REKLAMA

Cyfrowe nowości muzyczne: Retro zawsze w modzie

Tym razem omówimy sobie niedawno wydane dwie płyty i dwa single, które bezwstydnie odwołują się w mniejszym lub większym stopniu do muzyki sprzed lat - od college rocka z początku lat 90-tych, po jazzowe kluby z pierwszej połowy XX wieku. Zaczynamy zatem małą podróż w czasie!

Cyfrowe nowości muzyczne: Retro zawsze w modzie
REKLAMA

Noah and the Whale jest jednym z tych bandów, po których zawsze wiadomo, czego się spodziewać. Prostolinijne, melodyjne i nieco ponure piosenki, niesione przez charakterystyczny wokal Charliego Finka wypełniają każdą ich płytę w słusznej ilości, w zasadzie nie dając miejsca na cokolwiek, co by z tego melancholijnego nastroju wyrwało. A jeśli dobrze znacie i lubicie przedostatnią płytę Noah and the Whale, Last Night on Earth, to prawdopodobnie poczujecie się jak w domu - w kwestii nastroju, muzyki i tekstów, nowo wydane Heart of Nowhere jest kontynuacją tamtego albumu niemal w prostej linii. Sporo nostalgii, sporo ładnych melodii, sporo melancholijnych tekstów, wszystko oprawione w produkcję która przywodzi na myśl nowofalowe bandy sprzed 30 lat - choć jest też zauważalnie czystsza i daje muzykom więcej przestrzeni, niż dawniej. Ja osobiście czuję się już nieco tym zmęczony albo zwyczajnie nie jestem w nastroju na takie pogodne smęcenie, więc dorzucę tylko tytułowy utwór do mojej aktualnej playlisty (świetna linia basu przywodząca na myśl Every Breath You Take!), a o reszcie bez wyrzutów sumienia zapomnę. Tym niemniej, jeśli wciąż nie macie dość tego typu grania, to nie będziecie zawiedzeni - wciąż trwa wielki boom na te pop-folkowe zespoły, a Noah and the Whale znają receptę na to, jak lawirować miedzy alternatywą a mainstreamem, a przy tym konsekwentnie trzymać się własnego stylu, i to trzymać niemal kurczowo - sami zdecydujcie zatem, czy jest to dla was wada, czy zaleta.

REKLAMA

Odsłuchaj na: Spotify · Wimp
Zakup na: iTunes
Posłuchaj radia Noah and the Whale na tuba.fm

Podobna historia ma miejsce w przypadku nowego albumu holenderskiej wokalistki Caro Emerald. Deleted Scenes From The Cutting Floor, pierwsza płyta pani Emerald, narobiła trochę zamieszania i choć nie dała jej miejsca na świeczniku obok Adele czy Lany Del Ray (moim zdaniem niezasłużenie!), to najwyraźniej była na tyle udana dla samej autorki, że ta zdecydowała się wyraźnie kontynuować drogę tam obraną. Naturalnie, The Shocking Miss Emerald to płyta - podobnie jak w przypadku powyższego albumu Noah and the Whale - znacznie lepiej wyprodukowana: zarówno głos wokalistki jak i akompaniament instrumentów jest ostry jak brzytwa, a każdy dźwięk słyszalny i czysty, tym niemniej całość również, wbrew tytułowi, nie zaskakuje. To wciąż te same, zanurzone w retro-sosie, pełne szyku i piękna piosenki, jakie można puścić sobie w ciepły letni wieczór do lampki wina. I mógłbym tutaj również konsekwentnie spisać album na straty, tak jak i powyższą pozycję, ale szczerze przyznam, że już po pierwszym przesłuchaniu, miałem wręcz odwrotne odczucia. Jasne, to teoretycznie taka sama płyta co poprzednio, nie przeczę, ale jest kilka powodów, dla których prawdopodobnie będę do niej jeszcze nie raz wracał. Po pierwsze, piosenki są moim zdaniem ciekawsze i bardziej różnorodne, niż na poprzedniczce - żadna z nich nie nadaje się do skipowania, każda jest dopracowana i wnosi coś do całego albumu. Po drugie, Caro Emerald jest fenomenalną wokalistką, której słuchania nigdy nie mam dość - to, jak panuje nad swoim głosem, jest niesamowite, a krystalicznie czysta produkcja jeszcze to uwydatnia. Jeśli więc lubicie ciekawe wokalistki i takie retro-klimaty, będziecie prawdopodobnie zachwyceni. Płyta w żadnym razie nie jest shocking, ale i tak polecam ją bardzo gorąco.

Odsłuchaj na: Spotify · Deezer · Wimp
Zakup na: iTunes
Posłuchaj radia Caro Emerald na tuba.fm

Pamiętacie ostatni dobry album Weezer? Ja też nie. Na szczęście jest Surfer Blood, którzy obok Wavves są głównymi ambasadorami nostalgii za rockiem alternatywnym z lat 90-tym, pełnym brudnych, przesterowanych gitar i słonecznego, college’owego klimatu. Slow Six zaczyna się niepozornie, by zakończyć monumentalnie, a słuchacz musi przedzierać się przez gąszcz ciężkich riffów - by wreszcie dobić do leniwego, satysfakcjonującego epilogu. Jest do świetny zwiastun nadchodzącej nowej płyty zespołu, Pythons, która już jest dostępna do pre-orderu na iTunes. Sprawdzę ją na pewno.

Posłuchaj radia Surfer Blood na tuba.fm

Na koniec nowy singiel wokalistki, która zamyka klamrą całe to zestawienie, bowiem blisko współpracowała z Noah and the Whale na etapie ich pierwszej płyty (ba, z Charliem Finkiem łączyły ją kontakty dosyć zażyłe). Laura Marling, bo o niej mowa, to dosyć znane nazwisko w światku alternatywnej muzyki, choć niestety nie udało jej się do tej pory przebić do mainstreamu - a szkoda, bo dziewczyna ma wszystko co trzeba: talent do pisania piosenek, cudowny głos, jest młoda i ładna, a i nie można odmówić jej charyzmy, czy pomysłu na siebie. Master Hunter to bezwstydnie folkowy (brzmi jak opening do Firefly) utwór, który jest takim kotłem emocji i rożnych nastrojów, że niejedna bardziej doświadczona wokalistka pozazdrościłaby Laurze ekspresji i umiejętności śpiewania tak, by brzmieć spokojnie i wściekle jednocześnie. Jeszcze o Laurze usłyszymy, to pewne.

Odsłuchaj na: Spotify · Deezer · Wimp
Zakup na: iTunes
Posłuchaj radia Laura Marling na tuba.fm

REKLAMA

***

Tym optymistycznym akcentem kończymy na dziś - życzę miłego słuchania!

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA