REKLAMA

Charlie Brooker i Agnieszka Holland obrażają własnych widzów. Twórcy narzekają na hejt, a sami go stosują

Trudno wyobrazić sobie lepszy czas dla ambitnych filmowców. Wytwórnie filmowe i serwisy VOD biją się o twórców, a potem dają im niewyobrażalne jeszcze kilkanaście lat temu warunki pracy. Więc jaki jest problem? Twórcy na całym świecie narzekają na hejt i nienawistnych fanów. Problem w tym, że Agnieszka Holland czy Charlie Brooker sami chętnie sięgają po mowę nienawiści.

Charlie Brooker hejt
REKLAMA
REKLAMA

Ledwie kilka lat temu Netflix w środowisku filmowym miał opinię twórcy masowej rozrywki, który nie zasługuje na zasiadanie przy tym samym stole, co klasyczne wytwórnie. Odkąd serwis rozpoczął tworzenie własnych produkcji na masową skalę i zaczął oferować współpracę najlepszym z branży, takie opinie stały się mniejszością. Coraz więcej aktorów, reżyserów i scenarzystów chwali sobie pracę dla Netfliksa.

Widzowie (a zwłaszcza krytycy) nie zawsze są równie zadowoleni z efektów końcowych, ale trudno narzekać, gdy na platformę trafiają nowe dzieła braci Coen czy Alfonso Cuarona. Netflix otworzył się też na twórców z Europy czy Azji w sposób, jaki dawniej nie wydawał się nikomu potrzebny. Dzięki temu serwis stał się nowym domem „Czarnego lustra” i dał możliwość współpracy Agnieszce Holland i Tomaszowi Bagińskiemu.

A mimo to twórcy nie są do końca szczęśliwi. Na ich drodze stają zbyt często niezadowoleni fani.

Przynajmniej w teorii krytyka jest częścią procesu tworzenia. Akcja wywołuje reakcję, a dzieła filmowe mają siłą rzeczy wywoływać emocje. Nie sposób przewidzieć wszystkich reakcji. Niektórzy odbiorcy nie będą zadowoleni i będą chcieli to w jakiś sposób wyrazić. Rozprzestrzenianie się Internetu pokazało, że niestety bardzo wielu komentujących nie potrafi ubrać swoich uczuć w słowa, a krytyki nie uzbraja w argumenty. W połączeniu z łatwością anonimowego obrażania i mocnymi emocjami obecnymi w fandomach, otrzymaliśmy zjawisko zwane mową nienawiści czy hejtem.

Ten problem przez wiele lat był ignorowany. A teraz jest nieodłączną częścią Internetu tak bardzo, że pierwszą zasadą tworzenia w internecie stało się nieczytanie komentarzy. Co jednak z tymi widzami i krytykami, którzy mają konkretne powody, dlaczego nie podoba im się dane dzieło i potrafią je wskazać? Bardzo proste - autorzy stosują wobec nich właśnie zmasowany hejt.

W sieci pojawiają się wypowiedzi głupie, agresywne i obraźliwe, a także publikowane automatycznie przez boty.

Prawdziwi mistrzowie mowy nienawiści potrafią jednak przyporządkować się do wszystkich trzech kategorii na raz. W takiej sytuacji nasz krytyk nie tylko nie rozumie, o czym mówi, ale też jest pełen niezdrowych emocji. W dodatku wspiera w swojej ignorancji jakąś potężną siłę, która nim steruje. Podobny typ rozumowania można dostrzec u Agnieszki Holland, która zasłynęła zdaniem o „brandzlowaniu się hejtem”.

Polska reżyserka próbowała osiągnąć wszystkie trzy kategorie, ale zagubiła się we własnej wypowiedzi. W jednym zdaniu zarzuciła polskim odbiorcom złe intencję i celowość, a w następnym brak zrozumienia, zaściankowość i ignorancję. Nie można jednocześnie czegoś nie rozumieć z głupoty i z premedytacją udawać, że się nie pojęło konwencji. Tak samo jak wydaje się niemożliwe, żeby „hipsterska banieczka”, która uważa, że zna się doskonale na serialach, mogła nie rozumieć konwencji. Zwłaszcza, że „1983” nie jest przesadnie skomplikowanym serialem. Jeden z komentujących natychmiast zwrócił Holland uwagę na błąd w jej rozumowaniu. Reżyserka odpowiedziała komentarzem z serii „nie, bo nie”. Czy można to nazwać czymkolwiek innym niż hejtem?

W podobny sposób na krytykę swojego filmu zareagował twórca „Czarne lustro: Bandersnatch”, Charlie Brooker.

W wywiadzie udzielonym portalowi Huffington Post, pomysłodawca serialu pochwalił się pozytywnym odbiorem serialu. Główna część jego wypowiedzi dotyczyła jednak krytyków serialu. Brooker bez ogródek stwierdził, że nie interesują go opinie krytyków. Ani te uargumentowane, ani bliższe narzekaniom:

W najlepszym wypadku należy potraktować takie rozumowanie jako obrażanie się na rzeczywistość, w najgorszym to najzwyczajniejsza mowa nienawiści. Czy Brooker ma rację mówiąc, że Netflix to nie platforma do gier? Oczywiście, że tak. Problem w tym, iż żaden krytyk „Bandersnatcha” nie twierdził, że jest inaczej. Jeżeli podejmuje się eksperyment formalny, który wcześniej był przeprowadzany przez innych, to jaki sens jest robić to gorzej? Nawet niechęć podejmowania decyzji przez widzów można łatwo wyjaśnić. Być może wynika ona z niewielkiej ilości rzeczywistych wyborów, które zostają im dane. Albo z trudności identyfikowania się z ciągle przerywaną historią (więcej na ten temat przeczytacie w naszym artykule o filmie Netfliksa). Brooker zamiast się zastanowić nad słabościami własnego dzieła, woli sarkastycznie obrażać własnych widzów.

agnieszka holland class="wp-image-242185"

Agnieszka Holland i Charlie Brooker atakują widzów za rzekomy hejt. A przy okazji sami z niego korzystają.

REKLAMA

Trudno stwierdzić, czy gorsza w tej sytuacji jest hipokryzja artystów, czy ich lenistwo. Niestety, twórcy coraz częściej zaczynają traktować hejt jako... wymówkę. Fani potrafią być okropni i zwykle nie da się zadowolić wszystkich. Ale większość reakcji takich jak słowa Holland czy Brookera wynika ze zbyt dużego mniemania o sobie.

Łatwo za jednym zamachem zlikwidować całą krytykę, jeżeli wrzuci się ją do jednego wora z napisem „hejterzy, rasiści, idioci”. Nie ma potrzeby zastanawiania się, dlaczego tak wiele osób krytykuje Rey w nowej trylogii „Gwiezdnych wojen”, skoro wszyscy oni po prostu nienawidzą kobiet. Gdy zamknie się oczy na osiągnięcia innych, to można chwalić się odkryciem nowego sposobu narracji dla Netfliksa. Wreszcie podkreślając doskonałe reakcje zagranicznej krytyki (co ma niewiele wspólnego z prawdą), łatwo pokazać się we własnych oczach jako część lepszego świata.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA