REKLAMA

Nie jesteśmy złymi ludźmi, ale zrobiliśmy złą rzecz. "Bloodline" - recenzja sPlay

Współczesna historia o Kainie i Ablu? Prawie. Choć braci jest tu trzech i jedna siostra, nowy serial Netfliksa, "Bloodline", to opowieść głównie o braterskich relacjach. I o rodzinie. A z tą - jak powszechnie wiadomo - najlepiej wychodzi się na zdjęciu.

Nie jesteśmy złymi ludźmi, ale zrobiliśmy złą rzecz. „Bloodline” – recenzja sPlay
REKLAMA
REKLAMA

Piękne błękitne niebo, krystaliczny ocean i piasek. Wspaniała sceneria. Aż chciałoby się powiedzieć: "żyć, nie umierać!", choć to właśnie śmierć będzie tutaj motywem przewodnim. Rodzina Rayburnów organizuje wielki zjazd w swoim hotelu we Florida Keys, na którym pojawić mają się najbliżsi. Jest okazja do świętowania - Rayburnowie zostali uhonorowani przez lokalną społeczność. Dzieci seniorów rodu, Roberta i Sally, żyją wraz z nimi, pomagając w prowadzeniu rodzinnego biznesu. Z tradycji wyłamał się jedynie pierworodny syn, Danny, który ma jednak przyjechać na rodzinną uroczystość.

Danny Rayburn jest, jak to się potocznie zwykło mówić, czarną owcą.

Z rodziną łączą go wyłącznie wspomnienia (niekoniecznie dobre) i te chwile, kiedy potrzebuje pieniędzy bądź ma jakieś kłopoty. Tym razem Danny naprawdę chce wrócić i skończyć ze swoim dotychczasowym życiem, które jest niestabilne i nie jest aprobowane przez jego najbliższych. Niestety, grzechy przeszłości są trudniejsze do udźwignięcia niż mu się wydawało. Jego bracia, a szczególnie najmłodszy, Kevin, niekoniecznie pragną jego powrotu.

To, co jest niewątpliwym atutem "Bloodline" to sposób prowadzenia narracji.

Narratorem opowieści jest John, środkowy brat, który jest tym - zdawałoby się - najbardziej ułożonym. John jest mediatorem, którego rolą jest załatwianie konfliktów pomiędzy rodzicami, ich najmłodszym synem Kevinem i pierworodnym, Dannym. Dodatkowym atutem produkcji, co podkręca jeszcze atmosferę i ciężki, nieco przytłaczający klimat opowieści, są wspomnienia Johna, które mieszają się z aktualnymi wydarzeniami, opowiadanymi już przecież i tak z perspektywy czasu.

Bloodline

Ta nieco momentami chaotyczna narracja, ponieważ w międzyczasie poznajemy też flashbacki Danny'ego, sprawia, że widz chce wiedzieć więcej i więcej. Chce poznać tajemnice rodziny Rayburnów, ich przeszłość, relacje poszczególnych członków familii i przede wszystkim... jak doszło do tego, co widzimy w kilku scenach z pamięci Johna.

Po seansie dwóch pierwszych odcinków "Bloodline" nie sposób nie mieć wrażenia, że niektóre motywy, na przykład to, jak historia jest opowiadana czy trudne relacje w dużej i wielopokoleniowej rodzinie, a także wspólne prowadzenie biznesu są podobne klimatem do "The Affair".

BLOODLINE

W "The Affair" mamy braci Lockhartów, którzy trzymani są w ryzach przez stanowczą matkę, tu Rayburnów, którzy także swoje konflikty czy sprawy chcą załatwi tak, by nie ranić rodziców. Ponadto te dwie produkcje niosą ze sobą podobne emocje i kładą nacisk na retrospekcje, psychologizację bohaterów, nastrojowość. To nie są dynamiczne seriale, w których co minutę z przejęcia zatykasz usta dłonią. Tu akcja toczy się powoli, napięcie wolno wzrasta. Kolejne tropy są delikatne, ale takie, że chcesz za nimi podążać.

REKLAMA

Jeśli podobał wam się "Tha Affair" i lubicie ten sposób prowadzenia narracji, pewien niepokój bijący od serialu, zaciekawi was także "Bloodline".

Tajemnice i sekrety rodzinne to coś, co fascynuje. I dlatego z wielką przyjemnością dam porwać się kolejnym odcinkom.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA