REKLAMA

Ten slasher na Netfliksie zrobił mi wieczór. Jest trochę jak Twitter, tylko mniej toksyczny

Nie wierzyłam, że mogę bawić się na tym filmie aż tak dobrze. I chociaż spodziewałam się czegoś zupełnie innego, slasher "Bodies Bodies Bodies" kompletnie mnie zaskoczył. Ten film to satyra powstała w hołdzie dla Gen Z, przypominająca dyskusję żywcem wyjętą z Twittera i opakowaną w pełną plot twistów produkcję.

bodies bodies bodies recenzja netflix
REKLAMA

Film "Bodies Bodies Bodies" w reżyserii Haliny Reijn zadebiutował na dużych ekranach już jakiś czas temu, bo w 2022 r. Drugie życie otrzymał jednak za sprawą Netfliksa, gdzie pojawił się w maju. I choć nie zagościł do tej pory w TOP-ce (zakładam, że to kwestia czasu), wypatrzyłam go w ostatnio dodanych pozycjach. Spodziewałam się klasycznego slashera, a trafiłam na coś sto razy lepszego - z takim właśnie nastawieniem warto usiąść do tej produkcji, bo głównie w ten sposób będzie mogli wyciągnąć z "Bodies Bodies Bodies" te najlepsze smaczki.

REKLAMA

Bodies Bodies Bodies - recenzja filmu z serwisu Netflix

"Bodies Bodies Bodies" zaczyna się znajomo - na początku filmu poznajemy Bee (Maria Bakalova) oraz Sophie (Amandla Stenberg), dziewczyny, które niedawno zaczęły się sobą spotykać. Sophie postanawia przedstawić swoją nową partnerkę znajomym - korzysta więc z okazji i zabiera Bee na imprezę do luksusowej posiadłości swojego przyjaciela, gdzie w weekend ma odbyć się impreza. Do tego zamożnego, bananowego grona należą Alice (Rachel Sennott), Emma (Chase Sui Wonders), David (Pete Davidson), Jordan (Myha'la Herrold), Max (Conner O'Malley) oraz nowy chłopak Alice, Greg (Lee Pace).

Kiedy imprezowiczów zaskakuje burza, co w konsekwencji doprowadza do utraty zasięgu, nastaje ciemność, a bohaterowie postanawiają zagrać w jedną ze swoich ulubionych gier, tytułową "Bodies Bodies Bodies". Polega ona na tym, że jedna z osób jest mordercą, a reszta musi odgadnąć jego tożsamość. W pewnym momencie rozgrywka wymyka się spod kontroli, kiedy okazuje się, że w gronie przyjaciół znajduje się prawdziwy zabójca.

Zwiastun filmu "Bodies Bodies Bodies"

Ten film to złoto. Choć na początku trudno było mi wejść w konwencję, z każdą minutą wkręcałam się w tę produkcję coraz bardziej. To głównie zasługa młodych aktorów, którzy wcielili się w swoich bohaterów genialnie. No i są odzwierciedleniem wielu osób pokolenia Z, którzy aktywnie korzystają z mediów społecznościowych, wiedzą, co to gaslighting, poważnie traktują problemy psychiczne i biorą sobie do serca to, że ktoś nie odpisał na grupowym czacie. Wszyscy (oprócz Bee) należą do grona bananowej młodzieży i choć różnią się od siebie pod względem cech, każdemu z nich zależy na tym, by w social mediach być kimś. Czasem nawet bardziej niż w realu.

Ich rozmowy są jakby żywcem wyjęte z dyskusji na Twitterze. To jedna z zalet, która sprawia, że slaher Haliny Reijn jest inny niż wszystkie, a Genziaki uśmiechną się pod nosem. Wzajemne przekrzykiwanie się, udowadnianie swoich racji za wszelką, świadome używanie charakterystycznych dla młodego pokolenia pojęć to coś, czego słucha się z zaciekawieniem. Pstryczkiem w nos jest także końcówka produkcji (z odblokowaniem telefonu włącznie) i szokującym odkryciem, które jest po prostu wybitne.

Jeśli miałabym wskazać jakieś minusy "Bodies Bodies Bodies", byłby to z pewnością brak elementów typowych dla horrorów, które podniosłyby nieco adrenalinę. W pewnych momentach, choćby przez długie sceny rozmów, napięcie zamiast rosnąć - spada. Ratuje je trochę horrorowy klimat (ciemność, huragan i ulewa za oknem, chwilowe źródło światła w postaci latarki w telefonie), jednak fani typowych slasherów mogą być zawiedzeni. "Bodies Bodies Bodies" to produkcja, która ma swoje mankamenty i kierowana jest raczej do młodszej publiczności. Jeśli jednak jesteście ciekawi nowej konwencji slashera, który ucieka od utartych schematów, to rzućcie na ten film okiem.

REKLAMA

O horrorach przeczytasz więcej na łamach Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA