REKLAMA

W krainie gigantów – "BFG" Stevena Spielberga. Recenzja sPlay

W swoim najnowszym filmie Steven Spielberg powraca do motywów, za które pokochała go publiczność na całym świecie. Słowem – jest magia.

W filmie BFG: Bardzo Fajny Gigant jest coś magicznego - recenzja
REKLAMA
REKLAMA

"Bardzo Fajny Gigant" to adaptacja powieści Roalda Dahla, która w Ameryce ma status kultowej. Praktycznie każde dziecko miało z nią styczność. W kulturze europejskiej bardziej udało się przebić "Podróżom Guliwera" czy opowieści o Jasiu i magicznej fasoli, natomiast gdy tylko zapoznacie się z "BFG" z miejsca przekonacie się, że to opowieść, która spokojnie może trafić i do naszego kanonu.

Główną bohaterką jest mała dziewczynka, Sophie, wychowująca się sierocińcu. Pewnej nocy, gdy wygląda przez okno, przez przypadek dostrzega giganta, który chadza sobie niezauważony po ulicach Londynu. Gdy gigant orientuje się, że został "nakryty" przez Sophie, w obawie, że dziewczynka zacznie o nim rozpowiadać wokół, zabiera ją ze sobą do świata gigantów.

Jest w tym filmie coś magicznego.

I nie wynika to tylko i wyłącznie z literackiego pierwowzoru. Steven Spielberg odcisnął na tej historii swoje piętno, zostawił własną sygnaturę. Mało twórców potrafi kreować ujęcia tak, by stawały się one z miejsca kultowe i nabierały charakterystycznego czaru. W "BFG" takich ujęć nie brakuje. Pomaga mu w nich niezastąpiony Janusz Kamiński jako operator. Scena, znana z trailera, kiedy to wielka łapa giganta zabiera po raz pierwszy Sophie z łóżka w sierocińcu jest tylko jednym z takich przykładów.

Dużą rolę odgrywa również przepiękna muzyka Johna Williamsa.

Już ładnych parę lat nie miał on na koncie tak wspaniałej ścieżki dźwiękowej, pełnej cudownych melodii, zawadiackiej przygody i nuty melancholii.

A dokładnie takie elementy mieszają się w całym filmie. Mnie osobiście, jako wielkiego fana Spielberga, niezmiernie cieszy fakt, że reżyser ten powrócił, po serii świetnych, ale poważniejszych filmów, do bardziej bajkowego repertuaru. Swoją drogą to niesamowite, że człowiek, który poprzednio wyreżyserował m.in. "Lincolna" czy "Most szpiegów", potrafi z równie wielką lekkością zabrać się za familijne kino przygodowe. No, ale przecież mówimy tu o twórcy "E.T.". To właśnie z "E.T." ma najwięcej wspólnego "BFG". Główną bohaterką znowu jest mała dziewczynka; film ma bardzo podobną atmosferę i przede wszystkim jest wspaniałą opowieścią o przyjaźni, marzeniach i wyobraźni.

Grająca małą Sophie debiutująca na ekranie Ruby Barnhill jest po prostu fantastyczna!

W pełni świadoma swoich emocji i tego co ma grać, kapitalnie czująca się przed kamerą. Nie dość, że to jej pierwszy film, to jeszcze od razu trafił jej się film samego Stevena Spielberga! Nie zapominając o tym, że przez sporą część zdjęć musiała sobie wyobrażać, że rozmawia z gigantem. Imponujący debiut.

 class="wp-image-71482"

Z kolei w Bardzo Fajnego Giganta, za pomocą technologii motion capture, wcielił się równie znakomity Mark Rylance, niedawny zdobywca Oscara za rolę drugoplanową w "Moście szpiegów". To, że dzięki CGI jego postać wygląda nieziemsko realnie (o ile gigant może wyglądać realnie) to jeszcze Rylance tchnął w niego pełną gamę emocji i życia. Wspaniała kreacja.

"BFG" to film idealny dla dzieciaków, co nie znaczy, że starszy widz nie ma tu czego szukać.

REKLAMA

Jest w "BFG" cała masa znakomitych scen, które zachwycają od strony wizualnej; nie brakuje wątków czysto komediowych i slapstickowych (szczególnie pod koniec filmu), historia jest wciągająca i momentami wzruszająca. Spielberg posiada tą unikalną umiejętność porwania w świat bajki dorosłego widza, nie wspominając już o dzieciach, które "BFG" będą po prostu zachwycone. Ja wiem, że gdybym ten film zobaczył mając 6-7 lat, stałby się on moim kultowym obrazem dzieciństwa. Oczywiście, nie jest to może szczytowe osiągnięcie Spielberga, ale z pewnością przypomina światu po latach, że nikt lepiej nie czuje magii kina niż on.

BFG_poster class="wp-image-71487"
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA