Better Call Saul leniwie się rozkręca, a Gus Fring wbrew obawom nie skradł całego show
Better Call Saul w drugim odcinku trzeciej serii przypomniał, że to serial dla naprawdę cierpliwych widzów. Ten niepędzący na złamanie karku świat sprzed lat, w którym Jimmy McGill bezowocnie próbuje się odnaleźć, ma w sobie mnóstwo uroku. Gus Fring dodaje mu kolorytu, ale na szczęście nie wychodzi na pierwszy plan.
OCENA
Wczorajszy odcinek jednego z moich ulubionych seriali po raz kolejny pokazał, że spin-off Breaking Bad już twardo stoi na własnych nogach. Pojawienie się bardzo ważnej postaci znanej fanom produkcji, w której pojawił się po raz pierwszy Saul Goodman, było tylko wisienką na torcie a nie daniem głównym.
Gus Fring powrócił, ale jego historia nie interesuje mnie tak jak dalsze losy pozostałych bohaterów.
Wiedzieliśmy od dawna, że w trzecim sezonie Better Call Saul pojawi się Gus Fring, czyli sojusznik i adwersarz Waltera White'a z Breaking Bad. Tutaj poznajemy go jako przemiłego pomocnika w restauracji Los Pollos Hermanos, która jest - lub stanie się w przyszłości - pralnią pieniędzy dla narkotykowego barona.
Gus Fring (przynajmniej na razie) stoi z boku. Pewnie w kolejnych odcinkach jego rola będzie większa i to jego postać połączy rozwijane na razie osobno wątki Jimmy'ego i Mike'a. Nie obraziłbym się, jakby w dalszej części sezonu nie poświęcano mu zbyt wiele uwagi. Gwiazdą Better Call Saul jest Jimmy.
Liczę też na to, że pozostali bohaterowie Breaking Bad, jeśli się pojawią - zwłaszcza Walter i Jesse - to tylko w formie malutkiego cameo.
Serial wykreował naprawdę kilka innych wspaniałych postaci. Czy to cicha i zasadnicza Kim, czy to tłumiący w sobie mnóstwo złości Chuck, czy to znany również z Breaking Bad metodyczny i mało wylewny Mike - każdy z nich kradnie sceny ze swoim udziałem. Uwielbiam przede wszystkim sceny z udziałem Mike'a.
Nie mówi on prawie w ogóle, a dostaje wiele scen podczas których śledzi tropiące go osoby. To najbardziej leniwie rozwijany wątek, ale ze względu na powolne tempo narracji widz ma czas zatrzymać się i podziwiać zdjęcia i montaż, które stoją w Better Call Saul na ponadprzeciętnym poziomie.
Better Call Saul to opowieść o wzlotach i upadkach Jimmy'ego McGilla.
Tym razem nie mieliśmy żadnej sceny w czerni i bieli pokazującej jak marnie skończył ten sympatyczny cwaniak. Zamiast na wstępie tego przyglądaliśmy się Chuckowi, który w ciszy i spokoju planuje swoją zemstę. Zemsta na bracie będzie jednym z motywów przewodnich tego sezonu.
Chuck jest impulsywnym cholerykiem, ale wobec Jimmy'ego wykazuje się tym razem cierpliwością. Zapuścił sieci i czeka, aż brat w nie wpadnie. Można z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że Jimmy tego starcia nie wygra i po raz kolejny popełni błąd, który będzie go dużo kosztował.
Jednak pytanie o to, czy to faktycznie Chuck przyczyni się do jego przemiany w tytułowego Saula pozostaje otwarte.
Jimmy ruszył ze swoją własną kancelarią i odnosi sukcesy, ale ciągle ma się przeczucie, że żyje na pożyczonym czasie. Cały czas dopieszcza swoje biuro, ale wszystko wskazuje na to, że nie uda mu się nawet go skończyć. Grzechy przeszłości wreszcie go dogonią i wpadnie w zastawione przed sobą sidła.
To, że wiemy dokąd ta historia zmierza nie psuje jednak radości z samodzielnego odkrywania kolejnych jej rozdziałów. Bob Odenkirk jest fenomenalnym aktorem, który wtłacza w swojego bohatera morze charyzmy. Chociaż działa impulsywnie, to i tak co jakiś czas potrafi zaskoczyć widza.
Niezmiernie podobają mi się też te bardziej i mniej subtelne odniesienia do scen z poprzednich odcinków.
Witness pokazuje konflikt narastający w Saulu podczas zrywania taśmy malarskiej, ale to w jaki sposób to robi przypomina mu ostatnią rozmowę z bratem, podczas której Chuck go po raz n-ty strofował. Takie większe i mniejsze detale są dowodem na to, że Better Call Saul to coś więcej niż kolejny zapychacz ramówki.
Mam jednak ogromny żal do telewizji AMC. To jednocześnie spin-off i prequel Breaking Bad, którego zakończeniem znamy. Telewizja mogłaby odpuścić sobie atakowanie nas przed premierą sezonu informacjami o tym, że pojawi się w niej znany bohater. Wolałbym dać zaskoczyć zamiast oglądać logo Los Pollos Hermanos w reklamach.
Wtedy wejście w kadr Gusa Fringa miałoby znacznie większy ładunek emocjonalny - ale przynajmniej uśpiło to czujność przed inną niespodzianką z tego odcinka, której bynajmniej nie mam zamiaru tutaj zdradzać. Wszyscy fani Breaking Bad z pewnością jednak ją docenią!