REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Zakochaliśmy się w jego roli Tyriona z "Gry o tron", a teraz uwodzi nas w "Cyrano". Film już w kinach

"Cyrano" już w kinach. W głównej roli zobaczymy Petera Dinklage'a. Znany z "Gry o tron" aktor wciela się w tytułowego mistrza szpady i słowa, który ze względu na swą odmienność fizyczną nie może wyznać miłości swojej ukochanej. Samą opowieść widzieliśmy już w kinie wielokrotnie. Joe Wright nadaje jej jednak nowe życie. W jaki sposób? Dowiecie się z naszej recenzji.

04.03.2022
20:41
cyrano premiera recenzja peter dinklage
REKLAMA

Cyrano de Bergerac na stałe rozgościł się w X muzie. Po tym jak w XIX wieku postać prawdziwego pisarza zmitologizował w swojej sztuce Edmond Rostand, filmowcy co chwilę próbują utrwalić jego legendę dla kolejnych pokoleń widzów. Przyjęło się, że w licznych reinterpretacjach przemielanej przez kino historii, aktorzy biegają po ekranie z za dużym nosem (pierwowzór bohatera rzeczywiście miał z tego powodu kompleksy). U Joe Wrighta jest inaczej. Tytułowa rola przypadła bowiem w udziale niskorosłemu Peterowi Dinklage'owi. Reżyser wykorzystuje więc jego naturalne cechy fizyczne, aby podkreślić odmienność bohatera i dostosować znaną wszystkim opowieść do wymogów współczesnej publiczności.

REKLAMA

Kto by dzisiaj mimowolnie nie zachichotał, widząc aktora z groteskową protezą nosa? W końcu filmowcy jeszcze w latach 80. sprowadzili taki zabieg do absurdu, każąc Steve'owi Martinowi w hollywoodzkim stylu zdobywać serce tytułowej "Roxanne". Dzisiaj ta opowieść wymaga już zupełnie innego podejścia. Nie jest jednak tak, że Wright próbuje pisać historię Cyrano od nowa. Chce tylko oddać jej emocjonalne znaczenia, które w kolejnych adaptacjach gdzieś zaginęły. Wybór Dinklage'a okazuje się więc idealny, bo ani Jose Ferrer, ani Gerard Depardieu nie potrafili pożenić w swoich kreacjach tragizmu z komizmem z taką łatwością.

Cyrano - recenzja musicalu z Peterem Dinklage'em

Jeszcze nikt przed Dinklage'em nie wypadał tak tragikomicznie, podczas sceny rozmowy z Roxanne w piekarni. Kiedy kobieta mówi mu, że się zakochała, a potem, że nigdy ze swoim ukochanym nie rozmawiała, malujące się na jego twarzy miłość, nadzieja i szczęście stopniowo przechodzą w zagubienie, irytację i żal. Aktor jest tu jak dziecko i w żadnej okazywanej przez niego emocji, nie znajdziemy cienia fałszu. Nieustanne balansuje na granicy przerysowania, aby nadać bohaterowi wiarygodności, jednocześnie wpisując się w przyjętą przez reżysera konwencję.

Cyrano - recenzja / zwiastun

W samej fabule niewiele się zmienia. To ta sama historia co zwykle. Tytułowy Cyrano jest odmieńcem, ale nikt nie może się z niego wyśmiewać, bo sam bez problemu stawi czoła dziesięciu atakującym go żołnierzom. Chociaż w walce nie ma sobie równych, ze względu na swój wygląd brak mu odwagi, aby wyjawić przyjacióce, co naprawdę do niej czuje. Roxanne zakochuje się natomiast w nowym rekrucie z jego regimentu, Christianie. Prosi głównego bohatera, aby zaopiekował się jej wybrankiem. Protagonista, który piórem włada nie gorzej niż szpadą, będzie w jego imieniu pisał do niej listy, a Wright zrobi wszystko, abyśmy nie mieli do czynienia z odmierzoną od linijki ekranizacją losów de Bergeraca.

Testem dla każdej kolejnej wersji perypetii Cyrana jest scena w teatrze. To niczym pytanie "być albo nie być" w adaptacjach "Hamleta". Wszyscy zastanawiają się, jak tym razem zostanie zainscenizowana, bo moc całej opowieści spoczywa na jej barkach. Wright zdaje sobie z tego sprawę i ten egzamin zdaje na szóstkę. Dla niego jest to nie tylko okazja do przedstawienia bohaterów, ale też sposób, aby zaprosić widzów do wspólnej zabawy. Twórca nadaje w ten sposób tonację całemu filmowi. W dalszej części seansu okaże się bowiem, że ustami protagonisty zarzucającemu "najwybitniejszemu aktorowi swojego pokolenia" hańbienie instytucji kultury swoją wyniosłością, sprzeciwia się pretensjonalności w sztuce. Mamy do czynienia z czymś na kształt manifestu, któremu reżyser hołduje przez resztę narracji.

Cyrano - czy warto obejrzeć musical z udziałem Petera Dinklage'a?

Przy okazji takich fabuł jak "Cyrano" łatwo mimowolnie popaść w nadmierny kicz, zmieniając dramat w komedię. Wright ani razu nie przekracza granicy bezemocjonalnej przesady. Bierze swoją opowieść w nawias niesamowitości, każąc nam zawiesić niewiarę. Oczywiście, że pełno tu gatunkowych skrótów i płycizn scenariuszowych. Tracą one jednak na znaczeniu, bo konwencja musicalu pozwala wyśpiewać to, co wypowiedziane brzmiałoby śmiesznie. Kiedy Christian wraz z całym regimentem piosenką opowie, jakby to chciał umieć znaleźć słowa, aby wyrazić, co czuje, razem z Roxanne zakrzykniecie potem "chcę więcej".

REKLAMA

Opowieść o Cyrano jest o tyle niewdzięczna, że sama w sobie może pochwalić się nadmiarem atrakcji. Mamy tu wątek miłosny, pojedynki, a nawet regularną wojnę. Dzięki musicalowej gramatyce wszystko to wybrzmiewa na ekranie z pełną mocą. Nie zdziwcie się, kiedy łezka wam się w oczach zakręci, gdy kolejni żołnierze będą śpiewać o niebie, które znajdą tam, gdzie padną. Ten film przepełniony jest emocjami, bo Wright za pomocą bliskich kadrów i miękkiego światła czyni go niezwykle intymną fantazją, która odnosząc się do naszych najniższych instynktów, staje się prawdziwym dziełem sztuki.

"Cyrano" traktuje o potędze słów, które potrafią wzbudzić w czytelniku każdą możliwą emocję. Wright pisze swoją opowieść niezwykle filmowym językiem, wpływając na widzów tak jak poezja protagonisty na Roxanne. Być może mamy tu do czynienia z klasycznym przykładem przerostu formy nad treścią. Co jednak z tego, skoro w kinie od dawna nie doświadczyliśmy tak intensywnych emocji. Trzeba nie mieć serca, żeby się w tym filmie nie zakochać.

"Cyrano" już w kinach.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA