REKLAMA

Brudna forsa od Netfliksa pokazuje największe szwindle ostatnich lat i robi to świetnie

Kiedy kiwasz głową z niedowierzania, mówiąc pod nosem co za dranie, to wiesz, że dokument wszedł pod skórę. Brudna forsa jest naprawdę porządnie zrealizowaną serią, która dokładnie i skrupulatnie pokazuje największe, najgłośniejsze i najbardziej bezczelne szwindle ostatnich lat.

Brudna forsa od Netfliksa pokazuje największe szwindle ostatnich lat
REKLAMA

Na samym początku trzeba wyraźnie zaznaczyć - Brudna forsa nie jest jednym z tych programów, w których zbiera się zainteresowanych, a następnie bezrefleksyjnie obrzuca błotem wielkie i złe korporacje. Producenci odcinkowego dokumentu dla Netfliksa podeszli do zagadnienia znacznie bardziej profesjonalnie. Przygotowanie i realizacja każdego scenariusza to świetna robota rozpisana na ponad 50 minut filmowego materiału.

REKLAMA

Najlepiej pokazuje to drugi epizod. Operatorzy kamer są w nim cały czas przy „czarnym charakterze“, którego losy ważą się w amerykańskim sądzie. Brudna forsa pokazuje doświadczenia Scotta Tuckera - pożyczkowego magnata działającego ponad prawem. Jego punkt widzenia. Jego narrację. Jego rodzinę oraz jego argumenty. Coś takiego rzadko ma miejsce. Takie osoby nieczęsto dopuszczają do siebie kamerę, gdy cały świat jest przeciwko nim. Netfliksowi udało się przebić przez wysoki mur.

Brudna forsa nie jest sztampowym, anty-kapitalistycznym manifestem, jakich teraz pełno.

Jasne, klienci i konsumenci wielkich korporacji wciąż jawią się jako ofiary, z którymi łatwo się utożsamiać i którym chce się kibicować. Wzbudzają emocje i stanowią ważny element narracji. Brudna forsa wychodzi jednak poza prosty schemat: dobrzy i pokrzywdzeni kontra źli i bogaci. Seria nie rozgrzesza właścicieli wielkich firm, ale pokazuje, że nawet korpo-kultura nie jest czarna i biała. Twórcy dokumentu szukają pozytywnych postaci po drugiej stronie barykady. Nigdy nie okopują się po stronie konsumentów tak, że masz ochotę przewrócić oczami.

Z pozoru Brudna forsa jawi się jako dokument banalny. O ile tematyka faktycznie nie powala na kolana, tak poziom realizacji już tak. Zwykło się mawiać, że Netflix produkuje świetne seriale, poprawne dokumenty oraz średnie filmy. Opisywany tytuł wyłamuje się z tego schematu, grając znacznie powyżej swojej ligi. Skrupulatność producentów jest godna uznania, a metodyka ich pracy warta naśladowania.

Twórcy Brudnej forsy docierają tam, gdzie nikt inny nie może albo nie potrafi dotrzeć.

Wielką wartością odcinkowego dokumentu są autorskie rozmowy i wywiady. Scott Tucker to nie jedyny przykład osoby, która z niezrozumiałego dla mnie powodu zgadza się stanąć przed kamerą Netfliksa, chociaż nie musi. Prezesi firm, szefowie państwowych komisji, wzięci prawnicy - wszyscy prują zmowę milczenia w obliczu obiektywów, jak gdyby zobligował ich do tego sąd.

Chwilę potem widzisz, jak prezes firmy pożyczkowej, która musi wypłacić 1,3 miliarda dolarów, wybucha płaczem. Wspomina brata, który popełnił samobójstwo, bo nie był w stanie poradzić sobie z presją, jaką wywierała na znienawidzoną firmę amerykańska komisja do spraw handlu. To mocne ujęcia. Niezależnie od tego, że kibicujemy oszukanym klientom prezesa, nie jego rodzinie oraz najbliższym. Taki sceny są dobrze przeciągnięte, ze świetnie dobranym tłem oraz idealnie umiejscowione. Rzemiosło wyższych lotów.

Szkoda tylko, że większość epizodów dotyczy spraw, którym bliżej obywatelom USA niż mieszkańcom Starego Kontynentu. Na całe szczęście Europejczycy również znajdą coś dla siebie. Pierwszy odcinek, w którym poruszana jest kwestia emisji spalin Volkswagenów to dla nas jak wisienka na torcie. Pozostałe tematy z Brudnej Forsy to biznesy Trumpa, pożyczki chwilówki AMG, niecne praktyki firm farmaceutycznych i powiązaniach amerykańskich banków z kartelami.

REKLAMA

Bardzo pozytywne zaskoczenie. Ode mnie mocne siedem Hugo-Baderów na dziesięć.

Serial obejrzycie w serwisie Netflix.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA