REKLAMA

Jaki piękny bałagan. Oceniamy „Clickbait”

„Clickbait” to jeden z tych seriali, które się ogląda, choć nie ma się pojęcia dlaczego. Jakieś to wszystko tanie i mało oryginalne, a nawet tandetne i absurdalne. Mimo wszystko ciągle jest się ciekawym, co jeszcze wymyślili twórcy.

clickbait recenzja netflix premiera
REKLAMA

Tony Ayres i Christian White cały czas podsycają tę ciekawość, bo z każdym odcinkiem wpisują swoją opowieść w nową formułę gatunkową. Dramat rodzinny nagle zmienia się w thriller policyjny, ten płynnie przechodzi w dramat obyczajowy, aby zaraz ewoluować w reporterski kryminał. Jest to możliwe, gdyż twórcy co chwilę wykorzystują inną perspektywę, skupiając się na kolejnych bohaterach. Nie jest to „8 części prawdy”, gdzie różne optyki pozwalały zrekonstruować jedno zdarzenie, nakręcając spiralę repetycji. Tutaj ciągle posuwamy się naprzód.

Podobny zabieg wykorzystano niedawno w „Niewinnym”. Tylko tam był on pusty. Nie dość, że niepotrzebny, to jeszcze rozbijał narrację, wprowadzając fabularny chaos i podając mnóstwo nieprzydatnych informacji. Twórcy „Clickbaita” unikają podobnego błędu. W centrum ich zainteresowań ciągle znajduje się wątek główny. Razem z bohaterami kolejnych odcinków odkrywamy nowe informacje dotyczące porwania i zabójstwa Nicka Brewera, przez co Ayres i White mogą zwodzić nas na manowce, podsuwając następnych podejrzanych.

REKLAMA

Akcja rusza, kiedy do sieci trafia filmik z Brewerem trzymającym w rękach plansze z napisem najpierw „wykorzystywałem kobiety”, a potem „jeśli to wideo będzie miało 5 mln wyświetleń, zginę”.

Jak to już w internecie bywa, nagranie szybko zyskuje popularność, a opinia publiczna dzieli się na dwie skrajne grupy. Jedni od razu nazywają Nicka gwałcicielem, a inni stają po jego stronie. Twórców najbardziej bowiem interesuje mechanika mediów społecznościowych i dynamika psychologii korzystających z nich osób. Na przestrzeni ośmiu odcinków pokazują jak łatwo manipulować tłumem i ukraść komuś tożsamość, zadając jednocześnie pytania o granice zaufania, jakim możemy obdarzyć osoby znajdujące się po drugiej stronie komunikatorów oraz czy w dobie nowych technologii możemy być anonimowi.

Podjętych przez twórców tematów jest tu naprawdę sporo. Niebezpieczeństwa związane z rozwojem mediów społecznościowych, służą do analizy współczesnych relacji międzyludzkich. W tle przewija się natomiast kultura gwałtu, czy instytucjonalny rasizm. Wszystko wrzucono do jednego serialu i, jak można się spodziewać, niczego nie rozwinięto w satysfakcjonujący sposób. „Clickbait” pełen jest skrótów, uproszczeń i truizmów. Wątki pojawiają się i znikają, kiedy scenarzystów nachodzi ochota na fabularny twist. Wraz ze zmianą perspektywy, porzucają wcześniejsze zainteresowania i przechodzą do następnych. Nikt nie próbuje nawet uporządkować tego bałaganu.

Opowieść wpisywana jest w kolejne konteksty społeczne na pół gwizdka.

Przewiną się w jednej, albo dwóch scenach i bezpowrotnie znikają, robiąc miejsce następnym. Bo to nie one są tu clou całej zabawy. „Clickbait” zasłużył bowiem na swój tytuł. Kusi nas obietnicą zaangażowanej rozrywki, a gdy zaczynamy go oglądać, okazuje się, że nic tam takiego nie znajdziemy. Z ducha jest to proste whodunnit, gdzie naszą ciekawość ma podsycać pytanie „kto zabił?”. Twórcy, jakby zdawali sobie sprawę ze słabostek swojej historii, specjalnie podają odpowiedź w wyjątkowo zawoalowany sposób. I wychodzi im to całkiem nieźle.

REKLAMA

Nie da się tego ukryć: „Clickbait” napędzany jest absurdem. Dziur w scenariuszu jest więcej niż na polskich drogach, a prawdy psychologicznej tyle co w telewizyjnych tasiemcach. Mimo to, za każdym razem gdy pojawiają się napisy końcowe, od razu chce się przejść do następnego odcinka. Z tego względu, chociaż to osiem długich epizodów, ogląda się je jednym tchem. Być może nie jest to binge-watching, a, jak określa to Richard Roeper, cringe-watching, ale jeśli rozpoczniecie seans wieczorem, szybko zorientujecie się, że nie potrzebujecie snu, dopóki nie dostaniecie odpowiedzi. Prawdopodobnie mamy więc do czynienia z najlepszym nieudanym serialem tego roku.

Na „Clickbait” nabierzecie się na Netfliksie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA