REKLAMA

Film na Netfliksie o porwaniu Lisy McVey jest wstrząsający. Ale prawdziwa historia jej oprawcy jest o wiele gorsza

Gdyby ktoś napisał scenariusz do filmu „Uwierz mi: Porwanie Lisy McVey”, używając tylko swojej wyobraźni, nikt nie chciałby go zekranizować. Uznałby go za zbyt naiwny i niemożliwy. Ta historia jednak wydarzyła się naprawdę i choć sam film jest wstrząsający, jego szerszy kontekst jest jeszcze bardziej przerażający.

bobby Joe long seryjny morderca film netflix
REKLAMA

„Uwierz mi: Porwanie Lisy McVey” to film z 2018 roku wyprodukowany przez Lifetime, który trafił na Netfliksa i był jednym z najpopularniejszych tytułów w polskiej wersji serwisu.

Stacja raczej nie słynie z mega ambitnych produkcji, ale ta jej się udało – głównie za sprawą podjętej historii, która jest tak mocna, że broni się sama. Choć i tak główna (super)bohaterka zasługuje na lepszy filmowy hołd.

Twórcy filmu dodali trochę od siebie (przede wszystkim to, że praktycznie nikt nie wierzył w relację Lisy, choć faktycznie jej rodzina była sceptyczna), ale dość rzetelnie odrobili pracę domową i oddali na ekranie to przerażające porwanie.

Lisa McVey została uprowadzona i przetrzymywana przez 26 godzin „na muszce” przez Bobby'ego Joe Longa. — Zgwałcił mnie wielokrotnie. W pewnym momencie straciłam rachubę — mówiła potem w wywiadzie.

REKLAMA

17-letnia Lisa McVey przed porwaniem chciała odebrać sobie życie. Dzień wcześniej napisała list pożegnalny.

Samobójcze myśli przyszły do niej po wielu latach bycia napastowaną seksualnie przez chłopaka jej babci. Paradoksalnie te traumatyczne doświadczenia pozwoliły jej przetrwać porwanie i uratować mnóstwo kobiet.

Musiałam znieść wszystkie te okropieństwa, których doświadczałam jako dziecko i sięgnąć do nich raz jeszcze. Wykorzystałam te umiejętności przetrwania do pokonania go psychicznie. Powiedziałam: „Słuchaj, spotkaliśmy się w nieciekawych okolicznościach, ale mogę być twoją dziewczyną. Będę się tobą opiekować i nikt się nie dowie.

— wspominała.

Dodała, że zwracała się do niego jak do 4-latka i skłamała, że ma chorego ojca, którym się zajmuje. To na niego podziałało. Long odwiózł ją w okolice miejsca, skąd ją porwał.

W filmie „Uwierz mi: Porwanie Lisy McVey” pominięto jednak mnóstwo istotnych i przerażających wątków, które spokojnie zapełniłyby serial. Głównie te dotyczące seryjnego mordercy – dlaczego stał tak okrutnym potworem oraz inne jego zabójstwa i gwałty.

Co sprawia, że ktoś staje się seryjnym mordercą?

W przypadku Bobby'ego Joe Longa było to zaburzenie genetyczne i liczne urazy głowy. Long nie urodził się bowiem z rządzą mordowania. Można powiedzieć, że „nabył” ją w dzieciństwie – to efekt patologicznego wychowania, wypadków z urazami głowy i wyśmiewania przez rówieśników w dzieciństwie.

Long urodził się z dodatkowym chromosomem X (zespół Klinefeltera). Zdarza się to raz na 500 mężczyzn. Zamiast dwóch chromosomów płciowych: XY, mają trzy: XXY. To sprawiło, że w okresie dojrzewania urosły mu piersi. Był obiektem żartów ze strony kolegów dopóki nie zmniejszono mu ich operacyjnie.

Ponadto żył w dysfunkcyjnej rodzinie – spał w jednym łóżku z rozwiedzioną matką nawet wtedy, gdy był 13-latkiem. Zawstydzały go jej wyzywające stroje i nie podobało mu się też, że co wieczór przyprowadzała do domu innego faceta. Zastrzelił też ich psa. Z zazdrości, bowiem matka karmiła czworonoga filet mignon (stek z polędwicy), a jemu dawała hamburgera.

Bobby Joe Long wiele razy cudem, choć w tym wypadku to słowo trochę nie na miejscu, uniknął śmierci. Kiedy miał 4 lata omal nie utonął, kiedy z plaży zabrała go fala. Potem obwiniał za to matkę, która miała się oglądać w tym czasie za innymi mężczyznami.

Rok później spadł z huśtawki na głowę i stracił przytomność. W wieku 7 lat został dwukrotnie potrącony przez samochód. Później jeszcze spadł z kucyka i ogrodzenia – w obu przypadkach miał urazy głowy.

Wszystkie te wypadki wydarzyły się zanim skończył 10 lat. Oprócz tego, kiedy był już dorosły, spędził kilka miesięcy w szpitalu po poważnym wypadku motocyklowym. Wtedy też po raz pierwszy uaktywnił się u niego zwiększony popęd - pielęgniarki zauważyły, że masturbował się nawet 6 razy dziennie i uprawiał seks z żoną (o niej za chwilę), za każdym razem, gdy go odwiedziła.

W książce „The Psychopathology of Serial Murder: A Theory of Violence” możemy przeczytać, że właśnie te zdarzenia i zaburzenie genetyczne przełożyły się na to, że Long miał „niezaspokojony popęd seksualny, nieustanne bóle głowy i brutalną osobowość”.

 class="wp-image-1741432"
Screen z The Psychopathology of Serial Murder: A Theory of Violence / Stephen J. Giannangelo

Bobby Joe Long najpierw przez kilka lat bezkarnie gwałcił kobiety. Potem zaczął je mordować.

Jako 21-latek, w 1974 roku, poślubił swoją szkolną koleżankę z dzieciństwa, z którą miał później dwójkę dzieci. Jednak po sześciu latach rozwiedli się. Zaraz potem zaczęły się jego pierwsze przestępstwa na tle seksualnym. Możemy podzielić ten czas na dwa okresy. W pierwszym, po 1981 roku, „tylko” gwałcił. Później już mu to nie wystarczało i zaczął zabijać.

Początkowo był nazywany „gwałcicielem z ogłoszenia” (ang. „Classified Ad Rapis”). Wybierał się na oglądanie domów wystawionych na sprzedaż, a kiedy zastawał samotną kobietę – groził jej bronią, wykorzystywał seksualnie i okradał. Działał tak przez około dwa lata w Miami i okolicach. W tym czasie zgwałcił ponad 50 kobiet. Już w 1981 r. został o to oskarżony, ale z braku dowodów oczyszczono go z zarzutów.

W 1983 roku przeprowadził się do Tampy na Florydzie i rok później zaczął mordować. Również w tym roku miał „pecha”, że uprowadził Lisę McVey. Nawet kiedy ruszyło już śledztwo w jego sprawie, zdołał zamordować dwie kobiety.

Gdyby nie Lisa, jej doskonała pamięć i wnikliwe obserwacje, których nauczyła się oglądając programy kryminalne, ofiar mogłoby być zdecydowanie więcej. Zatrzymano go w listopadzie 1984 r., gdy wychodził z kina.

Ostatecznie oskarżono go o zabicie 10 kobiet – od marca do listopada 1984 roku. Rok później przyznał się do wszystkich zabójstw, dostał 28 wyroków dożywocia i wyrok śmierci za morderstwo 22-letniej Michelle Simms.

Niecały rok po premierze filmu – w 2019 roku – miała miejsce egzekucja Bobby'ego Joe Longa.

65-letniemu seryjnemu mordercy podano w maju 2019 roku zastrzyk ze śmiertelną trucizną. Przez szybę obserwowała go Lisa. — Chciałam spojrzeć mu w oczy. Chciałam być pierwszą osobą, którą zobaczy. Niestety nie otworzył oczu. Dobrze było jednak wiedzieć, że to się naprawdę dzieję — przyznała w wywiadzie. Po wyjściu na zewnątrz rozpłakała się.

54-letnia Lisa – obecnie Noland – jest zastępczynią szeryfa hrabstwa Hillsborough na Florydzie. Pracuje w tym samym wydziale, który schwytał jej porywacza. Specjalizuje się w walce z przestępstwami seksualnymi i pracą na rzecz ochrony dzieci. Jest też mówcą motywacyjnym, który dodaje siły ofiarom.

REKLAMA

I jeszcze upiorna ciekawostka na koniec: Bobby Joe Long był odległym kuzynem innego słynnego seryjnego mordercy. Henry Lee Lucas przyznał się do kilkuset morderstw, ale skazano go za popełnienie „zaledwie” 11. Powstał o nim serial dokumentalny Netflixa: „The Confession Killer”.

* Zdjęcie główne: kadr z filmu „Uwierz mi: Porwanie Lisy McVey” / Florida Department of Corrections / Wikipedia

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA