REKLAMA

Memento, Batman, Incepcja… Christopher Nolan i jego filmy

Jeden z najlepszych i najważniejszych twórców filmowych XXI wieku i nie tylko. Christopher Nolan w dość niedługim czasie stał się jedną z najbardziej wpływowych postaci w Hollywood, tworząc poruszające dramaty oraz równie ekscytujące widowiska z ambicjami artysty-wizjonera. Z okazji premiery filmu "Dunkierka" podjąłem się uszeregowania dzieł Nolana od najgorszego (choć nie ma on na koncie prawdziwie złego filmu) do najlepszego.

Christopher Nolan
REKLAMA
REKLAMA

Mroczny Rycerz Powstaje z 2012 roku

"Mroczny Rycerz Powstaje" miał tego pecha, że pojawił się jako następca "Mrocznego Rycerza", czyli jednej z najlepszych adaptacji komiksu w historii. Oczekiwania były więc rozbudzone do maksimum. Niestety ostatnia część trylogii Nolana im nie sprostała.

Gdzieś tam w środku filmu tli się ta sama wielkość, jaką pamiętamy z "Mrocznego Rycerza" (prolog, pojedynek Batmana i Bane’a w środku filmu). Natomiast sporo motywów fabularnych "Dark Knight Rises" to jednak nieudane strzały, nawet jeśli w założeniu nie były wcale takie złe. Cały wątek Mirandy Tate i związany z nią zwrot akcji na koniec pasował bardziej do telenoweli. Bane chwilami ocierał się o niezamierzony komizm. Okaleczony Bruce Wayne zamknięty w podziemnym więzieniu, to też niezbyt fortunnie poprowadzony wątek. No i to słabe, hollywoodzkie zakończenie... zupełnie niegodne całej trylogii...

Prestiż z 2006 roku

"Prestiżem" Christopher Nolan ostatecznie przypieczętował swoją personę, jako oryginalny i autorski głos w Hollywood. Już od ładnych paru nie w Fabryce Snów nie było twórcy, który potrafiłby angażować masowego widza. I przy okazji zachwycać wyobraźnią i niebanalnymi pomysłami, tak od strony wizualnej jak i scenariusza. Christian Bale i Hugh Jackman wspięli się tu na wyżyny, dostarczając jedne z najlepszych ról w swoich karierach.

Opowieść o dwóch rywalizujących ze sobą magikach, to nie tylko wciągające studium obsesji rywalizacji, ale też znakomita gra z widzem. Nawiązując do dziedzictwa Hitchocka, Nolan po mistrzowsku operuje obrazem i tak konstruuje (wraz z bratem) scenariusz, że widz co rusz jest przez niego zaskakiwany, tropy mylone, a sam zwrot akcji na koniec sprawia, że chce się ten film obejrzeć raz jeszcze, patrząc na niego z zupełnie innej perspektywy.

Śledząc z 1998 roku

"Śledząc" to jeden z najbardziej imponujących debiutów ostatnich dwóch dekad w kinie. Pokazał on światu, że oto rodzi się na naszych oczach oryginalny twórca, który nie boi się prezentowania swojej własnej wizji, mający oryginalne pomysły, bezbłędnie wykorzystujący poetykę opowiadania obrazem i skupiony na fabule. W dodatku czerpiący garściami z twórczości Hitchcocka,Wellesa i Kubricka.

"Śledząc" niemalże w pigułce zawierało w sobie wszystko to, co można było w rozwinięciu oglądać w późniejszych filmach Nolana. Obraz podejmuje ulubiony chyba motyw reżysera, czyli człowieka opętanego obsesją.

Film posiada wszystkie blaski i cienie debiutanckiego filmu zrobionego za zaledwie 6 tysięcy (!) dolarów - szorstki, czarno-biały obraz, brak wsparcia ekipy filmowej, przez co zarówno montaż i jak praca kamery żądzą się swoimi, mocno ograniczonymi, prawami. Natomiast widać w "Śledząc" zalążki geniuszu, choćby tylko w tym, z jaką precyzją Nolan jest w stanie opanować labiryntową budowę swego dzieła.

Batman - Początek z 2005 roku

O tym, że Christopher Nolan będzie reżyserował swój pierwszy film o Batmanie, dowiedziałem się niedługo po tym, gdy obejrzałem "Memento". Wtedy już wiedziałem, że będzie to na pewno autorskie oraz ciekawe podejście i "Batman - Początek" w pełni spełnił moje oczekiwania.

To jak na razie najpełniejsze i najbardziej udane origin story, zarówno Bruce’a Wayne’a jak i Człowieka Nietoperza, jakie można było oglądać na dużym i małym ekranie. Obraz w końcu podszedł do postaci Batmana na poważnie (przypominam, że był to pierwszy po latach film o tej postaci od czasu "Batman i Robin").

Przy okazji przetarł szlaki dla nowoczesnego podejścia do adaptacji komiksów w Hollywood. Zresztą nie tylko. Niedługo po premierze "Batman - Początek" wpływ Nolana na kino rozrywkowe był odczuwalny niemalże wszędzie. Od razu obrodziło w poważniejsze i bardziej naturalistyczne wersje klasycznych historii np. o Robin Hoodzie i oczywiście podjęto też decyzję o produkcji filmu o Supermanie utrzymanego w podobnej stylistyce.

Ale abstrahując od tego zagadnienia, "Batman - Początek" to świetnie skrojone kino rozrywkowe, które nie traktuje widza jak dziecka. Ma świetną, mroczną atmosferę, znakomitą obsadę (Michael Caine, Gary Oldman, Morgan Freeman) i jak na razie najlepszego Bruce’a Wayne’a/Batmana jakiego widziało kino.

Bezsenność z 2002 roku

"Bezsenność" to dopiero drugi studyjny (i trzeci w ogóle) film Nolana, ale jego obsada najlepiej świadczy o tym, jaką pozycję w dość szybkim czasie zdobył sobie reżyser w Hollywood. Al Pacino, Hilary Swank i (chyba najbardziej imponujący w tym zestawieniu) Robin Williams, tworzą mistrzowskie aktorskie trio w jednym z najlepszych thrillerów noir XXI wieku.

Nolan wykorzystał motyw zagadki kryminalnej jako tła dla niepowtarzalnej atmosfery, budowanej przez zjawisko dnia polarnego na Alasce, gdzie, w trakcie trwania filmu, nie zachodzi słońce. Ten kapitalny motyw wpływa nie tylko na psychikę głównego bohatera (jedna z ostatnich wielkich ról Pacino), żyjącego w brudnym świecie morderstw i korupcji, ale też udziela się widzowi.

Do tego liczne twisty oraz igranie z przyzwyczajeniami widowni do schematów kryminałów podnoszą "Bezsenność" wysoko ponad typową produkcję z tego gatunku.

Interstellar z 2014 roku

Od ładnych kilku lat jestem coraz to bardziej zafascynowany tajemnicami kosmosu, tak więc na "Interstellar" czekałem jak na rzadko który film w ostatnim czasie. Tym bardziej znając wyobraźnię i sprawność formalną Nolana.

Ewidentnie czuć, że reżyser starał się stworzyć swoją własną "Odyseję kosmiczną" (nawiązania do Kubricka są wręcz namacalne). Trochę nie sprostał ambicjom swojego projektu, bo choć "Interstellar" mierzy się z zagadnieniami kosmosu, podróży w czasie, psychologii i melodramatu, to kilka razy po trochę zbacza z właściwego kursu. Można tu znaleźć kilka dziur fabularnych, parę nonsensów, chwilami "Interstellar" staje się hollywoodzko-naiwny, ale mimo wszystko jak całość potwornie mnie wciągnął i szczerze poruszył.

To wspaniała opowieść o relacji ojca z córką, o żałobie, o ostatecznej podróży w nieznane, wsparta paroma fascynującymi zagadnieniami z obszaru astrofizyki, nawet jeśli nie wszystkie są prawdziwe i specjalnie mądre. To jeden z najbardziej emocjonalnych, osobistych i zachwycających rozmachem filmów Nolana.

No i ta muzyka... Motyw przewodni Interstellar, nagrany z wykorzystaniem organów, zorbił na mnie większe wrażenie niż Time z "Incepcji" i zaliczam go do czołówki najlepszych tworów Hansa Zimmera.

Incepcja z 2010 roku

"Incepcję" uważam za iście perfekcyjny przykład ambitnego rozrywkowego widowiska. Z jednej strony to zapierające dech i wciągające kino popcornowe. Z drugiej, obraz ten ma rozbudowaną, szkatułkową konstrukcję fabularną, która wymaga od widza skupienia i pełnej uwagi, tak by się nie pogubić w tej fascynującej układance, jaką przygotował nam Chris Nolan.

Reżyser udowodnił, że wcale nie musi być podziału na poważne i "trudne" kino oraz niezobowiązującą rozrywkę. Bo można to wszystko połączyć. Potrzebna jest tylko do tego ponadprzeciętna wyobraźnia, sprawność techniczna i oczywiście odpowiedni pomysł na skrypt.

W "Incepcji" zagrało właściwie wszystko – wciągająca historia poruszająca temat tajemnicy snów; doskonale poprowadzeni aktorzy i ich wątki fabularne; cała warstwa wizualna to istny majstersztyk (zdjęcia Wally’ego Pfistera oraz nowatorskie rozwiązania związane z praktycznymi efektami specjalnymi).

Trudno i w tym przypadku nie wspomnieć o muzyce Hansa Zimmera. Tak, jest ciężkawa, ale nie da się jej zapomnieć (szczególnie utworu Time przewodzącemu całemu obrazowi) i stała się ona nieodłączną częścią "Incepcji".

Memento z 2000 roku

"Memento" to film, który mocno mną poruszył, kiedy pierwszy raz go zobaczyłem. Prosta historia utrzymana w konwencji thrillera noir i kryminału, jednak jej wyjątkowość polega na genialnym w swojej prostocie zabiegu formalnym, czyli opowiedzeniu całej fabuły od końca.

Efektowny i oryginalny zabieg otworzył Nolanowi drzwi do Hollywood, bo pokazał, że tak naprawdę nie zawsze aż tak ważna jest wyłącznie sama historia, jak sposób jej opowiadania. Kino to przecież sztuka wizualna, a "Memento" oddaje temu hołd.

W dodatku Christopher Nolan posiadł wręcz unikalną umiejętność konstruowania swoich filmów tak, że widz chce do nich wracać. Nie tylko dlatego, że są tak dobre, ale zwyczajnie dlatego, że tworzą fascynujące filmowe układanki, zagadki i labirynty, żeby je w pełni rozwikłać po prostu trzeba do nich wrócić.

Do tego mistrzowsko wpisane zwroty akcji są tak skomponowane, że potrafią kompletnie zmienić postrzeganie danego filmu, dzięki czemu każdy kolejny seans to poniekąd oglądanie trochę innej wersji tego samego dzieła. Tak było w przypadku "Incepcji" i "Prestiżu", ale to właśnie "Memento, czyli zaledwie drugi film Noana, jest jak na razie szczytowym tego przykładem.

Mroczny Rycerz z 2008 roku

O "Mrocznym Rycerzu" pisałem już przy okazji już nieraz na łamach Spider’s Web, ostatnio choćby w zestawieniu najlepszych solowych filmów o superbohaterach. 

W swoim gatunku jest to film totalny. Łączący szekspirowską dramaturgię z pełnym rozmachu surowym thrillerem psychologicznym. Bez wątpienia jest to, jak na razie, moim zdaniem najlepszy film w dorobku Nolana. Idealnie podsumowuje i skupia on to, co charakteryzuje tego reżysera i jego ambicje jako twórcę chcącego poruszać masowego widza, ale nie za cenę ogłupiania go oraz braku szacunku do jego inteligencji.

REKLAMA

To doprawdy imponujące jak ambitnie i szeroko Christopher Nolan podszedł do realizacji "Mrocznego Rycerza". Skupił się bowiem nie tylko na fabule i znakomitym poprowadzeniu aktorów, ale też nie zaniedbał warstwy wizualnej, a wręcz zadbał o to, by posunąć się o krok naprzód w formalnym rozwoju wielkich widowisk. Osiągnął to choćby poprzez inteligentne wykorzystywanie CGI (i w ogóle korzystanie z niego tylko wtedy, gdy jest to niezbędne) oraz pionierskie użycie kamer IMAX w scenach akcji.

Dla mnie "Mroczny Rycerz" to w ogóle obraz bliski perfekcji i jeden z najlepszych filmów w historii kina, zarówno jako dramat psychologiczny oraz mainstreamowe widowisko.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA