie, by „te subtelności, jeśli chodzi o napięcie i o grozę, która towarzyszy bohaterowi, maksymalnie wydobyć w taki szlachetny sposób”.
Drugi z reżyserów starał się natomiast „łamać subiektyw”.
Jedną sztuczką, jaką stosował Krzysztof Łukaszewicz, było nieoczywiste kręcenie spotkań bohaterów. Zamiast pokazywać sylwetki dwóch postaci naraz, jedną ukrywał, by widz nie zorientował się od razu, czyja twarz pojawi się za chwilę w kadrze.
Ze względu na formułę serialu reżyserowie musieli współpracować z młodymi aktorami wcielającymi się w licealistów.
Niektórzy z nich trafili na plan niemal prosto ze szkoły filmowej. Jak wspomina Maciej Bochniak, aktorzy młodsi stażem „potrzebowali zupełnie innej uwagi, zupełnie innego poziomu wsparcia”. Brak doświadczenia nie był jednak problemem, a reżyser uznał postawienie na nowe twarze za dobrą decyzję.
Krzysztof Łukaszewicz dodaje, że „w początkowym wątku drugiego sezonu aktorzy funkcjonowali jako zbiorowość”. Nagrał wiele scen, gdzie scenariusz zakładał spójne reakcje grupy licealistów, a „im mniej doświadczona osoba, tym bardziej się starała tę reakcję ubarwić”. Reżyser zaznaczył jednak, że te zbiorowe sceny kręcono na początku, zanim aktorzy się poznali.
Po seansie pierwszego odcinka byłem mile zaskoczony faktem, że twórcy odrobili pracę domową i pokazali nam faktycznie współczesnych licealistów.
Jak mówi Krzysztof Łukaszewicz, „młodość jest zawsze ta sama, bez względu na gadżety”. Reżyser, przychodząc na plan Belfra, założył, że współczesna młodzież tak naprawdę miała te same potrzeby, co jego pokolenie. To, jak licealiści się zachowują, precyzyjnie określał scenariusz.
Podopieczni głównego bohatera Belfra w 2. sezonie korzystają z e-papierosów i nagrywają filmiki telefonami na YouTube’a. Z rozmowy ze scenarzystami dowiedziałem się jednak, że ważniejsze było pokazanie nowego środowiska niż nawyków czy dekoracji takich jak „sieć, internet, smartfony, selfie, Snapchat i tak dalej”.
Drugi z reżyserów przyznał się z kolei, że przed rozpoczęciem zdjęć pół dnia siedział i patrzył, co młodzież robi na przerwach w jednym z warszawskich liceów.
Zebrał tam bagaż pomysłów, ale zaznacza w rozmowie, że szkoła w 2. sezonie Belfra jest specyficzna. „Akcja rozgrywa się w renomowanym prywatnym liceum, które też ma specyficzną młodzież, już w dużej mierze naznaczoną przez rodziców co do dalszej kariery życiowej” - wyjaśnia Maciej Bochniak.
W pierwszym sezonie obserwowaliśmy zbieraninę dzieciaków z różnych sfer z mniejszej miejscowości. We wrocławskim prywatnym liceum nie ma tyle „życia na korytarzach” i brakuje nieco spontaniczności. Jak dodaje reżyser, "to buduje nam atmosferę jakiegoś lekkiego niepokoju, który w pierwszych odcinkach staje się taki zupełnie namacalny i rozpoczyna pewną akcję, która zdeterminuje cały sezon”.
Tak naprawdę jednak nadal nie wiadomo, na czym ta akcja będzie polegać.
Pierwszy odcinek nowej serii Belfra, który recenzowałem już na łamach Spider’s Web, zadaje więcej pytań, niż daje odpowiedzi. W tym roku znów serial ma trzymać w napięciu do ostatniego odcinka. Tak jak w przypadku pierwszego sezonu, w tym roku też starano się zrobić wszystko, by spoilery nie wyciekły przed premierą.
Maciej Bochniak wspomniał - co potwierdził w osobnej rozmowie aktor Mirosław Haniszewski, wcielający się w nową postać, inspektora Kowalczyka - że „ostatni odcinek przeczytali tylko ci aktorzy, których postaci coś ważnego wnosiły”. Wielu aktorów pozna zakończenie dopiero razem z widzami.
Reżyser zdradził też, że ciekawie reagowali aktorzy, gdy już dowiedzieli się, kogo tak naprawdę grają - a jak dodaje tajemniczo Maciej Bochniak zwłaszcza jeden z nich. Drugi z reżyserów Belfra potwierdza to, że zatajano przed aktorami motywacje ich bohaterów.
Belfer wraca na antenę Canal+ już dziś, 22 października, w ramach odkodowanego pasma.